Zacząłem fotografować w drugiej połowie marca. To był ten czas, w którym krążyły plotki o możliwym zamknięciu Warszawy i innych dużych miast. Byłem wówczas z żoną w Katowicach, żeby zrobić badania w szpitalu. Kiedy siedzieliśmy w poczekalni, podszedł do nas lekarz z informacją, że mają na miejscu pierwszy przypadek COVID-19 i w związku z tym prosi nas o opuszczenie terenu szpitala.
Pierwszą instytucją, którą sfotografowałem był Uniwersytet Śląski. Potem odwiedziłem Liceum Cervantesa w Warszawie. Pamiętam, że to była nowa sytuacja: administracja pracowała, choć uczniowie siedzieli w domach. Wyczuwalne było poruszenie związane ze zmianą funkcjonowania. W szkole rozmawiano o organizacji matur.
Jednym z takich ryzykownych i ekscytujących pomysłów był wyjazd do Suntago, nowego aquaparku pod Warszawą. To był czas największej niepewności, zastanawialiśmy się z Juliuszem Ćwieluchem, dziennikarzem z tygodnika Polityka, czy bez problemu wyjedziemy miasta, czy musimy mieć oznakowany samochód. Miałem takie poczucie, że nie powinienem wychodzić z domu, narażać się na zakażenie, spotykać z ludźmi. To było przedziwne uczucie, wydawało mi się, jakbym poruszał się po terenie konfliktu zbrojnego, a nie jechał trasą S8 do parku wodnego w Mszczonowie. W tym gigantycznym budynku spotkaliśmy zaledwie kilka osób.