Fatalne zauroczenie – komedia romantyczna po polsku
Pełna jest stereotypów i klisz, seksistowskich uproszczeń i niedobrych żartów, a mimo to przyciąga do kin miliony widzów. Na czym polega fenomen polskiej komedii romantycznej?
Mawiają, że jest nieśmieszna i mało romantyczna. Nie ma dobrej prasy ani przesadnie licznej grupy obrońców, festiwalowe sukcesy są poza jej zasięgiem, a u postronnych kinomanów wywołuje raczej uśmiech lekceważenia niż pozytywne emocje. Polska komedia romantyczna jest jednym z największych paradoksów rodzimego kina. Żaden inny gatunek nie budzi bowiem tak powszechnej krytyki, ale żaden też nie potrafi przyciągać do kin tak wielu widzów. Polski kom-rom to dla widzów rodzaj grzesznej kinowej przyjemności, dla producentów zaś – gwarancja finansowego sukcesu.
Co oglądamy w ukryciu?
Tylko w 2018 roku, rekordowym jeśli chodzi o kinową frekwencję, w pierwszej 10 najpopularniejszych polskich filmów znalazły się aż cztery komedie romantyczne, a trzy z nich – "Planeta singli 2", "Narzeczony na niby" i "Podatek od miłości" – mogą się pochwalić ponad milionową publicznością. Wśród 20 najpopularniejszych polskich produkcji minionych miesięcy aż dziewięć to właśnie romantyczne komedie.
Nie jest to zresztą chwilowa moda. W ciągu minionej dekady miłosne komedie niemal co roku lądowały na szczytach boxoffice'u. Sama trzyczęściowa seria "Listów do M" miała niemal dziewięciomilionową publiczność, a dwie części "Planety Singli" (trzecia, bodaj najlepsza, jest już w drodze na ekrany) przyciągnęły do kin ponad 3,5 miliona widzów.
Z badań Research&Development Solutions przeprowadzonych w 2010 roku wynika, że aż 62% polskich widzów wskazuje komedię jako ulubiony gatunek. W tym samym badaniu na film autorski wskazywało 9% respondentów, kryminał – 12%, a film sensacyjny – 14%. Doskonale wiedzą o tym najwięksi polscy producenci, którzy z dużą regularnością wypuszczają na rynek kolejne romantyczne komedie.
W ostatnich latach na rynek weszli także najwięksi telewizyjni gracze – TVN wyprodukował kasową serię "Listów do M.", Polsat w minionym roku pokazał m.in. "Serce nie sługa", a od lat jednym z czołowych producentów romantycznych komedii jest MTL MaxFilm, czyli producent najpopularniejszych nadwiślańskich telenowel (m.in. "M jak Miłość").
Skazani na sukces
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"Podatek od miłości", fot. materiały promocyjne
Na czym zatem polega kłopot z romantyczną komedią made in Poland? Głównie – na jej konfekcyjnym charakterze. Komedia romantyczna sprzedaje się bardzo dobrze, ale jej sukces w większej mierze zależy od marketingowej skuteczności niż jakości produktu filmowego. "Miszmasz, czyli kogel-mogel 3", który niedawno pojawił się na ekranach polskich kin, został rytualnie wręcz zmiażdżony przez krytyków (według serwisu Mediakrytyk jego średnia ocena wśród recenzentów to zaledwie 3,1 na 10), ale mimo to za chwilę przekroczy barierę 2 milionów widzów, pokazując, że rozbudzenie sentymentu widzów jest ważniejsze niż warsztatowa sprawność twórców.
Polski widz romantycznej komedii nie docenia jakości, dlatego też producenci nie wysilają się zbytnio, by ją wypracować. Od dramaturgicznej precyzji i rzemieślniczej poprawności istotniejsza jest dla nich właściwa obsada i data premiery. Film wprowadzony do kin przed świętami Bożego Narodzenia lub w okolicach walentynek i tak skazany jest na komercyjny sukces.
A skoro od jakości rzemiosła zależy niewiele, podczas prac nad kom-romami rodzimi scenarzyści zawieszają prawa rządzące filmową dramaturgią. W polskiej komedii pisarskie reguły nie obowiązują: nieważna jest trójaktowa kompozycja, właściwe rozmieszczenie punktów zwrotnych, a nawet konstrukcja bohatera, rzecz kluczowa dla tego konkretnego gatunku.
Podczas gdy bohaterowie większości filmów zwykle przebywają drogę do samopoznania, na oczach widzów przeżywając wewnętrzną przemianę, w romantycznej komedii znad Wisły nic podobnego nie występuje. Droga bohatera jest już na wstępie zaprogramowana i prowadzi do miłosnego spełnienia. Nie ma potrzeby tworzenia pełnokrwistego portretu bohatera, bo ten ostatni ma być jedynie pionkiem przesuwanym po planszy z zarysowaną drogą – od nieszczęśliwego samotnika/samotniczki do spełnionego kochanka/kochanki.
Kobiety z Wenus
Skoro więc w polskiej komedii romantycznej prawa dramaturgii i scenariopisarskiego warsztatu ulegają zawieszeniu, co łączy wszystkie te nieszczęsne tytuły? Głównie – typologia postaci.
Polskie komedie o miłości od lat zaludniają ci sami bohaterowie i bohaterki. Zwłaszcza pula żeńskich postaci jawi się jako niezmienna. Są tu współczesne inkarnacje Bridget Jones, które bardzo chciałyby być silne i niezależne, ale sen z powiek spędza im niezwalczony cellulit. Są nieśmiałe prowincjuszki wkraczające w świat wielkiego miasta, zimnokrwiste bizneswomen z korporacji zagłuszające swój głód miłości, są żony-sztywniary pilnujące domowego ogniska i wierności męża, roztrzepane neurotyczki, seksualnie wyzwolone mieszkanki metropolii i rozczarowane dziewczyny na progu staropanieństwa.
Podczas gdy najciekawsze miłosne komedie z Wielkiej Brytanii czy Hollywood zabierają widza w podróż z oryginalnymi postaciami, ich nadwiślańskie wersje proponują niekończącą się powtórkę z rozrywki. I kiedy w "Czasie na miłość" Richarda Curtisa bohaterem jest chłopak potrafiący cofać czas; w "Też go kocham" Jessego Peretza para kochanków zostaje zauroczona przez tego samego podstarzałego rockmana; a świetne "I tak cię kocham" Michaela Showaltera łączy romantyczne tony z opowieścią o międzykulturowych różnicach, polscy scenarzyści wciąż sięgają po tę samą pulę bohaterek i bohaterów.
Mężczyźni z żurnala
Z facetami jest nawet gorzej – tu pula ludzkich typów wydaje się jeszcze mniejsza niż w przypadku żeńskich postaci. W polskiej komedii romantycznej mężczyźni są bowiem nieprzeciętnie nudni i jest ich zaledwie kilku. Najpowszechniej występującym jest playboy czekający na usidlenie. Ma wymuskaną twarz Piotra Adamczyka, Macieja Zakościelnego lub Mikołaja Roznerskiego, dużo pewności siebie, niezłą muskulaturę, a przed sobą drogę ku dojrzałości oznaczającej – rzecz jasna – miłosne zaangażowanie.
Oprócz tego specyficznego gatunku mężczyzny przez ekrany przewijają się również inne: cyniczny podrywacz, którego musi spotkać zasłużona kara; zły szef z korporacji odkrywający swoje ludzkie oblicze; przegięty gej; i nieporadny kujon przeobrażający się w samca alfa.
Nie masz chłopaka nad Karolaka
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Tomasz Karolak w filmie "Planeta singli 2", fot. materiały promocyjne
Jest wreszcie i on – Tomasz Karolak. O ile pozostałe typy bohaterów grane są przez różnych aktorów, o tyle Karolak jest tylko jeden. W ostatnich dwóch dekadach stał się on dla polskiej komedii tym, czym "Kevin sam w domu" dla polskich świąt – nieco irytującym, ale niezbędnym elementem tradycji. Bez Karolaka nie byłoby współczesnej nadwiślańskiej komedii romantycznej. Dość powiedzieć, że tylko w 2018 roku na kinowe ekrany trafiły cztery romantyczne komedie z jego udziałem.
Z jego diastemą, okrągłą twarzą i sylwetką, która nie próbuje być idealna, Karolak jest symbolem polskiej męskości. Nie tej wyobrażonej i idealnej, ale męskości przaśno-prawdziwej. O jego znaczeniu dla polskiej komedii pisała niedawno Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, autorka bloga ZwierzPopkulturalny, słusznie wskazując, że Karolak stał się w polskim kom-romie reprezentantem męskiego widza.
Bo choć komedia romantyczna jest gatunkiem skrojonym głównie pod potrzeby kobiecej publiczności, aby mogła odnieść duży kasowy sukces, także męska część publiczności musi odnaleźć w niej swoje odbicie. I tu na scenę wkracza Tomasz Karolak. Zwykle gra przyjaciela głównego bohatera, rubasznego doradcę z pulą szowinistycznych poglądów, podstarzałego Piotrusia Pana z dużą dozą pewności siebie. Nie jest idealny, ale jakimś trafem nie przeszkadza mu to ani w erotycznych podbojach, ani w odnoszeniu życiowych sukcesów.
Playboye polskiej komedii romantycznej się zmieniają: Pawła Deląga i Piotra Adamczyka zastępują kolejno Maciej Stuhr i Zakościelny, Mikołaj Roznerski, Piotr Stramowski i Bartosz Gelner, a tymczasem Karolak przeżywa ich wszystkich. Widać ideały się zmieniają, a męska fantazja o kumplu z sąsiedztwa zawsze pozostaje tak samo potrzebna. Czego dowodem jest również kariera Pawła Domagały, aktora obdarzonego porównywalnym do Karolaka komediowym zmysłem i specjalizującego się w sprzedawaniu ekranowej niedoskonałości.
Wszystko na sprzedaż
Ale nie tylko niedoskonałość sprzedaje się w polskich kom-romach. Drugim obok Tomasza Karolaka stałym elementem polskiej komedii romantycznej jest bowiem nieudolne lokowanie produktów.
W przeciwieństwie do filmów autorskich, a nawet kinowych kryminałów, romantyczne komedie rzadko mogą liczyć na dotację z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, dlatego ich producenci gdzie indziej muszą szukać pieniędzy potrzebnych na produkcję. Z pomocą przychodzą producenci parówek ("To nie parówki, to berlinki" – to klasyczny już cytat z jednej z polskich komedii), jogurtów i odchudzających herbatek, sprzedawcy biżuterii i samochodów, a także właściciele portali z ogłoszeniami o pracy, serwisów aukcyjnych i portali oferujących jedzenie z dowozem.
Nie byłoby w tym może nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że filmowy product placement po polsku nigdy nie grzeszył subtelnością. Komedia romantyczna nie jest wyjątkiem – tu naprawdę zdarzają się dialogi o wyższości berlinek nad zwykłymi parówkami, wręczanie zaręczynowego pierścionka zawsze wiąże się z kilkusekundowym ujęciem pudełka z nazwą pewnej znanej firmy, a bohater "Po prostu przyjaźń" w szpitalu przekonuje dziecięcego pacjenta, że jogurt, który mu przyniósł i który prezentuje jak obwoźny sprzedawca, ma w sobie kawałki owoców i żywe kultury bakterii.
I choć obscenicznie natrętne lokowanie produktów w polskich komediach trudno jest wytrzymać, nie jest ono przypadłością wyłącznie tego gatunku filmowego. Dość przypomnieć kultową scenę z "Operacji Samum" Władysława Pasikowskiego, w której ważna rozmowa bohaterów musiała ustąpić miejsca obrazowi piwa stojącego na siedzeniu samochodu, albo scenę z niedawnej "Volty" Juliusza Machulskiego, w której nazwa hotelu była ważniejsza niż działania głównych bohaterek.
Świat z reklamy
Polskie komedie romantyczne często zbudowane są z fałszywych obrazów i przekłamań. Nieprawdziwy jest w nich opis społecznych ról, genderowych podziałów i portrety bohaterów rodem z gatunkowego katalogu, ale przede wszystkim – obraz świata.
Nadwiślańska komedia romantyczna stała się bowiem symbolem ucieczki przed rzeczywistością. W tej ekranowej przestrzeni nie ma miejsca na klasowe różnice, a bieda wydaje się czymś zupełnie absurdalnym (chyba że potrzebujemy postaci śmiesznego kloszarda). Bohaterowie znajdujący się na dolnych szczeblach zawodowej kariery mieszkają w apartamentach (obowiązkowy jest widok na Pałac Kultury), na które w prawdziwym życiu nie mogliby zarobić, biedujący studenci w mieszkaniach mają meble luksusowych marek, młode pracownice korporacji jeżdżą mini copperami i prawie nikt nie wynajmuje mieszkania na spółkę.
Również prowincja tutaj nie istnieje. Chyba że główna bohaterka w chwili miłosnego kryzysu musi odnaleźć wewnętrzną równowagę, a nie mając czasu na wyprawę do Azji, jedzie do rodzinnego Grajewa czy Ełku. Szkoda tylko, że nawet one rysowane są pastelowymi kolorami i przypominają radosny skansen, a nie prawdziwy świat.
Oczywiście nikt nie wybiera się na romantyczną komedię, by oglądać reportaż z krainy wykluczonych, a gatunkowo należy ona do feel-good movies, ale eskapizm polskiej komedii romantycznej jest niewspółczesny. Zwłaszcza na tle produkcji zza oceanu, gdzie coraz częściej słychać echa najważniejszych społecznych problemów i napięć. Fakt, że polska komedia romantyczna nie chce ich dostrzegać, pokazuje, że rodzima publiczność szuka w kinie przede wszystkim bajki o lepszym świecie, gdzie wszystkim żyje się dostatnio, a życiowe mądrości bohaterów Tomasza Karolaka pozwalają zapanować nad chaosem.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]