Wszechstronny talent aktorski sprawił, że była równie dobrą Panną Młodą w "Weselu", Panią Frank w "Pamiętniku Anny Frank", Nike spod Cheronei w "Nocy Listopadowej", Panią Marią w "Letnikach", Beatrycze w "Księżycowych nagietkach", Niobe w "Metamorfozach", ale też Sganarelem w "Don Juanie" czy Malvoliem w "Wieczorze Trzech Króli". Poza debiutancką Anielą w "Ślubach panieńskich", nie grywała amantek. Obsadzana w rolach kobiet ciepłych i dobrych, często – matek, potrafiła przełamać swój wizerunek i zagrać obozową nadzorczynię w filmie "Ostatni etap", konfidentkę gestapo w "Podziemnym froncie" czy podstępną opiekunkę Pelasię w "Na czworakach".
Jej środkami wyrazu była maksymalna prostota i prawda. Niemal milczące pojawienie się aktorki u boku głównego bohatera "Ja, Feuerbach" Dorsta, zapadało widzowi równie głęboko w pamięć, jak mocno rozwibrowana tytułowa postać w interpretacji Tadeusza Łomnickiego.
Na szlaku Kościuszkowców
Od wczesnej młodości kształciła się w tańcu i śpiewie, grała w przedstawieniach amatorskich. Po maturze w 1937 wyjechała na studia romanistyczne do Paryża, gdzie uczęszczała również na zajęcia przygotowujące do aktorstwa w Studio Charlesa Dullina. Biegłe opanowanie języka przyda jej się później podczas teatralnych tournée do Francji, gdzie w imieniu zespołu będzie przemawiać podczas rozmaitych mniej lub bardziej oficjalnych spotkań.
W 1939 roku wróciła do Lwowa i po wybuchu wojny pracowała w Domu Sierot, a następnie statystowała w "Krakowiakach i góralach" Bogusławskiego w Polskim Teatrze Dramatycznym. Wieczorem 23 stycznia 1940 roku była obecna w Klubie Inteligencji we Lwowie podczas aresztowania polskich pisarzy przez NKWD. Towarzyszyła mężowi, Leonowi Pasternakowi, komunistycznemu poecie, autorowi propagandowych wierszy.
Postanawiam się wydostać z tej pułapki […] – wspominał Pasternak. – Kiedy zbliża się nasza kolejka, podaję moją legitymację redakcyjną. Oficer oglądając ją, pyta Ryśkę o dokumenty. Mówię, że to moja żona… Po chwili zastanowienia każe nas wypuścić. Postanawiamy nie odchodzić daleko, lecz czekać na naszych przyjaciół. Z wąskiej bramy naprzeciwko będziemy mieć doskonały punkt obserwacyjny. Brniemy tam… Ukryci, patrzymy, jak goście opuszczają lokal, a wśród nich prawie wszyscy nasi. Prawie. Potem nikt już nie wychodzi. Za jakąś godzinę nadjeżdża kryta karetka. Wyprowadzają Wata, Peipera, Sterna, a na końcu Władka Broniewskiego.
[Leon Pasternak, w: "W słowach jestem wszędzie… Wspomnienia o Władysławie Broniewskim", PIW, Warszawa 2011]
Po wkroczeniu Niemców do Lwowa Ryszarda Hanin wraz z mężem ewakuowała się w głąb ZSRR, gdzie najpierw została spikerką Rozgłośni Polskiej Związku Patriotów Polskich, a następnie współzałożycielką i aktorką Teatru I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, z którym wróciła do kraju. Po rolach w taneczno–muzycznych składankach dla żołnierzy, zadebiutowała 5 lipca 1944 roku rolą Anieli w "Ślubach panieńskich" Aleksandra Fredry na scenie w Lublinie.
Następna jej rola to Panna Młoda w "Weselu" Wyspiańskiego, wciąż w Teatrze Wojska Polskiego, z którym przeniosła się do Łodzi. Reżyserował Jacek Woszczerowicz, premiera: 22 marca 1945. Pomimo przykrojenia tekstu – przez Adama Ważyka, oficera polityczno-wychowawczego armii Berlinga – jak i ogólnej interpretacji w zgodzie z komunistyczną propagandą, przedstawienie miało niezwykłe powodzenie. "Widziało się najwyraźniej olbrzymi głód, tę żywiołową potrzebę, która pchała najszersze warstwy naszego społeczeństwa do teatru" – mówiła Hanin po latach w rozmowie ze Stefanem Treuguttem, odbytej po projekcji filmu dokumentalnego "Teatr tamtych lat" (TVP 1, 4 maja 1976).
Zobaczyłam w kulisie trzęsącego się ze strachu Zelwerowicza, który grał Księdza – wspominała aktorka. – Patrzyłam na niego i nie mogłam zrozumieć, dlaczego on ma tak straszliwą tremę. Przecież ja gram Pannę Młodą, o wiele większą i bardziej odpowiedzialną rolę; dlaczego on tak się boi? Dopiero trzeba było lat, bym zrozumiała, że aktor ten miał świadomość chwili. Po raz pierwszy wyszedł wtedy z podziemia kulturalnego i przemówił z wolnej sceny, publicznie. "Wesele" było może jedynym w dziejach teatru w ogóle spektaklem, który składał się w połowie z najznakomitszych aktorów i w połowie z nas, amatorów.
[Ryszarda Hanin w: Grażyna Kompel, "Jacek Woszczerowicz. Geniusz? Błazen? Mag?", Biblioteka "Tygla Kultury", Łódź 2004]
Na scenie
W marcu 1945 roku Ryszarda Hanin zdała w Łodzi eksternistyczny egzamin aktorski. Grała w wielkich przedstawieniach Leona Schillera: Melibeę w "Celestynie" Rojasa, Ariela w "Burzy" Szekspira, Nastkę w "Na dnie" Gorkiego. W 1949 roku wraz z Schillerem przeniosła się do Warszawy, gdzie występowała w zespołach Teatru Polskiego (1949–1954, 1957–1963), Teatru Domu Wojska Polskiego, przemianowanego w 1957 roku na Teatr Dramatyczny (1954–1957, 1963–1994).
Występowała też gościnnie: w Teatrze Współczesnym (Larysa w "Irkuckiej historii" Arbuzowa, 1967; Maryja w "Po górach, po chmurach" Brylla, 1969), Teatrze Ateneum (Catherine w "Korsarzu" Conrada, 1976), Teatrze Na Woli (Matrosziłowa w "Protokole pewnego zebrania" Gelmana, 1976), Scenie Prezentacje (Służąca w "Lekcji" Ionesco, 1987) i na scenach teatrów pozawarszawskich: w Kaliszu (Małgorzata w "Damie Kameliowej" Dumasa, 1956), Częstochowie (Feniksana w "Wędce Feniksany" de Vegi, 1956 i Lidia Wasiliewna w "Staromodnej komedii" Arbuzowa 1977).
Na macierzystej scenie Teatru Dramatycznego wystąpiła między innymi jako Pani Frank ("Pamiętnik Anny Frank" Goodrich i Hacketta), Maria Lwowna ("Letnicy" Gorkiego), Pelasia ("Na czworakach" Różewicza), Katarzyna–Matka–Królowa ("Ślub" Gombrowicza), Kobieta ("Ja, Feuerbach" Dorsta), Ciocia Leonia ("Ach Combray!..." według Prousta).
Była jedną ze współtwórczyń sukcesu "Wieczoru Trzech Króli" Szekspira, który w Teatrze Stara Prochownia wystawił Jan Kulczyński. W obsadzie same kobiety – z powodzeniem grały także męskie role. Dyrektor teatru Wojciech Siemion po obejrzeniu próby generalnej podrzucił pomysł, żeby Malvolio grany przez Hanin seplenił.
Rysia, aktorka solidna, wszystko musiała mieć przepróbowane, ułożone i systematycznie uporządkowane. Nie znosiła improwizacji. Zaczęliśmy próbę. Hanin "wrzuciła sepleta" jak w wierszu Gałczyńskiego o strasnej zabie i w najwyższym skupieniu, bez cienia dystansu grała. Grała na cztery fajerki. Była w tej aktorskiej koncentracji tak niesamowicie śmieszna, że wszystkim nam łzy ciurkiem leciały z oczu. Partnerki nie były w stanie prowadzić z nią dialogu, parskały i wyły, a ona jak czołg parła do przodu, nie opuszczając ani jednej okazji, żeby dźwięki "sz", "cz" i "ż" zmieniać na "s", "c" i "z". Padła z wyczerpania, kiedy skończyła rolę. Wcześniej nie pozwoliła nam wytrącić się z tego nadludzkiego skupienia aktorskiego, z tej nadkoncentracji, która samego Konstantego Stanisławskiego z Niemirowiczem Danczenką na dokładkę wprawiłaby w osłupienie. Ta heroiczna walka Ryszardy Hanin o to, aby seplenienie Malvolia przepróbować ten jeden jedyny, bo ostatni raz, na ostatniej próbie przed wpuszczeniem publiczności na widownię Starej Prochowni, była czymś najśmieszniejszym, co mi dane było w życiu oglądać.
[Jan Kulczyński, "Co reżyser ma w środku", PIW, Warszawa 2011]
W przedstawieniu była wstawka – improwizowana, choć dokładnie zaplanowana. Ryszarda Hanin w pewnym momencie spoglądała z dezaprobatą na upatrzonego wcześniej widza i przedrzeźniając jego śmiech, mówiła: "– He, he! Cego się śmieje? Niech se sam przeczyta, co tu jest napisane!". Delikwent na ogół mieszał się, peszył i nie mógł wydukać ani słowa. Wtedy aktorka odbierała mu tekst i mówiła z przyganą: "– Sekspira tseba znać na pamięć", i wracała do grania roli. Podczas wyjazdu do RFN-u, Hanin wyuczyła się tych kwestii po niemiecku.
Kiedy w Recklinghausen doszło do wspomnianego momentu, Rysia przerwała czytanie, spojrzała na widza i powiedziała: "– He, he! Warum lachen Sie? Lesen Sie selbst, was hier gesriben steht!". I tu się porobiło! Wybrany przez nią przystojny mężczyzna w pewnym wieku spokojnie wziął list do ręki i zaczął jego treść płynnie odczytywać po niemiecku. Rysię zamurowało, a amfiteatr oszalał. Jednak nie z Rysią, dzielną fizylierką z Pierwszej Armii taki numery! Nie dała się zbić z pantałyku i w okamgnieniu przemieniła ton nagany na ton pochwały, i do tekstu: "– Sekspir soll man ausweding können", dodała od siebie, w trybie improwizacji w nieznanym sobie języku: "– Gut, gut!". A ów wybrany do odpowiedzi widz okazał się niemieckim aktorem, który aktualnie grał Malvolia w swoim teatrze. Odwiedził nas za kulisami i bardzo się z nami zaprzyjaźnił.
[Jan Kulczyński, "Co reżyser ma w środku", PIW, Warszawa 2011]
Na ekranie
Teatr był wielką i odwzajemnioną miłością Ryszardy Hanin. Filmowe propozycje nie dostarczały może aż takiej satysfakcji, choć to właśnie mały i duży ekran przyniosły jej popularność. Z Teatrem Telewizji współpracowała od początku jego istnienia. Otrzymała wiele nagród za stworzone tam kreacje, między innymi za role: Matki w "Niespodziance" Rostworowskiego (1969) i Heleny w "Całym życiu Sabiny" Boguszewskiej (1969).
Ma w dorobku ponad sześćdziesiąt ról filmowych. Kreacja matki, schizofreniczki cierpiącej na manię prześladowczą w "Drzwiach w murze" (1973) Stanisława Różewicza, przyniosła aktorce nagrodę Lubuskiego Lata Filmowego w Łagowie i Złotą Kamerę przyznawaną przez redakcję "Filmu". Rola Melanii Kicały w obrazie "Gra" (1974) z cyklu "Najważniejszy dzień w życiu", uhonorowana została Nagrodę Przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji. Za wiarygodną interpretację Kulgawcowej w filmie "Jeszcze tylko ten las" została laureatką Złotych Lwów Gdańskich. Postaci, dodajmy, pozornie nie do uratowania, bo z bogoojczyźnianą tezą w zanadrzu.
Ryszarda Hanin jako cicha heroina, matka Polka, nieustanie gotowa do poświęceń dla dobra innych, niekoniecznie musi zapaść w pamięć widza tak wyraziście, jak choćby niezrównana serbinowska kucharka Żarnecka z "Nocy i dni" Jerzego Antczaka. Na nieustannym rauszu, a jednak trzeźwo pragmatyczna w szorstkich odzywkach do swoich chlebodawców. Arcymistrzowski epizod, potwierdzający założenie, że dla utalentowanej osobowości aktorskiej nie ma ról zbyt małych.
W 1966 roku zdała egzamin reżyserski. Od 1951 aż do śmierci była pedagogiem warszawskiej PWST, a w latach 1966–1969 prodziekanem Wydziału Aktorskiego tej uczelni. W 1977 roku otrzymała tytuł profesora zwyczajnego sztuk teatralnych.