Był postacią tragiczną, indywidualistą skonfliktowanym ze wszystkimi liczącymi się w latach 40. i 50. ugrupowaniami malarskimi. Nowocześni widzieli w nim szalonego realistę, kapiści też nie zgadzali się z jego malarstwem, w którym surowa estetyka splatała się z ideologią komunistyczną. Nawet socrealiści nie widzieli go wśród siebie. Do końca swojego krótkiego życia Andrzej Wróblewski pozostał buntownikiem poszukującym własnej drogi artystycznej – pomiędzy abstrakcją i figuracją, ale bez żadnych kompromisów. Może dlatego na należne mu miejsce w historii sztuki europejskiej musiał czekać aż kilkadziesiąt lat.
A przecież Wróblewski zwrócił na siebie uwagę już na wystawie, na której zadebiutował. Zaledwie dwudziestojednoletni artysta wziął udział w krakowskiej "I Wystawie Sztuki Nowoczesnej" w 1948 roku, uznawanej za jedno z najważniejszych wydarzeń artystycznych powojennej Polski. Zorganizowana przez ówczesnych prekursorów, jak Tadeusz Kantor i Jerzy Nowosielski, stanowiła swoisty przegląd nowych artystycznych nurtów i tendencji.
"Z dzisiejszej perspektywy jawi się jako najbardziej interesująca manifestacja potencjału awangardy tamtych czasów, manifestacja, która mogła wytyczyć nowe kierunki i doprowadzić do zniwelowania przepaści, jaka na skutek historycznych zaszłości rozdzieliła polską sztukę od sztuki światowej" – piszą Marek Świca i Józef Chrobak w katalogu "I Wystawa Sztuki Nowoczesnej pięćdziesiąt lat później".
Oprócz malarstwa, z którym Wróblewski wiązał nadzieje stworzenia sztuki zaangażowanej społecznie, artysta zaprezentował tam również oryginalne formy przestrzenne.
"Nie znam żadnego innego artysty, który zrobiłby to, co on na "I Wystawie Sztuki Nowoczesnej", gdzie pośród malarstwa abstrakcyjnego pokazał swój obraz z rybami bez głów, tytułując go "Obraz na temat okropności wojennych"" – mówi francuski badacz sztuki powojennej Éric de Chassey, kurator wystawy "Recto/Verso" w Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Czego chciał wtedy Wróblewski? W tekście towarzyszącym krakowskiej wystawie tłumaczył to tak:
"Chcemy namalować obraz, który by pomagał odróżnić dobro od zła. […] Nie skrywamy przed wami niebezpieczeństw. Przeciwnie, chcemy żebyście pamiętali o wojnie i imperializmie, o bombie atomowej w rękach złych ludzi. Malujemy obrazy przykre jak zapach trupa. Malujemy i takie, przed którymi poczujecie bliskość śmierci".
Duchowy przywódca Andrzeja Wajdy
Pierwszą wystawę indywidualną Wróblewskiego w 1956 roku zorganizował przyjaciel artysty, Andrzej Wajda, absolwent krakowskiej ASP, stojący wówczas na progu międzynarodowej kariery filmowej.
"Za życia Wróblewski miał tylko dwie wystawy indywidualne – każda w Warszawie. Pierwszą w Związku Literatów Polskich (za którą stał Wajda), a drugą w Salonie „Po Prostu”, który prowadził Marek Oberländer w foyer Teatru Żydowskiego. Ta, którą zorganizował Wajda, nie miała żadnego echa, nie pozostała też po niej żadna dokumentacja, oprócz jednej kartki a4, która zawiera rodzaj programu" – mówi w rozmowie z Culture.pl Wojciech Grzybała, prezes Fundacji Andrzeja Wróblewskiego.
Reżyser, który nazywał Wróblewskiego swoim duchowym przywódcą, pokazywał jego obrazy w wielu swoich filmach: "Rozstrzelanie" w "Miłości dwudziestolatków" (1962), "Obraz na temat okropności wojennych" w "Lotnej" (1959), a w filmie "Wszystko na sprzedaż" (1968) główny bohater (grany przez Andrzeja Łapickiego) zwiedza całą wystawę Wróblewskiego. Nazwisko artysty jednak z ekranu nie pada, a jedynie towarzysząca bohaterowi żona komentuje: "Widziałam te obrazy. Takie okrutne". Można powiedzieć, że międzynarodowa, choć jeszcze niesygnowana obecność Wróblewskiego zaczyna się właśnie w tym momencie – na ekranach sal kinowych prestiżowych festiwali filmowych, na które zapraszano filmy Andrzeja Wajdy.
W 1975 roku, już po śmierci artysty, Wajda zamówił u pisarza Stanisława Czycza scenariusz o życiu i dziele Andrzeja Wróblewskiego, na podstawie którego miał powstać pierwszy polski film o latach 50. Miała to być rzecz o młodości, Krakowie, Nowej Hucie i Kapistach, oraz o partyjnej działalności Wróblewskiego – wspomina Wajda to nigdy niezrealizowane dzieło.
Krótki metraż o Wróblewskim "Otwarcie i zamknięcie oczu" zrealizował za to w 1957 roku Konrad Nałęcki, reżyser wielu filmów o sztuce i twórca kultowego serialu "Czterej pancerni i pies".
"Wiersze i tytuł wybraliśmy wspólnie z Tadeuszem [Różewiczem]. […] Znane mi było pokrewieństwo poezji Różewicza i malarstwa Andrzeja – postanowiłem je połączyć. Ale dopiero na ekranie sam zobaczyłem tę przedziwną zgodność i tożsamość treści" – mówił Nałęcki na konferencji w Rogalinie w 1967 r.
Krytyk sztuki w podróży do Jugosławii
"Polska sztuka nawiązuje kontakty na całym świecie" – pisała w 1956 roku słoweńska gazeta "Naši razgledi". W artykule "Uścisk dłoni polskiego artysty" opisano wystawę "Junge Generation. Polnische Kunstausstellung. Malerei – Bildhauerei – Plastik" w Internationales Ausstellungszentrum w Berlinie, z której usunięto pracę "Topielica" Andrzeja Wróblewskiego. Akwarela przedstawiała kobietę, która topi się w akcie samobójczym – "motyw ten był dla socjalizmu rzekomo zbyt smutny" – pisała gazeta.
Najważniejszą podróżą zagraniczną w życiu Wróblewskiego była wyprawa do Jugosławii, którą zorganizowało Ministerstwo Kultury jesienią 1956 roku. Razem z krytyczką Barbarą Majewską jako czołowi przedstawiciele polskiego świata sztuki mieli zorganizować wymianę wystaw sztuki współczesnej pomiędzy Polską a Jugosławią. Sam Wróblewski nie wziął udziału w pokazach w Belgradzie, Lublanie, Zagrzebiu i Skopje. Data otwarcia Belgradzie – 23 marca 1957 – ma jednak znaczenie symboliczne, gdyż jest to dzień tragicznej śmierci malarza w Tatrach.
Dlaczego to akurat Wróblewski pojechał do Jugosławii? Jego malarstwo nie było tam wtedy znane, jednak jego zainteresowania były zbieżne z oficjalną polityką kulturalną tego kraju. „Osobiście interesuje mnie stosunek nowoczesnych malarzy do folkloru” – oświadczył malarz zaraz po przybyciu do Belgradu.
"Pośród wielu krajów demokracji ludowej te dwa państwa w latach 50. najsilniej przekształciły modele polityki kulturalnej, w procesie radykalnej destalinizacji i otwarcia na nowoczesny język artystyczny (co szło w parze z powojennym pragnieniem artystycznej wolności, którą rzekomo znaleźć można było poza granicami doktryny socrealizmu)" – pisze Branislav Dimitrijević w tekście "Folklor, nowoczesność i śmierć – wizyta Andrzeja Wróblewskiego w Jugosławii" (w książce "Unikanie stanów pośrednich").
Serbski historyk sztuki zarysowuje możliwe połączenia między jugosłowiańskim doświadczeniem Wróblewskiego a jego pracami, śledzi potencjalny wpływ, jaki na artyście wywarło to, co zobaczył.
"Wiele prac powstałych po tej podróży cechuje uderzająca atmosfera oczekiwania – czy może przerażające przeczucie – śmierci. Część z nich skupia się na motywach nagrobków, pogrzebów, inne na petryfikacji lub uprzedmiotowieniu ludzkiego ciała."
Wyprawa do Jugosławii nie tylko wywarła wpływ na ostatni rozdział twórczości artysty. Jest ona istotna także ze względu na opublikowane po powrocie "Notatki jugosławiańskie", w których Wróblewski przedstawił charakterystykę napotkanych artystów i ich prac, jak również ogólną sytuację jugosłowiańskiej sceny artystycznej w latach 50. Tekst Wróblewskiego do dziś jest niezastąpionym źródłem dla badaczy modernistycznej sztuki jugosłowiańskiej.
PRL-owski malarz eksportowy
Po tragicznej śmierci Andrzeja Wróblewskiego jego matka, także artystka, podjęła się heroicznej próby opracowania spuścizny syna. Przez blisko czterdzieści lat, aż do swojej śmierci w roku 1994, selekcjonowała obrazy i rysunki, niektóre z nich skazując na wieloletnie zapomnienie. Krystyna Wróblewska, jak i kolejni spadkobiercy, starała się pokazywać głównie prace z wczesnego i z późnego okresu twórczości Wróblewskiego. Ten środkowy – socrealistyczny (1949-56) – był zwykle pomijany.
"Nawet jeśli w jej opracowywaniu uczestniczyli inni artyści i historycy sztuki (m.in. Mieczysław Porębski) (…) to zasadnicze decyzje należały do niej. To ona własnoręcznie opisała, zatytułowała, ponumerowała i podpisała ponad 1500 prac – szkiców, rysunków, drobnych studiów przygotowawczych, prac dziecięcych i młodzieńczych." – piszą Magdalena Ziółkowska i Wojciech Grzybała w tekście "Monografia (nie)ortodoksyjna" w książce "Unikanie stanów pośrednich".
Już rok po śmierci Wróblewskiego udało się zorganizować serię wystaw pośmiertnych – od Pałacu Sztuki w Krakowie, przez Zachętę w Warszawie, aż do Centralnego Biura Wystaw Artystycznych w Sopocie. "Gdyby żył, długo jeszcze pozostałby nieznany: żyjący młody malarz ma nikłe szanse na zbiorową [dużą] wystawę. W Polsce dopiero śmierć ułatwia artyście wszystko. Od wieków" – pisała Joanna Guze w tekście "Malarz pokolenia" opublikowanym w "Nowej Kulturze" w 1958.
Wystawy te były szeroko komentowane nie tylko ze względu na wybór prac, ale także w związku z innowacyjnym sposobem ich prezentacji. W Krakowie, gdzie za aranżację odpowiedzialny był architekt wnętrz Andrzej Pawłowski, obrazy wisiały tuż nad ziemią albo stały na podłodze oparte o ścianę, a pomiędzy nimi ustawione były krzesła, jakby wzięte z obrazów Wróblewskiego. Z kolei w Warszawie, gdzie scenografię przygotował Wojciech Zamecznik, obrazy zawieszono na wiszących strukturach.
Na tych kilku pośmiertnych wystawach po raz pierwszy zaprezentowano najbardziej znaną serię obrazów Wróblewskiego "Rozstrzelania", chętnie wykorzystywaną później przez komunistyczne władze w zagranicznych pokazach polskiej sztuki ze względu na jej antywojenny wydźwięk.
"Od 1959 roku obrazy Wróblewskiego w niespełna dekadę objechały przeglądy polskiej sztuki od Genewy, Wenecji, Amsterdamu, Sztokholmu, Oslo, Bergen po Belgrad i Paryż, w tym ostatnim goszcząc dwukrotnie. Plany ich ekspozycji w Moskwie (1958) i Stanach Zjednoczonych (1964) nie doszły do skutku" – piszą dalej Magdalena Ziółkowska i Wojciech Grzybała.
W latach 60. Stanisław Lorentz, dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, zorganizował w Musée d'Art Moderne de la Ville de Paris wystawę z udziałem Wróblewskiego jako jednym z dziesięciu najważniejszych polskich malarzy XX wieku. Obok Wróblewskiego znalazły się na niej prace m.in. Tadeusza Makowskiego, Jana Lebensteina i Witolda Wojtkiewicza.
"Udział Wróblewskiego w wystawach zagranicznych w latach 70. i 80. jest wciąż badany. Wygląda na to, że w latach 70. Wróblewski wypadł z obiegu. W latach 80. odbyły się dwie małe wystawy w Paryżu, ale nie były spektakularne. Pojawiła się nawet inicjatywa Ministerstwa Kultury ustanowienia Nagrody im. Andrzeja Wróblewskiego, ale z jakichś powodów upadła" – mówi Grzybała w rozmowie z Culture.pl.
W 1987 roku artysta powraca zaskakującą wystawą w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, na której gwasze Wróblewskiego zestawiono z malarstwem i grafikami Rubensa i Van Dycka. "Wystawa "Ekspresja i mit" była pierwszą próbą wpisania Wróblewskiego w kontekst międzynarodowej historii sztuki – sztuka Wróblewskiego jako raport ogólnoludzkiej kondycji" – mówiła na seminarium w Muzeum Sztuki Nowoczesnej Magdalena Ziółkowska.
Po transformacji odkryty na nowo
Już pod koniec lat 60. malarstwem Wróblewskiego inspirowali się artyści z grupy Wprost, jednak jego prawdziwy renesans przyniosły późne lata 80. i 90. Na fali zainteresowania jego twórczością w okresie transformacji ustrojowej Wróblewskiemu wypominano zaangażowanie w komunizm – warto np. przypomnieć sprzeciw części środowiska artystycznego (z Jerzym Beresiem na czele) w latach 90. wobec zakupu przez Muzeum Narodowe w Krakowie obrazu "Rozstrzelanie poznańskie".
W latach 80. dialog z Wróblewskim podjęli artyści z Gruppy (Marek Sobczyk, Jarosław Modzelewski, Włodzimierz Pawlak), a w 90. także Wilhelm Sasnal. Twórcy ci na początku swojej działalności związani byli z krakowską Galerią Zderzak, której współwłaściciel, Jan Michalski, jest znanym badaczem życia i twórczości Wróblewskiego. Oprócz wystaw, na których prezentował nieznane szerszej publiczności prace malarza, wydał dwie książki poświęcone temu twórcy: "Andrzej Wróblewski nieznany" (1993) i "Chłopiec na żółtym tle. Teksty o Andrzeju Wróblewskim" (2009).
Książka "Andrzej Wróblewski nieznany" pozostanie już chyba na zawsze niedościgłą reinterpretacją twórczości artysty. Tym zbiorem [autorzy] uczynili Wróblewskiego, artystę historycznego - współczesnym. Dla wielu z nas, historyków sztuki i kuratorów, to jest właściwie niedościgniony wzór - powiedziała "Gazecie Wyborczej" dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej Joanna Mytkowska.
W pierwszej dekadzie XXI wieku Wróblewski ma spektakularne wystawy w Polsce, m.in. przygotowana przez Zofię Gołubiew w Muzeum Narodowym w Krakowie (jak dotychczas była to największa wystawa artysty w Polsce) i w Warszawie. Tę drugą, w 2007 roku, zwiedza francuski badacz sztuki powojennej Éric de Chassey.
"Byłem zelektryzowany tym, co tam zobaczyłem" –wspominał w rozmowie z Culture.pl de Chassey, który kilka obrazów Wróblewskiego włączył do wystawy "Zaczynając od zera, tak jakby malarstwo nigdy nie istniało" w 2008 roku w Musée des Beaux-Arts w Lyonie.
"Przeznaczyłem tam jedno pomieszczenie na prace Wróblewskiego, zaraz obok pokoju z obrazami Pollocka i Rothki. Wielu moich przyjaciół – kuratorów i dyrektorów muzeów, którzy przyszli na tamtą wystawę, pytało: Co to ma być? Obok dwóch głównych artystów powojennych pokazujesz kompletnie nieznanego twórcę, ale całkiem interesującego. Chcemy go więcej."
Pierwszą zagraniczną wystawę indywidualną Andrzeja Wróblewskiego zorganizowano jednak dopiero ponad pięćdziesiąt lat po śmierci artysty – "To the Margin and Back / Do krawędzi i z powrotem" w 2010 roku w prestiżowym Van Abbemuseum w Eindhoven w Holandii. Jej inicjatorką i kuratorką była Magdalena Ziółkowska, obecnie dyrektorka Bunkra Sztuki w Krakowie i jedna z założycielek Fundacji Andrzeja Wróblewskiego.
W tym samym roku w Brugii otwiera się wielka wystawa zbiorowa "A Vision Of Central Europe. The Reality of the Lowest Rank", której kuratorem był Luc Tuymans. Ten jeden z najważniejszych współczesnych artystów nie tylko włączył Wróblewskiego do swojej wystawy, jest konsekwentnym propagatorem jego sztuki i właścicielem kilku jego obrazów.
Polska legenda na scenie międzynarodowej
W 2012 roku z inicjatywy Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie i Fundacji Andrzeja Wróblewskiego oraz we współpracy z Instytutem Adama Mickiewicza odbyło się międzynarodowe seminarium, a rok później konferencja poświęcona życiu i twórczości Wróblewskiego. Ich kuratorami byli wspomniany Éric de Chassey oraz kuratorka Marta Dziewańska, którzy zaprosili grono wybitnych badaczy z Polski i z zagranicy – jak David Crowley, Anda Rottenberg czy Jean-François Chevrier – by wpisali twórczość Wróblewskiego w międzynarodowy kontekst sztuki.
"Wróblewski, ze swoim kluczowym tematem - wojną i formalnym rozdarciem - wydaje się być postacią trudniej przetłumaczalną na inne języki. Ale dla międzynarodowej publiczności interesujące może być u niego to napięcie między abstrakcją a figuracją; nowoczesnością a socrealizmem oraz jego zaangażowanie polityczne. Andrzej Wróblewski jest naszą wielką legendą i marzymy, żeby stał się jeśli nie legendą dla wszystkich, to przynajmniej postacią rozpoznawalną na międzynarodowej scenie artystycznej. Nie ma gwarancji, że to się uda. To jest fascynujący eksperyment - mówi dyrektor MSN Joanna Mytkowska w rozmowie z Agnieszką Kowalską z "Gazety Wyborczej".
Efektem seminarium i konferencji jest wystawa "Recto / Verso" (otwarta w MSN w lutym 2015 roku) oraz książka, w której znalazły się teksty polskich i międzynarodowych badaczy (dystrybuuje ją University of Chicago Press). Pod koniec roku wystawa będzie przeniesiona do Museo Reina Sofia w Madrycie i będzie jej towarzyszyć obszerny katalog (w wersji angielskiej i hiszpańskiej) ze specjalnie zamówionymi esejami. Czy madrycka wystawa będzie przełomowa dla zagranicznej recepcji sztuki Andrzeja Wróblewskiego?
"Ta szansa jest ważna, bo to jest jedno z najważniejszych europejskich muzeów. Jednym z jego celów jest dynamiczne przepisywanie XX-wiecznej historii. A dla nie-Polaków zrozumienie twórczości Wróblewskiego jest utrudnione, bo większość jego obrazów i rysunków znajduje się w muzeach i prywatnych kolekcjach w Polsce" – mówi de Chassey.
Z pewnością pomocna dla zagranicznego odbiorcy będzie monumentalna polsko-angielska monografia artysty "Unikanie stanów pośrednich", wydana w 2014 roku przez Fundację Andrzeja Wróblewskiego, Culture.pl i oficynę Hatje Cantz. Książka ta jest propozycją odczytania twórczości artysty z uwzględnieniem jego różnorodnej działalności – jako historyka sztuki, krytyka i komentatora ówczesnego życia artystycznego.
W ostatnim z publikowanych w niej esejów Boris Buden na pytanie o miejsce Wróblewskiego dziś odpowiada: "w zawieszeniu, w »czeluści« między własnymi kulturowymi korzeniami a uniwersalnym tłumaczeniem".
Oprac. Agnieszka Sural, 9.03.2015