Można powiedzieć, że jest to całkowicie nowy utwór.ch
Zaznaczam, że nie wprowadzałam żadnych zmian w partyturze, trzeba jednak przyznać, że podczas przedstawienia sceny aktorskie były dłuższe i rozbijały dramaturgię muzyczną, którą możemy usłyszeć dopiero lepiej na nagraniu. W "Between" mieliśmy do czynienia z operą na styku muzyki i tańca, w "Orestei" z dziełem na pograniczu muzyki i teatru dramatycznego.
W teatrze operowym żadna z warstw nie uzyskuje autonomii. W mojej późniejszej operze "Bildbeschreibung" (2016), skomponowanej do tekstu Heinera Müllera dla muzyków Klangforum Wien, poruszałam się na pograniczu opery i teatru muzycznego. Instrumentaliści zaangażowani są w role zazwyczaj przypisane aktorom – recytują tekst. Szukałam rozwiązania, które pozwoli na to, żeby muzycy byli nie tylko aktorami, ale nadawali tekstowi kolejną warstwę muzyczności. Wybrałam do tej roli muzyków grających przeważnie na instrumentach dętych. Wypowiadają oni słowa, prawie nie odrywając ust od ustnika. To powoduje pewien konflikt, muszą walczyć z materią swoich instrumentów. Efekt końcowy jest bardzo ciekawy pod względem ekspresji. Audiowizualna rejestracja "Bildbeschreibung" również została wydana przez Anaklasis – to nagranie na kilkanaście kamer, wykonane bardzo starannie i świetnie oddające intensywność tej muzyki.
Jak wspomina pani premierę "Orestei"? Spektakl wzbudzał duże kontrowersje, spotkał się z dość krytycznymi recenzjami. Dziennikarze zaznaczali jednak, że pozytywnie wyróżnia się warstwa muzyczna.
Wszystkie pozytywne wzmianki o muzyce były dla mnie niezwykle miłe. Spektakl rzeczywiście wzbudzał kontrowersje; to dobrze, jeśli muzyka w takiej sytuacji jest w stanie się wybronić.
Na kontrowersje wokół spektaklu złożyło się kilka czynników, niektóre z nich były dość banalne. Premierę przesunięto o rok z powodów pozaartystycznych, co spowodowało, że kształt przedstawienia różnił się mocno od początkowych zapowiedzi. Niektóre wątki zostały rozwinięte, zaczynały żyć własnym życiem.
W "Orestei" na deskach scenicznych teatr próbował na nowo stanąć ponad muzyką, może stąd wynikały różne problemy z odbiorem tego dzieła. Planowana pierwotnie dramatopera została mocno wychylona w stronę dramatu. Ale przecież wiedzieliśmy, że była to przestrzeń eksperymentu, wymagająca współpracy wielu osób, instytucji – w takich sytuacjach zawsze trzeba liczyć się z kompromisami. Odbiorcy sztuki często o tym zapominają, krytycy recenzują dzieło jakby było efektem koncertu życzeń współtwórców, a nie wynikiem twórczych zderzeń i kompromisów. W niektórych przypadkach wręcz mało zależy od artystów, choć to może dziwnie zabrzmieć dla tych krytyków, którym krytykanctwo przesłania kreatywność. Przewrócić stolik i wyjść, bo "nie jest w pełni tak jak ja chciałam"? To jest żadna wizja tworzenia, czy współtworzenia. "Oresteja" dla wszystkich była z pewnością ważnym doświadczeniem, a warstwa muzyczna pozostała dla mnie powodem ogromnej satysfakcji i cieszę się, że znalazło to odzwierciedlenie zarówno w recenzjach spektaklu, jak i w wydaniu płyty przez Anaklasis. Bardzo mnie raduje, że dzisiaj możemy posłuchać "Orestei" brzmiącej tak, jak wyobrażałam ją sobie w momencie komponowania.
Czy lubi pani powracać do swoich dawnych utworów? Niektórzy kompozytorzy kochają wprowadzać do dawnych dzieł nowe poprawki, nadawać im drugie życie.
Praca nad nowym utworem całkowicie pochłania moją uwagę, wymaga wytężenia wszystkich twórczych zmysłów. Mam świadomość, że niedługo przestanę o tym myśleć, będę poszukiwała nowych przestrzeni, zainteresowań. Staram się za każdym razem zaczynać od początku, jakbym siedziała nad pustą białą kartką i wymyślała wszystkie parametry na nowo.
Oczywiście nie odcinam się od swoich starych utworów, ale traktuję je jako historię. Poprawki wprowadzam po pierwszych wykonaniach, kiedy zauważę pewne szczegóły techniczne wymagające drobnych zmian. Ale nie przerabiam ich, żeby wykorzystywać je na nowo. Przecież jestem już w zupełnie innym miejscu, dzisiaj nie stworzyłabym takiego samego utworu. Wolę eksplorować nowe obszary.
Utwór inspirowany "Oresteją" skomponował Iannis Xenakis – gigant muzyki nowej. Wyobrażam sobie, że to nie lada wyzwanie mierzyć się z takim poprzednikiem. W pani kompozycji pobrzmiewa również – przynajmniej tak mi się wydaje – sonoryzm polskiej szkoły kompozytorskiej. Czy komponując operę, myślała pani o tych odniesieniach?
W osobistych zamiarach i artystycznych pragnieniach nie mierzyłam się z żadnym gigantem. Nie czułam potrzeby konfrontowania się z przeszłością. Nie mylmy sztuki z nauką. W nauce trzeba uwzględnić wszystko, co zostało powiedziane na dany temat, obronić swój tok rozumowania i pójść krok dalej. W sztuce zwycięża bycie sobą, choćby krytycy szeptali, że się niepotrzebnie obejrzało wstecz lub poszło w bok. Po co miałabym wracać do utworu Xenakisa? Więksi ode mnie napisali wiele wspaniałych rzeczy i gdybym miała się tym sugerować, pewnie w ogóle przestałabym pisać. Najwybitniejszymi dziełami sztuki… warto się cieszyć i zachwycać, nie napędzać porównaniami kompleksów. Wręcz odwrotnie – szczęśliwie kolejne pokolenia artystów wciąż tworzą coś nowego, nawet z tych samych liter, kolorów, kształtów, dźwięków i żaden gigant na szczęście nie zdobył monopolu na żaden z tematów lub choćby element twórczości.
Libretto "Orestei" napisała Maja Kleczewska. O czym opowiada nowe odczytanie antycznego tekstu, do którego stworzyła pani muzykę?
"Oresteja" mówi o trudnych wątkach dotyczących motywacji ludzkich czynów, podejmuje próbę określenia ich moralnego znaczenia. Przez wieki ciągle poruszamy się w obrębie tych samych tematów, nic się nie zmienia. To fascynujące, ale i przerażające, że ciągle wracamy do tych samych opowieści i chyba wciąż niewiele się nie nauczyliśmy. Nasz spektakl starał się raczej stawiać pytania, niż dawać gotowe odpowiedzi.
Bohaterowie popełniają karygodne czyny i szukają ich usprawiedliwienia. Nie chciałabym nigdy stawać przed pytaniami, które stawiają sobie Orestes czy Klitajmestra… Antyczna tragedia tworzy łańcuch zbrodni, komentowany przez postaci furii czy greckich bogów. Każde kolejne zabójstwo budzi w poszczególnych bohaterach chęć zemsty – niekończącą się historię nienawiści. Chciałabym powiedzieć, że to tematy nieaktualne, ale trwające dziś wojny pokazują, że ludzkość nadal popełnia zbrodnie.