Cytujesz w książce pracę Friedricha von Cöllna z początku XIX wieku, "Myśli o zniesieniu poddaństwa na Śląsku" – jej autor twierdził, że "chłopi śląscy są klasą, która może spowodować upadek państwa w jego dotychczasowej formie". Twoim zdaniem – mogli?
Myślę, że na pewno mogli podkopać te rządy pruskie, bowiem Śląsk pod koniec XVIII wieku był najliczniejszym i zarazem najbardziej drenowanym regionem Prus. Udana rewolucja chłopska, taka jak Wielka Trwoga w ówczesnej Francji, mogłaby oznaczać koniec Prus w dotychczasowym kształcie. Przyznam się, że sam byłem zszokowany tym cytatem, ponieważ pokutuje takie przekonanie, także na zasadzie autostereotypu, że śląscy chłopi zawsze byli tacy dostatni i tacy spokojni. A okazuje się, że ta chłopska wojna, mniej lub bardziej utajona, cały czas tliła się na Górnym Śląsku.
Podobnych cytatów jest książce zresztą więcej – choćby z Engelsa, który pisał w kontekście Wiosny Ludów, że "krzepki wandalizm wojny chłopskiej" przejawił się na Śląsku. Tak więc ówcześni intelektualiści dostrzegali to, że ci chłopi śląscy wcale nie są tacy potulni i przede wszystkim, że potrafią się organizować.
Mówimy o czasach, kiedy pojęcie tożsamości narodowej było jeszcze w powijakach, ale idąc dalej w głąb XIX wieku, okazuje się, że ten konflikt klasowy na Śląsku zdecydowanie przeważał nad narodowym.
No tak, narody de facto są wynalazkiem połowy XIX wieku. Wiosna Ludów, poza swoimi dążeniami do demokratyzacji społecznej, przyniosła także przebudzenie narodowe wśród warstw średnich. Natomiast wśród klas ludowych to przebudzenie narodowe było o wiele późniejsze. Jestem gotów się założyć, że gdyby w 1918 roku przeprowadzić badania wśród osób polskojęzycznych, to okazałoby się, że mniejszość z nich odpowiedziałaby, że uważa się za Polaków. Nawet w Niemczech, gdzie wcześniej wprowadzono powszechną edukację i służbę wojskową – a są to czynniki narodowotwórcze – po I wojnie światowej ujawniły się silne nastroje secesjonistyczne i konflikty międzyregionalne.
Te konflikty narodowe na Górnym Śląsku pojawiły się tak naprawdę dopiero na przełomie XIX i XX wieku, zaostrzyły się na początku XX wieku, a potem, co ciekawe, osłabły. Piszę o tym, że w wyborach z 1912 roku zauważalny był wyraźny spadek głosów na listy polskie i stąd wysnułem hipotezę, że gdyby nie I wojna światowa, to wcale nie jest powiedziane, że ta polskość śląska by przetrwała.
A jakbyś ją uzasadnił?
Jednym z czynników, który wyróżniał ludność śląska było przywiązanie do tradycji katolickiej, co powodowało konflikt z centralistycznym państwem. Jednakże ten wpływ Kościoła – zwłaszcza na laicyzujące się młode pokolenia robotników śląskich – z biegiem lat był coraz słabszy. O tym świadczą choćby te wspomniane wyniki wyborów z 1912 roku, gdy już nawet władze dostrzegły, że proboszczowie mają coraz mniejszy wpływ na głosy robotników, dlatego ci głosują, na przykład, na socjaldemokrację. Podejrzewam, że z czasem mogłoby to doprowadzić do asymilacji z kulturą, która dawała jednak pewne gwarancje rozwoju – większe niż samo przywiązanie do mitycznej wizji Polski.
Co do mitów, to ciekawy jest ten mit "Polski społecznej równości", który funkcjonował na Śląsku przed 1918 rokiem. Jakie były jego źródła?
Z jednej strony ten mit brał się z wyidealizowanych wyobrażeń o dawnych dziejach Rzeczpospolitej – opowieści o Kazimierzu Wielkim, obrońcy chłopów czy o husarii, która powstrzymała Turków pod Wiedniem. Ta automitologizacja przeszłości budowała mit dobrego państwa, a na to nakładała się współczesna propaganda środowisk polskich – od endecji po PPS – która głosiła, że odrodzona Polska będzie innym, nowoczesnym i sprawiedliwym krajem.
Temu tematowi poświęcona jest znakomita książka nieżyjącego już niestety historyka Eugeniusza Kopcia, "My i oni na polskim Śląsku". Prześledził on w niej uważnie, jak ten mit na Śląsku się rozwijał, jakie były jego źródła, a także jak po 1918 roku boleśnie zderzył się z rzeczywistością.
Te podziały narodowe przebiegały zresztą w skomplikowany sposób, cytujesz w książce Matthiasa Kneipa, który mówił, że "usytuowanie społeczne mogło spowodować, że Górnoślązak mówiący po niemiecku z przekonania czuł się Polakiem, i odwrotnie: Ślązak mówiący gwarą śląską z postawy mógł czuć się Niemcem".
Zdecydowanie tak było, ale chciałbym dodać tu jedną rzecz odnoszącą się właśnie do kwestii narodowościowych. Był taki pisarz Hans Marchwitza – pochodził ze śląskiej rodziny, pisał po niemiecku. W latach 30. walczył w Hiszpanii w Brygadach Międzynarodowych, a po wojnie był jednym z czołowych literatów NRD. Napisał autobiograficzną powieść "Moja młodość", która po polsku ukazała się tylko raz – na początku lat 50. Dlaczego? Na sześciuset stronach kwestii narodowej poświęcił raptem trzy akapity.
Myślę, że w realnym świecie na początku XX wieku, to mogło tak wyglądać – stosunek do języka mógł zupełnie nie łączyć się z poczuciem narodowym. Tak było zresztą nie tylko na Śląsku – myślę, że Polaków, takich jak znamy, stworzyła przede wszystkim II wojna światowa i PRL. Ślązacy też cały się przekształcali i tak jak nie ma wzoru z Sèvres Polaka, tak samo nie ma wzoru Górnoślązaka.