Przy montażach wystaw zacząłeś pracować okazjonalnie jeszcze na studiach, a od kiedy pomagasz artystom w wykonaniu prac czy wręcz wykonujesz je samemu jako "ghostartysta"?
Około 2018 roku zaczęły się pierwsze sytuacje, kiedy ktoś życzył sobie wsparcia w realizacji jakiegoś obiektu. Czasami to był jakiś wycinek pracy, czasami, kiedy miałem wyjątkowo dobry pomysł, była to cała praca.
Wyjątkowo dobry pomysł na rozwiązanie jakiegoś problemu technicznego czy modyfikację koncepcji?
Rozwiązanie problemu technicznego. Jako ghostartist powinienem się wyrzekać własnego stylu, ale z drugiej strony jest też potencjał wpływania na modę. To trochę jak z wielkim fałszerzem van Meegerenem, który najpierw wspaniale podrabiał styl dawnych mistrzów, wytwarzał dzieła z mało udokumentowanych okresów ich twórczości, ale im łatwiej przychodziło mu sprzedawanie tych podrobionych dzieł, tym bardziej zaczynał malować jak van Meegeren. Kiedy wytwarzam nowe dzieło, kupuję sobie nowe narzędzia – a kupuję je nałogowo, pod byle pretekstem. Każde nowe narzędzie otwiera nowe możliwości. Nowe możliwości sprawiają, że tworzysz nowy typ dzieła – o nowym gięciu sklejki albo nowym kształcie, albo nowym sposobie wykorzystaniu jakiegoś materiału. Publikujesz to dzieło i zaczynają się sypać zamówienia na dzieła innych artystów wykorzystujące nowe rozwiązanie. Wydaje mi się, że gdybym poświęcił temu troszkę uwagi, można by wysterować jakąś nową modę.
Kiedy wiesz, że masz wpływ na kształt pracy, nie uwiera cię brak współautorstwa – ty rozwiązujesz problem, a ktoś inny zgarnia cały kapitał?
Odpowiem jak prawdziwy techniczny mistrz zen: j***ć. Jeżeli już wchodzisz w taką relację, to się z tym godzisz, więc absolutnie nie mam problemu z brakiem współautorstwa. Gdyby nie ci wszyscy artyści, którzy odnoszą sukcesy, ja nie miałbym pracy. Byłbym już pewnie tak sfrustrowany swoją twórczością, że bym się w ogóle sztuką nie zajmował. Bez moich najdroższych artystów, nie miałbym dla siebie w ogóle pola do działania. Nie wpadłem na pomysł zrobienia jakichś dzieł, nie nauczyłbym się nowych metod, więc to jest wymiana. Poza tym w większości przypadków jest to praca opłacona, a jeśli jest nieopłacona, to dlatego, że się bardzo lubimy. Powtarzam artystom, że ich sukces to moja wypłata.
Siedzimy w twoim warsztacie obok galerii Art Industry Standard, którą niedawno otworzyłeś. To na pewno pierwsze w Polsce miejsce typu art-handler-run-space, ale czy istnieją dla niej jakiekolwiek precedensy?
Jeśli tak, to ich nie znam. Rozważaliśmy takie pomysły już lata temu z kolegami z Katowic, głównie z Maciejem Skoblem. Chodziły nam po głowie nazwy wykorzystujące charakterystyczny sposób nazywania galerii w Polsce, czyli przymiotnikiem w rodzaju żeńskim: Biała, Czarna, Szara... Ale wtedy pomysł Galerii Technicznej szybko umarł. Zdążyliśmy jeszcze zmienić nazwę na Galerię Technik. Art Industry Standard opiera się na tym, że jako art hander mam ambicje prowadzenia galerii, w której pomysły na wystawy mogą wynikać z tego, że stanowią one ciekawe zagadnienie produkcyjno-techniczne. Szczerze mówiąc, nie do końca interesuje mnie treść wystaw, które będziemy prezentowali. Dość powiedzieć, że zbliżamy się do końca pierwszej wystawy, a ja nadal nie przeczytałem tekstu kuratorskiego. To nie oznacza, że nie doceniam pracy kuratorów i kuratorek, ale po prostu jest to pewien podział obowiązków i moją rolą nie jest zajmowanie się w tym przypadku pracą kuratorską. Może przyjdzie taki moment, teraz bardziej interesuje mnie produkcja wystawy, rozwiązanie problemu, zwrócenie uwagi na jakieś zjawisko, które może być interesujące pod kątem tego, czym się zajmuję. A także wystawy osób, z którymi pracuję jako techniczny albo osób, które udało mi się zauważyć dzięki pracy technicznego. To mój pierwszy statement, ponieważ dotychczas cały opis galerii ograniczał się do art-handler-run-space.
Po Galerii Technicznej też zmieniały się pomysły na nazwę, wcześniejszą propozycją był "Statek Matka". Stanęło na profesjonalnie brzmiącym Art Industry Standard.
Ten pomysł na nazwę jest nie mniej śmieszny niż galeria Statek Matka, bo przecież dobrze wiesz, jakie są standardy – to znaczy prawie ich nie ma. Świat sztuki jest pełen nadużyć, kompromisów, niedogodności, a czasem patologii. Kiedy na przykład zdarza się jakiś wypadek, to osoby, które w tym świecie funkcjonują od dawna, wiedzą, co trzeba robić – oddalić się, żeby nie być świadkiem. Kiedy ja miałem wypadki, tak się właśnie działo – najstarsi pracownicy odwracali się na pięcie i odchodzili, żeby nie musieć brać w tym udziału. Takie to są standardy. Więc ta nazwa jest przewrotna. Przy okazji tak też nazywa się moja działalność gospodarcza. Poza tym nie oszukujmy się, to nie jest doskonały white cube – miejsce, w którym na razie funkcjonuję, to miejsce na miarę moich wypłat. Nie zawsze będę w stanie zapewnić honoraria, nie zawsze będę w stanie zapewnić transporty. Natomiast zawsze będę w stanie pomóc produkcyjnie albo znaleźć jakieś rozwiązanie problemu, który wydaje się nierozwiązywalny.