Horacy Muszyński: Sztuce często towarzyszy lęk [WYWIAD]
Mordercze ogórki kiszone, mściwe sobowtóry i walory kina gatunkowego – o swoich filmach i zamiłowaniu do horrorów opowiada artysta Horacy Muszyński.
Na czas kwarantanny udostępniłeś w internecie swój film "Kishonia", który nagle okazał się zaskakująco aktualny.
"Kishonia" opowiada historię dwóch naukowców zajmujących się dziwną chorobą, która zaczyna rozprzestrzeniać się po Hiszpanii. Choroba ta nadeszła znad morza i okazuje się, że wywołują ją ogórki kiszone. Jej objawy wyglądają tak, że ludzie zaczynają powoli i w bólach mutować w ogromne ogórki i atakować innych. Coś w rodzaju karykatury zombie apokalipsy. W trakcie dochodzenia do naukowców dołącza japońska ekspertka do spraw polskiej żywności, która pomaga im rozwikłać problem. Okazuje się, że nie jest to zwykła choroba, lecz coś o wiele głębszego, starszego i wręcz magicznego...
Czemu zombie zastąpiłeś ogórkami kiszonymi?
Sam jestem wielkim fanem wszystkich fabuł o zombie i Žižkowej interpretacji figury zombie jako stopnia zerowego ludzkości, czegoś przedświadomego, do czego boimy się zostać zredukowani. Choć mi kojarzy się ona przede wszystkim z nacierającą masą i ideą, która uderza w ludzi. Kiedy pierwszy raz myślałem o "Kishonii", w 2017 roku, coraz wyraźniej i szybciej rozlewał się nacjonalizm. Ogórek kiszony jest z kolei nieco dziwnym polskim symbolem – czymś, co fermentuje, kisi się, dojrzewa poprzez fermentację we własnych sokach.
Sama historia narodziła się w Walencji, gdzie mieszkałem w sześciusetosobowym akademiku. Ponieważ nie znałem hiszpańskiego, kiedy tylko po raz pierwszy usłyszałem głosy studiujących tam Amerykanów, od razu się do nich dosiadłem. Mieli bardzo filmowe twarze, uznałem, że byłoby ekstra nagrać z nimi film. Oni uwielbiali korniszony, słodkie ogórki w zalewie octowej. Po tygodniu, kiedy znaliśmy się już trochę lepiej po wspólnych stołówkowych posiedzeniach, zapytałem, czy jedli kiedyś polskie ogórki. Powiedziałem, że są najlepsze na świecie i muszą ich spróbować. Znalazłem w Walencji sklep ze wschodnią żywnością i kupiłem im te ogórki. Spróbowali, wypluli i powiedzieli, że to jest zgniłe, jak można to jeść, od tego można się pochorować! Stwierdziłem, że w takim razie trzeba zrobić horror o ogórkach.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Kishonia", reżyseria: Horacy Muszyński, fot. materiały prasowe producenta
Ten film jest utrzymany w bardzo wyrazistej konwencji, kojarzy się z horrorami klasy B puszczanymi wieczorami na Polsacie na początku lat dwutysięcznych. Zaangażowałeś do niego nawet lektora Tomasza Knapika.
Z Tomaszem Knapikiem udało mi się nawiązać współpracę też właściwie dzięki ogórkom. Kiedy do niego napisałem z pytaniem, czy zgodzi się być lektorem w tym filmie i opisałem mu fabułę, zareagował bardzo entuzjastycznie i błyskawicznie się zgodził, mówiąc, że uwielbia ogórki kiszone. Udało się w zasadzie bezkosztowo to załatwić, za co jestem mu ogromnie wdzięczny. Samym wykorzystaniem lektora zainteresowałem się już wcześniej, traktując jego głos jako rodzaj pomostu między mass mediami a sztukami wizualnymi. Szukam elementu, który trafi do widza nieznającego się na sztuce współczesnej i nie będącego jej codziennym odbiorcą. Kiedy wejdzie on do galerii i usłyszy znajomy głos lektora, to może jest szansa, że nie odrzuci z automatu tej pracy z nastawieniem typu "nie rozumiem, o co chodzi".
Horrory klasy B też są niszą – dopiero teraz powstał pierwszy polski slasher, "W lesie dziś nie zaśnie nikt". Kino gatunkowe jako takie w Polsce nadal jest jeszcze niedoceniane. A to bardzo dobre narzędzie, by przez pozornie proste historie porozmawiać o problemach współczesności. Przez to, że nie mają bardzo patetycznego tonu, można przemycić w nich więcej treści i zachować swobodę w podejściu do odbiorcy. Jeśli ten nie będzie chciał w tym wszystkim znaleźć jakiegoś rodzaju metafory, będzie to dla niego fajny film akcji – i to też jest super. Dzięki prostej formie można więc dotrzeć do większej liczby widzów i jednocześnie nie przygnieść ich próbami interpretacji świata, odpowiedzenia na fundamentalne pytania.
W kinie uwielbiam też analogowość, coraz bardziej dziś zanikającą. Bardzo lubię manualnie robione efekty specjalne, w których nie da się ukryć, że to, co oglądamy, jest tylko filmem. To wejście w opowieść i konwencję jest dla mnie ciekawsze niż próba stworzenia idealnej iluzji rzeczywistości.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Horacy Muszyński, "ASS.DEATH.DICKS" (czyt. aesthetics), widok wystawy, fot. Maciej Landsberg
Od paru lat mówi się jednak o renesansie kina gatunkowego, w tym arthouse'owego horroru, który doceniany jest na ważnych festiwalach. Także przez warstwę metaforyczną, o której wspomniałeś – "Us" Jordana Peele'a można czytać jako historię o głęboko zakorzenionej traumie niewolnictwa, "The VVitch" Roberta Eggersa – jako opowieść o represjonowanej w purytańskim społeczeństwie kobiecej seksualności. A o czym opowiada horror o ogórkach kiszonych?
Interesowała mnie głównie kwestia rozwijającego się nacjonalizmu, mechanizmu rozprzestrzeniania się ideologii. W filmie pradawna siła, która zostaje odrzucona, powraca z o wiele większą mocą i w sposób przemocowy. Pojawia się też na końcu wątek, można powiedzieć, feministyczny. Poprzez odrzucenie kobiecej roli w historii dochodzi do zemsty, która jednak też jest zła i przemocowa. Jest to więc film o zachowaniach przemocowych, mimo że może stać za nimi dobra idea. Nie ukrywam, że miał być też rodzajem żartu i komentarzem na temat braku dystansu i luzu w polskim kinie, gdzie każdy film musi być nasączony trudnymi i poważnymi tematami, nie biorąc pod uwagę polskich komedii romantycznych.
Renesans horroru jest też możliwy dzięki temu, że mamy dziś technologię znacznie przekraczającą możliwości lat 80., kiedy możliwe były tylko analogowe efekty i stawiało się na realizm, by przywołać choćby dzieła scenograficzne Toma Saviniego, który pracował m.in. z Johnem Romero i Quentinem Tarantino. Dziś można bardziej świadomie wykorzystywać konwencje efektów specjalnych, rodzaj estetyzacji. Nie wspominając o Tromie, która celowo pokazywała, że efekty specjalne mogą być tanie i świetny efekt da się uzyskać, nie mając praktycznie żadnych możliwości finansowych. "Kishonia" też powstawała w tym duchu, miała praktycznie zerowy budżet, cały film był kręcony iPhonem.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Horacy Muszyński, "ASS.DEATH.DICKS" (czyt. aesthetics), widok wystawy, fot. Maciej Landsberg
Jeden z twórców wspomnianej Tromy pytał: "Po co wydawać dwadzieścia milionów na jeden film, skoro za te pieniądze można stworzyć sto innych?". Ale ty poruszasz się jednak w świecie sztuki i instytucji artystycznych, gdzie o milionowych budżetach, w przeciwieństwie do kina, nie można nawet marzyć. Dlaczego?
Przemysł filmowy chyba nie jest jeszcze gotowy, by w pełni zaufać twórcom robiącym rzeczy bardzo niekonwencjonalne. Poza tym interesuje mnie forma serialu, a młodemu twórcy często nie daje się pieniędzy nawet na film krótkometrażowy, a co dopiero na serial. Miałem jedną przygodę z większą produkcją filmową i ten rodzaj kina, w którym trzeba ponad czterdzieści godzin czekać na ujęcie, by wszystko ustawić, to zupełnie nie moja wrażliwość. Nie mogę też wejść do świata filmowego obiema stopami, bo interesuje mnie performatywna część filmu. To, że jakaś jego część jest realna. Serial "ASS.DEATH.DICKS (czyt. aesthetics)" w CSW Zamek Ujazdowski realizowaliśmy w ten sposób, że filmowana sytuacja była poniekąd rzeczywista. Aktorzy faktycznie byli przez osiem dni zamknięci w instytucji, posługiwali się imionami swoich postaci. W pracy "ID" robiłem film, wynajmując na tydzień aktora, który grał mnie samego w rzeczywistym życiu. Jest więc aktor, którego reżyseruję, ale gra mnie w prawdziwych sytuacjach i na przykład rozmawia z moimi przyjaciółmi bez scenariusza. Sytuacja fabularna miesza się z dokumentalną.
W "Kishonii" występowali z kolei ludzie, którzy nie mieli żadnego doświadczenia filmowego. Japonka grająca ekspertkę do spraw polskiej żywności w ogóle nie mówiła po angielsku, więc cały czas wisiała na telefonie ze swoim kolegą, który jej tłumaczył, co się dzieje na planie. Była zupełnie odklejona od rzeczywistości. Siedzieliśmy z tymi studentami prawa, których zaangażowałem jako aktorów, zamknięci przez cały dzień w jednym mieszkaniu. Nakłaniałem ich do tego, by ze sobą rozmawiali, też będąc cały czas w roli. Już po kilku godzinach na planie powoduje to mocne wczucie się w rolę, trochę jak w grach RPG albo LARP-ach, w których uczestniczyłem w czasach licealnych.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Zabójczy głos", reż. Horacy Muszyński, fot. dzięki uprzejmości artysty
Konwencja dokumentu, a właściwie paradokumentu, też pojawia się w twoich pracach. "Zabójczy głos" to pastisz paradokumentu o zjawiskach nadprzyrodzonych.
To był film zrealizowany jeszcze na studiach. Mieliśmy zadanie wzorowane na filmie Larsa von Triera "Pięć nieczystych zagrań", w ramach którego musieliśmy na pięć sposobów przerobić dany motyw. Ja wybrałem motyw wzięty z Baudelaire'a, co może brzmi poważnie, ale sytuacja była totalnie niepoważna – akurat miałem "Kwiaty zła" na szafce nocnej, bo chciałem zaimponować dziewczynie. Dzień przed wybraniem tematu szybko je przewertowałem i na jednym z wierszy postanowiłem oprzeć fabułę. W ramach tych nieczystych zagrań wykładowca mówił na przykład: "Zrób z tego dokument, w którym ty będziesz głównym bohaterem". W "Zabójczym głosie" więc faktycznie duchem jestem ja, chociaż występuję tam dosłownie przez sekundę. Oczywiście wykładowcy chodziło o raczej o pewną opowieść o sobie, natomiast ja podszedłem do tego totalnie telewizyjnie i chciałem pokazać, że dokument nie musi być sytuacją rzeczywistą. Może wyglądać na rzeczywisty, choć jest totalnie wymyślony – wszystko zależy od wyboru konwencji. Dokumenty emitowane np. na Discovery, których oglądam bardzo dużo, niby mają opowiadać o sytuacji rzeczywistej, choć osoby, które mają jakiekolwiek telewizyjne doświadczenie, wiedzą doskonale, że to jest reżyserowane.
Seriale paradokumentalne mają takie wzięcie, bo człowiek uwielbia podglądać cudze życie. Im bardziej jest to teoretycznie prawdziwe, tym większa w człowieku satysfakcja z oglądania cudzego nieszczęścia czy podglądania cudzych intryg. Zastanawiam się, jak wprowadzić w świat sztuki widza, który w telewizji jest edukowany za pomocą takiego contentu. Szukam sposobu, żeby ten content tak przerobić, by miał w sobie coś więcej niż prostą telewizyjną historię. Coś, co widz może, choć nie musi, wyłapać.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Kishonia", reżyseria: Horacy Muszyński, fot. materiały prasowe producenta
Czy powielanie niektórych klisz nie wydaje ci się jednak ryzykowne? W "Kishonii" na przykład jako pierwszy z grupy głównych bohaterów ginie niebiały sprzątacz.
On faktycznie ginie jako pierwszy z głównych bohaterów, choć pierwszą ofiarą w całym filmie jestem ja, w pierwszej scenie. To wzięło się też z rozmowy z aktorem, który stwierdził, że musi w filmie zginąć. Dał mi wręcz ultimatum, że jeśli ma zagrać, to musi zginąć pierwszy, bo zawsze marzył o takiej scenie.
Ostatnio oglądałem znów "Gremliny" i kilka tego typu rzeczy, w których faktycznie bohaterowie reprezentujący mniejszości etniczne potraktowani są bardzo po macoszemu. Z kolei ta postać w "Kishonii" jest właściwie najbardziej szlachetną osobą wśród bohaterów, reprezentuje ich najbardziej ludzką stronę. Więc starałem się powalczyć ze stereotypem i stworzyć z tego "konserwatora powierzchni płaskich" postać najbardziej heroiczną, której śmierć nie idzie na marne. To była gra z tym stereotypem. Prawda jest taka, że w większości horrorów osoby ciemnoskóre nie giną pierwsze, a znane powiedzenie “The black man will die first” było tak naprawdę zagrywką propagandową.
We wszystkich twoich dotychczasowych produkcjach pojawia się pierwiastek horroru, nawet w filmie z aktorem-sobowtórem. Co cię tak przyciąga do tego gatunku?
W przypadku "ID" mieliśmy faktycznie sytuację rodem z niezliczonych horrorów o złych bliźniakach. Aktor grający mnie w pewnym momencie stwierdził, że to on jest twórcą tego filmu i zaczął reżyserować moich kolegów. Tak jak ja kazałem powtarzać kilka razy daną scenę, pokazując na przykład, jak powinien wiązać buty, tak on kazał komuś z moich znajomych inaczej nalewać herbatę i w ten sposób się mścił.
Zawsze lubiłem horrory, choć ostatnio mam coraz większy problem z tym, żeby się na nich bać. W horrorach niewiadoma, tajemnica ma, w przeciwieństwie do thrillerów, podłoże w świecie nieistniejącym i zahacza o coś, co jest naprawdę nierzeczywiste, ale nie tak jak w science fiction, gdzie to, co obce, ma swoją konkretną genezę – w horrorze może pojawić się aspekt innego jako czegoś niezrozumiałego, co nie potrzebuje swojego wyjaśnienia. Może dlatego horror tak mnie interesuje. Poza tym horror, choć posługuje się często jump scares i innymi schematami, jest jako forma bardzo otwarty. Może da się to też jakoś odnieść do świata sztuki.
Choć w sztuce strach nie jest emocją, do której sięga się często.
A zarazem przychodząc do galerii wiele osób odczuwa pewien lęk, choćby zadając sobie pytanie: czy to, na co patrzę, jest dziełem sztuki, czy nie? Ja na przykład jako widz czuję lęk przed tym, czy performer mnie nie będzie próbował jakoś zaangażować w swoją akcję. Podobnie w teatrze – wiele osób siedzi wbitych w fotel, bo boją się, że zaraz zostaną w coś wciągnięci. Sztuce często towarzyszy lęk.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]