"Mazowsze" to coś więcej niż zespół muzyczny, teatr czy instytucja artystyczna. To symbol i kontynuacja polskiej tradycji. Stworzony przez dwoje pasjonatów w 1948 roku szybko stał się barwną wizytówką Polski za granicą.
19.30 – godzina prawdy
Na początek ćwiczenia rozluźniające i baletowa rozgrzewka, potem pół godziny gam i wprawek. Wszystko po to, by mięśnie odzyskały elastyczność i zniknęła nerwowa chrypka. W garderobie Mira Zimińska-Sygietyńska maluje kolejną mazowszankę. Po korytarzu spaceruje Tadeusz Sygietyński, wypalając papierosa za papierosem. Eugeniusz Papliński zastanawia się, czy jego układy taneczne spodobają się publiczności. W Teatrze Polskim w Warszawie pojawiają się przedstawiciele rządu, by uczcić 33. rocznicę rewolucji październikowej. Jest poniedziałek, 6 listopada 1950 roku.
Po oficjalnej części akademii na scenie ustawiają się dziewczęta i chłopcy w "trzy szeregi łukiem wygięte – barwy, radości, uśmiechu". Łomot ich serc zagłuszają oklaski publiczności – na zachętę. Gdy Sygietyński wykonuje gwałtowny ruch pałeczką, tremę zastępują precyzja, swoboda i temperament. Widownia jest zachwycona. Teatr drży.
Taki obraz premierowego występu wyłania się ze wspomnień Marii Malaszek (członkini "Mazowsza"), Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej (współtwórczyni zespołu) oraz z recenzji prasowych (m.in. Wilhelma Macha dla "Nowej Kultury"). Aby w pełni zrozumieć fenomen "Mazowsza", należy cofnąć się do XIX wieku.
Od dzikich krzesanych do sennych kujawiaków. Panorama polskich tańców
Ludowość (nie)pożądana
Na kształtowanie się zespołów ludowych w Polsce wpływ miało kilka czynników. Od lat 40. XIX wieku, na ziemiach będących jeszcze w rękach trzech zaborców, prężnie rozwijał się teatr ludowy wykorzystujący tradycyjne tańce i muzykę wiejską. U progu XX wieku popularność zyskiwał ruch chóralny w Europie. Siła tkwiła w społeczności chłopskiej, jej rosnącej świadomości oraz poczuciu odrębności regionalnej. Nie do przecenienia jest dorobek Oskara Kolberga, który zebrał i opracował materiały etnograficzne i folklorystyczne (zwłaszcza pieśni ludowe), porządkując je według regionów. Badania terenowe rozpoczął w 1839 roku od Mazowsza, po czym prowadził je na całym obszarze dawnej Rzeczpospolitej przez pół wieku.
Inicjatywy folklorystyczne chętnie podejmowano w dwudziestoleciu międzywojennym, głównie w Wielkopolsce i regionie karpackim. W tradycjach wiejskich widziano możliwość dialogu kulturowego i czynnik integrujący zróżnicowane społeczeństwo. W szkołach i świetlicach organizowano teatralizowane występy zespołów taneczno-muzycznych. Stworzone dla celów propagandowych festiwale i dożynki o charakterze państwowym kontynuowano również po wojnie.
Szybko jednak folklor zaczęto postrzegać jako "wyraz regresyjnych form społecznych sztuki" o charakterze "wulgarno-emocjonalnym". Nowa komunistyczna władza próbowała zapanować nad oddolnym, amatorskim ruchem. Pragnęła zbudować most łączący nurt ludowy z artystycznym, wzorowany na zespole Piatnickiego lub Chórze Aleksandrowa. Miał się nim okazać Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca "Mazowsze", powołany do życia dekretem Ministerstwa Kultury i Sztuki 8 listopada 1948 roku. Misję utworzenia go powierzono Tadeuszowi Sygietyńskiemu. Jednak jego idea nieco różniła się od wizji partii.
Tańce online: wiwat dyny i obertasy!
pełna szerokość
Zespół Pieśni i Tańca "Mazowsze" w programie "Śpiewać – jak to łatwo powiedzieć" w TVP1, Warszawa, styczeń 2008, fot. Robert Jaworski/Forum
zespol_mazowsze_jaro_210108_08.jpg
Dwa serduszka
Sygietyński był skazany na życie artysty. Jego dziad pisał libretta operowe, ojciec – recenzje teatralne i muzyczne oraz powieści; w domu gościli Sienkiewicz, Aleksander i Maksymilian Gierymscy, Chełmoński, Witkiewicz. W takiej atmosferze dorastał kompozytor, pedagog i strażnik wiejskiej kultury duchowej i materialnej. Przed wojną przygotowywał dla Polskiego Radia audycje folklorystyczne. Wędrował po mazowieckich wsiach (właśnie regionowi Mazowsza zespół zawdzięcza swoją nazwę) i zapisywał zasłyszane pieśni, podobnie jak ceniony przez niego Kolberg. Pragnął stworzyć zespół, który potrafiłby przekazać miejskiej publiczności tradycję ludową w sposób autentyczny i niebanalny. W czasie wojny przyrzekli sobie wraz z żoną zrealizować te marzenia, jeśli przeżyją – tę obietnicę zapisała Mira Zimińska-Sygietyńska w swoich wspomnieniowych książkach.
Rok 1948, zielone światło od władzy. On komponuje, ona organizuje. Uzupełniają się. Sygietyński penetruje wsie i miasteczka w poszukiwaniu zdolnej młodzieży, zaprasza do Karolina na przesłuchania. Ma doskonały słuch, bywa nerwowy. Pieśni opracowuje przeważnie w nocy i nad ranem, czasem w sytuacjach nietypowych. "Dumka o ptaszku" ("Ej, przeleciał ptaszek"), którą później przez lata wykonuje Irena Santor (wtedy Wiśniewska), powstaje w zatłoczonym pociągu. Śpiewaną w domu przez babcię "Kukułeczkę" przynosi Lidia Włodarska, Sygietyński pisze do niej nuty, tworzy aranżację na chór i orkiestrę. Zimińska szlifuje tekst. Zajmuje się też kostiumami: kupuje oryginalne ubiory lub zamawia tkaniny u wiejskich kobiet. Radzi się specjalistów, ale decyduje sama. Jako zawodowa aktorka z powodzeniem przekłada tradycję ludową na język sztuki scenicznej. Tu coś podmaluje, tam doda lamówkę, wzmocni kolor – tak, by w tańcu i świetle reflektorów strój ożył.
Za kulisami
Podwarszawski Karolin, który z sanatorium dla nerwowo i psychicznie chorych przeistoczył się w szkołę i dom "Mazowsza", również wymyśliła Zimińska. Na parterze mieszkali chłopcy, na piętrze dziewczęta. Mieli od 12 do 20 lat, od pierwszego przesłuchania do debiutanckiego występu urośli średnio o 12 cm. Sygietyńskiego traktowali jak dziadka – z miłością i szacunkiem – on nazywał ich "dziećmi". Na tablicy ogłoszeń wisiała karteczka z wytycznymi na temat stroju na kolejny dzień. Dbała o to Mira, która trzymała dyscyplinę, ale można też było się do niej zwrócić w sprawach osobistych.
Młodzieży stworzono warunki nauki na poziomie ogólnokształcącym i zawodowym. Poza zwykłym egzaminem dojrzałości, zdawano eksternistyczną maturę liceum muzycznego. Do południa ćwiczono emisję i grę na instrumentach – o czwartej nad ranem na wszystkich fortepianach leżała już karteczka z rezerwacją. Wykładano historię muzyki, harmonię, aranżację, uczono dziewiętnastowiecznych tańców salonowych, podstaw baletu. Sygietyńscy zaangażowali sztab doświadczonych pedagogów. Wieczorem odbywały się próby programu, odczyty, czasem koncerty z udziałem wybitnych artystów.
"To był inny świat. O tym, że lata pięćdziesiąte były straszne dla wielu ludzi, dowiedzieliśmy się długo potem. Wtedy myśmy nic nie wiedzieli. Żyliśmy pod kloszem. Była tylko muzyka, kolor, barwy, przyroda" – wspominała mazowszanka Krystyna Greniuk.
Coroczne przesłuchania do zespołu nie były kolejnym "Konkursem dla Janków Muzykantów", mającym na celu nabór wiejskiej młodzieży do szkół muzycznych. "Mazowsze" stworzyło nową jakość. Mimo oficjalnych haseł o nawiązaniu do radzieckiego modelu, sięgało do rodzimych wzorców przedwojennych: znanego w całej Europie zespołu Feliksa Parnella czy Polskiego Baletu Reprezentacyjnego Bronisławy Niżyńskiej.
Nie obyło się jednak bez ingerencji władz w repertuar. Zimińska-Sygietyńska zapamiętała, że z pierwszego programu artystycznego wykreślono piosenkę "Ej, przeleciał ptaszek", uznaną za "coś niepolskiego". Decyzją wiceministra Sokorskiego zastąpiono ją trzema utworami socrealistycznymi. Dopiero po nich wybrzmiała prawdziwa dusza "Mazowsza".
Wywiń mazurka!
"Otwieramy żelazną kurtynę"
Premierowy występ uczynił z grupy amatorów zawodowców. Jeszcze nie byli tak doskonali technicznie jak dziś, ale mieli charakter. Antropolog kultury, autor wielu prac poświęconych sztuce ludowej Aleksander Jackowski pisał:
Sygietyński miał swoją koncepcję folkloru. […] wydobywał przede wszystkim czysty, krystaliczny liryzm dziewczęcej pieśni i werwę, wręcz orgiastyczną witalność, cechującą cwał krakowiaka czy wir par krążących w oberkowym zapamiętaniu. Nie był oczywiście pierwszym, który tak patrzył na folklor. Przed nim był Chopin, i on to w "Mazurkach" czy "Scherzach" pokazał zadumę czy liryzm oraz kontrastujące z tym partie burzliwe, gwałtowne, dramatyczne.
Wygrały szlachetność, różnorodność i świeżość. Po podboju polskich serc przyszedł czas na widzów zagranicznych. Najpierw entuzjastyczne przyjęcie w ZSRR, NRD (1951) i kilku innych państwach za wschodnią granicą, potem Francja (1954) i reszta świata. Po występie w Paryżu Zimińska zanotowała:
Pierwsi otwieraliśmy wtedy tak zwaną »żelazną kurtynę«. […] Przed spektaklem poszliśmy do kawiarni. Wychodzimy. A tu ogonek przed tym Palais de Chaillot. Po bilety na "Mazowsze".
Publiczność była serdeczna, ale wymagająca. Ta polska bardziej krytyczna, gdyż mogła skonfrontować "Mazowsze" z innymi rodzimymi zespołami ludowymi. Narzekała np. na nadmiar elementów baletowych w tańcu. Oczekiwała pieśni, które znała z domu lub z radia. I to nie tylko z Mazowsza, lecz także z pozostałych części kraju: z Podhala, Śląska, Kaszub czy Warmii. Stopniowo włączano te regiony do repertuaru (do dziś opracowano ponad 40 regionów).
Z kolei dla zagranicznej widowni występ "Mazowsza" był często pierwszym kontaktem z polską kulturą. Większe zainteresowanie z reguły wzbudzały taniec i barwa kostiumów. Fragment recenzji z "Les Lettres Françaises" (1954) brzmi:
Ukazują się nam w strojach ludowych, których bogactwo tworzy doskonale zharmonizowaną całość. […] Oklaskom nie było końca. Większość tańców musieli bisować. […] Tancerze odznaczają się lekkością i siłą. Kręgi taneczne rozwijają się i splatają z niezrównaną płynnością. Nie ulega wątpliwości, że dane nam było zobaczyć szczyty sztuki ludowej.
Szwajcarska "Gazette de Lausanne" (1958): "Chłopcy nie tańczą – unoszą się i wirują w powietrzu. Dziewczęta fruwają". (Dodajmy, że ubrania są ciężkie, strój łowicki waży nawet 14 kg).
Jednak nie zawsze taniec był na pierwszym miejscu. Piosenki powolne, liryczne podobały się w Egipcie, Syrii i Libanie. Bardzo dobrze śpiew przyjęła publiczność japońska. Jackowski przypomniał, że gdy "Mazowsze" opuszczało zakłady elektryczne Toshiba w Yokohamie, 1400-osobowy chór wykonał po polsku piosenkę "Szła dziewieczka do laseczka".
Aby więc osiągnąć sukces nie tylko artystyczny, lecz także komercyjny (i propagandowy), należało dostosować repertuar do odbiorcy: więcej tańca, energii, zwrotów akcji. Po śmierci Sygietyńskiego w 1955 roku godnie zastąpiła go żona (do 1997). To Zimińska nadała dzisiejszy kształt "Mazowszu" – zmieniła występ zespołu pieśni i tańca w spektakularne widowisko. Autentyczną tradycję ludową poddała subtelnej, scenicznej stylizacji. Dbała o to, by nawiązać dialog z zagranicznym widzem, włączając do programu piosenkę z kraju goszczącego muzyków (w języku oryginalnym).
Miliony widzów, tony bagażu
Nie bez powodu "Mazowsze" nazywane jest ambasadorem polskiej kultury. Należy do największych zespołów artystycznych na świecie. Mazowszanie przemierzyli już ponad 2,3 miliona km, dając niemal 7 tysięcy koncertów w 50 krajach na sześciu kontynentach dla 23 mln widzów. I wcale nie zwalniają tempa. Podczas każdego spektaklu prezentują ok. 20 tańców z różnych regionów Polski i przebierają się 7–10 razy – w sumie zabierają na jeden koncert ok. 1000 kostiumów. Liczba nagród i odznaczeń polskich oraz zagranicznych dawno przekroczyła 50. Z okazji jubileuszu Radia Tokio zespół przejeżdżał przez ulice w barwnej kawalkadzie samochodowej, a w USA otrzymał honorowe obywatelstwo kilku miast. Szwajcarski dziennik po jednym z koncertów ogłosił: "Jeśli takie jest oblicze Polski, to niech żyje Polska!…".
Ekspresja, elegancja, szczerość, niepowtarzalność – to musiało się podobać. Polacy mieszkający w kraju i za granicą odnaleźli w "Mazowszu" jednoczącego ducha narodu, dumę z ludowej tradycji, z przeszłości. Zespół stał się wzorem dla nowo powstających inicjatyw artystycznych, zawodowych i amatorskich. Odegrał ogromną rolę w ocalaniu zanikającego dziedzictwa i przezwyciężaniu kompleksu wsi wobec miasta. Jego popularność miała też niezamierzony skutek: przekazywane z pokolenia na pokolenie utwory zaczęto śpiewać w zmodyfikowanej wersji z Karolina. Warto też powtórzyć za Jackowskim, że sięganie do folkloru nigdy nie miało na celu odcięcie się od kultury europejskiej, ale wniesienie do niej pierwiastka narodowej odrębności.
Źródła: T. Kruk, A.Sroga "Mazowsze" tańczy i śpiewa, Warszawa 1960; A. Mizikowska "Tadeusz Sygietyński i jego Mazowsze", Warszawa 2004; J. Wilkoń, A. Jackowski "Mazowsze. Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca", Warszawa 1974; M. Zimińska-Sygietyńska "Nie żyłam samotnie", Warszawa 1985 oraz "Druga miłość mego życia", Warszawa 1990; "Raport o stanie tradycyjnej kultury muzycznej" pod red. W. Grozdew-Kołacińskiej, Warszawa 2014; T. Nowak "Miejsce i rola muzyki tradycyjnej w kulturze PRL w świetle publikacji z lat 1947-1956" [w:] "Polski Rocznik Muzykologiczny" XV/2017; mazowsze.waw.pl
Ilu Polaków wie, kim był Oskar Kolberg?
zespół mazowsze
muzyka ludowa
mira zimińska-sygietyńska
tadeusz sygietyński
polski folklor