Ale Gonera nie był pierwszy – w 2019 w "#Jestem M: Misfit" Marcina Ziębińskiego, opowieści o szkole, wrednych dziewczynach i młodzieńczym niedostosowaniu, także roiło się od internetowych "gwiazd" takich jak Angelika Marta Mucha ps. Littlemooonster96, czy Sylwia Lipka. Wystarczająco dużo, by przyciągnąć do kin 240 tysięcy nieletnich widzów. O sto tysięcy więcej niż w tym samym roku skusiły takie film jak "Obywatel Jones" Agnieszki Holland czy "Ciemno, prawie noc" Borysa Lankosza.
Bo choć jakość większości influencerskich produkcji daleko odbiega od rynkowych standardów, a często wręcz obraża inteligencję i poczucie estetyki widzów, mimo to znajduje swoją publiczność i udowadnia, że we współczesnym kinie nie ma już jednej widowni, ale wiele różnych grup odbiorczych, często stanowiących zbiory zupełnie rozłączne. Oglądane przez miliony widzów filmy Patryka Vegi nie odebrały przecież publiczności obrazom Pawła Pawlikowskiego czy Małgorzaty Szumowskiej, ale przyciągnęły przed ekrany ludzi, którzy wcześniej nie odczuwali potrzeby wizytowania kinowych sal. A nowe kino influencerskie działa na tej samej zasadzie, szukając coraz to nowszych, niewykorzystanych nisz.
Ale wpływ, jaki media społecznościowe odciskają na kinie, ma także inny wymiar. Popularyzacja takich platform jak Snapchat, Instagram i Tik-Tok zmienia sposób konsumowania treści audiowizualnych. Przebodźcowując swoich użytkowników, sprawiają, że coraz bardziej zmniejsza się zakres uwagi i czas, który gotowi jesteśmy spędzić z jednym obrazem czy filmem. Już dziś dostrzec możemy pierwsze zmiany języka filmowego wywoływane przez media społecznościowe. Choćby w tym, jak kino oswoiło się z prezentowaniem na ekranie komunikacji sms lub z użyciem komunikatorów. Przed laty treść smsów mogliśmy podglądać jedynie na pokazanym nam ekranie telefonu, a dziś smsy wymieniane przez bohaterów najczęściej wyświetlają się w różnych częściach ekranu jako element umownej, nierealistycznej formuły, którą każdy z widzów potrafi zdekodować i zaakceptować.
A to jedynie początek. Aby wyobrazić sobie, dokąd może zmierzać kino ery mediów społecznościowych, wystarczy spojrzeć na kultowy już odcinek "Współczesnej rodziny", jednego z najpopularniejszych seriali amerykańskich minionej dekady, którego autorzy jeden odcinek (16 odcinek 6 sezonu zatytułowany "Connection Lost") w całości rozegrali na ekranach komputerów i telefonicznych komunikatorów społecznościowych. Wkrótce podobne eksperymenty zobaczymy także na kinowych ekranach, a ich pojawienie się to przypuszczalnie tylko kwestia czasu. Podobnie jak przemarsz kolejnych socialmediowych celebrytów przez kinoekrany.