Pisze o ludziach, z którymi chce być i którzy chcą być z nią. Jak mówi, powierzają jej swoje życie w nadziei, że je zrozumie. Przyznaje jednocześnie, że te losy bywają dla niej za trudne. Kilkakrotnie wplotła do reportaży epizody ze swojego życia. Zapisała je w trzeciej osobie. W pierwszej nie dała rady, nie potrafiła.
Dzieciństwo
Są co najmniej dwie oficjalne daty jej urodzenia. Najczęściej podaje się, że przyszła na świat 20 maja 1935 roku w Warszawie, w rodzinie żydowskiej. Jej rodzice - Salomon Krall i Felicja Jadwiga z Reicholdów - byli urzędnikami. W czasie wojny dziewczynkę ukrywano po "aryjskiej" stronie. Straciła wszystkich najbliższych, sama cudem uniknęła śmierci. Wykradziono ją z transportu do getta.
Nie zamieniłabym mojego dzieciństwa na żadne inne - wyznaje. - Przygotowało mnie na całą resztę życia, dzięki niemu coś rozumiem z tego świata. Dzięki niemu wiem, czym jest strach, wiem, czym jest odwaga. I nie gorszę się byle czym. Byłabym nieporównywalnie głupsza, gdybym tego wszystkiego nie przeżyła. Zresztą wszystkie dzieci wychodzą z wojny roztropne i dorosłe. Żeby przeżyć, wszystkie musiały być mądre: polskie, żydowskie...
Krzysztof Ogiolda, "Mózg to jest przereklamowany organ", "Nowa Trybuna Opolska", 2.11.2001
Początki kariery
W latach 1951-1955 studiowała dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Swój pierwszy tekst napisała na czwartym roku, na seminarium, które prowadził Marian Brandys. Był to reportaż o podwórku przy ulicy Targowej na warszawskiej Pradze. Podwórko znajdowało się na zapleczu bazaru Różyckiego. Składowano tam towary legalne i nielegalne, kobiety gotowały flaki i pyzy, a potem sprzedawały je w słoikach na bazarze. Marian Brandys przeczytał tekst i orzekł: "Za dużo formy, koleżanko. Prostota jest i bardziej szlachetna, i nie starzeje się."
W czasie studiów uczęszczała także na seminarium z krytyki teatralnej prowadzone przez Jerzego Pomianowskiego, eseistę i wybitnego tłumacza literatury rosyjskiej. Polecił studentom zobaczyć przedstawienie "Juliusz i Ethel" Leona Kruczkowskiego poświęcone amerykańskiemu małżeństwu oskarżonemu, osądzonemu i skazanemu na śmierć za szpiegostwo na rzecz ZSRR i przekazanie tajemnic broni nuklearnej. Potem podczas zajęć seminarzyści rozmawiali o tej propagandowej sztuce. Powtarzali za Kruczkowskim, że małżeństwo Rosenbergów jest niewinne.
Pomianowski stał tyłem do okna, palił fajkę - wspomina Krall. - Powiedział: - Dlaczego jesteście pewni ich niewinności? A może było inaczej? Może zrobili to, o co się ich oskarża? Może wierzyli, że przysłużą się komunizmowi i zapewnią światu pokój. Pomyślałam: on ma rację. Dlaczego mam im wierzyć? Może było zupełnie inaczej? Był to ważny dzień w moim życiu...
Bartosz Marzec, "Pisarze scalają świat". Rozmowa z Hanną Krall. "Rzeczpospolita", 9.03.2007
Po studiach podjęła pracę w "Życiu Warszawy". Jej redakcyjny kolega wydrukował tam reportaż o Tarnobrzegu. W tekście znalazło się zdanie: "Ziemia tu prochem na ręku osiądzie, a na stylisko łopaty w głąb kamieniem zadźwięczy". Zdanie wydawało się jej niezwykle urodziwe i zastanawiała się, czy będzie potrafiła kiedyś napisać podobne słowa. Dziś mówi, że gdyby coś takiego wyszło jej teraz spod pióra, zapadłaby się pod ziemię ze wstydu.
W czerwcu 1956 roku pojechała z kolegą z redakcji do Poznania. Kolega miał napisać o targach, a Krall, jako praktykantka, miała mu pomagać. Przyjechała w środę, zatrzymała się na prywatnej kwaterze. Następnego dnia rano obudziła ją gospodyni. Powiedziała, że wybuchł strajk. To słowo kojarzyło się jej wyłącznie z historią. Pobiegła na ulicę. Widziała robotniczą manifestację, radość ludzi. Potem była świadkiem samosądu i wyprowadzenia na ulicę wojska. Widziała czołgi, słyszała strzelaninę. Jak mówi, następnego dnia wróciła do Warszawy jako dorosła dziennikarka.
"Polityka"
Gwiazda Hanny Krall zaświeciła pełnym blaskiem, gdy reporterka dołączyła do zespołu "Polityki". Ściągnął ją tam Mieczysław Rakowski, redaktor naczelny tygodnika. Poznał Krall w 1966 w Moskwie, gdzie przebywała razem z mężem Jerzym Szperkowiczem, korespondentem "Życia Warszawy". Podróżowała wtedy po Związku Radzieckim i pisała reportaże, które złożyły się na jej debiut książkowy "Na wschód od Arbatu" (1972). Wielkie wrażenie robiła na niej przestrzeń - leciała sześć godzin, a był to dopiero początek podróży. Lubiła Rosję, bo lubiła jej wielką literaturę: Babla, Czechowa i Płatonowa.
"Polityka", do której zaczęła pisywać, uchodziła wówczas za najlepszy polski tygodnik. Mówiono nawet, że była najlepszym pismem między Łabą a Władywostokiem. W marcu 1968 "Polityka" jako jedyna obok "Tygodnika Powszechnego" nie przyłączyła się do antysemickiej nagonki. Rakowski zapalił zielone światło dla dziennikarzy niepokornych. Łamy pisma otworzył dla Michała Radgowskiego, Anny Strońskiej, Ryszarda Kapuścińskiego, Danuty Zagrodzkiej.
Hania była niesłychanie zdolna, interesowały ją sprawy niepopularne, uczulona na krzywdę pochylała się nad jednostką - mówił Mieczysław Rakowski. - Miała niezwykłą łatwość wychwytywania problemów codzienności.
Bartosz Marzec, "Słyszę te kilka słów", "Rzeczpospolita", 11.10.2003
Jak twierdzi Krall, pisze się z myślą o jednym konkretnym czytelniku. Ona pisała dla Michała Radgowskiego, zastanawiając się, co powie, jak przeczyta. Potem zwracano jej uwagę, że to metoda niesłuszna, że powinno pisać się z myślą o śpiącym podróżnym z dworca w Koluszkach. Argumentowała, że nie każdy śpiący podróżny musi czytać jej teksty.
Mówi, że w "Polityce" nikt nikogo nie zmuszał do pisania kłamstw. Zmieniali się politycy, ale nie jej sytuacja.
Gdzieś jechałam, słuchałam, rozglądałam się, wracałam i pisałam - wspomina. - Tyle że potem był cenzor, który wiedział lepiej - i jak należy pisać, i jak powinno być tam, skąd wracałam. Słowem: mnie wolno było napisać, a cenzorowi wolno było pociąć, popsuć albo zdjąć w całości.
Jacek Bińkowski, wywiad z filmu "Pracownia Reportażu przedstawia: Hanna Krall" 13-14.04.1987)