O dzisiejszej pozycji Zadury - nauczyciela i mistrza wielu młodszych poetów przesądził tom "Cisza" (1994). Niezwykłość jego pierwszej części ("Wiersze w gorączce") oraz poematu "Cisza" polega na tym, że utwory te na każdym kroku (rymem, rytmicznym równaniem, enumeracją) prowokując kicz potrafią mu się oprzeć i nie pozwalają, by jego natura wymknęła się spod kontroli. Odwołanie do tradycji poematu dygresyjnego służy poecie nie tylko do opowiedzenia zmitologizowanej historii stanu wojennego, ale przede wszystkim do opowiedzenia historii prywatnej tego okresu. W rezultacie otrzymujemy wiersze, które wychodząc od faktu, od bólu, ekstazy i łez, przeobrażają się w sugestywną wizję tamtego czasu. Wiersze dosłowne, bo dające prostemu, potocznemu słowu wiarę, i wiersze od-słowne, bo od pojedynczego wyrazu dochodzące do złożenia misternej poetyckiej kompozycji, przejmujące. Ostatni cykl wierszy zamieszczony w tomie "Cisza" ("Skradzione i podarowane") przynosi utwory powstałe na marginesie doświadczeń translatorskich autora. To w nich dokonuje się najdalej posunięta prozaizacja lirycznej formy - one też najsilniej oddziałały na wrażliwość poetów debiutujących w latach dziewięćdziesiątych. Zadura wyjaśnia:
Jak w wierszach z pierwszych moich tomów bardzo często występowało słowo 'czas', tak w swoim myśleniu o tym, co się ze mną dzieje, bardzo często posługiwałem się pojęciem 'przypadek'. Ten przypadek czasami utożsamiał się ze swoim przeciwieństwem, czyli z przeznaczeniem. To, co się dzieje przez przypadek, może dzieje się za zrządzeniem opatrzności.
W 2009 roku za tom "Wszystko" Zadura nominowany był do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius, zaś dwa lata później otrzymał ją za "Nocne życie". Tom ten widziany był przez krytyków jako wyznanie poetyckiej "normalności" czy "stanu zero", w którym zadaniem poety jest obserwacja i zapis, poszukiwania ograniczone do samego języka. Jednocześnie ważne jest osadzenie w czasie i przestrzeni - ale niekoniecznie konkretnych, raczej istniejących na poziomie słów właśnie (w wierszu „W samochodzie z Salfeld do Budapesztu” dwanaście z dziewiętnastu wersów zajmują nazwy węgierskich miasteczek; w tytułowym krótkim poemacie zostaje wybranych pięć nocy, stanowiących arbitralny zakres czasowy, w jakim porusza się poeta; „nocne życie się nie kończy / ale początek kwietnia / dobiegł kresu” - pisze na koniec). Karol Francuzik przy okazji wydania tomiku "Wiersze zebrane" (Dwutygodnik, 01/2012) pisał:
Moim zdaniem Zadura najciekawszy jest między środkiem wyrazu a środkiem przekazu. Gdy pisze wiersze zewnętrzno-wewnętrzne. Wówczas z jednej strony mamy do czynienia z poetą, który jest wyczulony na drgania współczesności, poszukującym inspiracji poza granicami swojego języka (także dosłownie), a z drugiej strony z autorem świadomie igrającym ze swoją przez lata wypracowaną literackością. To poeta, który godzi się na ograniczenia wiersza i jednocześnie chce je przełamywać, ironizując, grymasząc, parodiując. Jest milczącym obserwatorem i zaskakującym gadułą. Jakby jego fraza była ponad wszystko.
W 2012 roku ukazał się zbiór rozmów z poetą pod tytułem "Klasyk na luzie", w którym pytania zadawali mu m.in. Darek Foks, Adam Wiedemann, Jacek Podsiadło czy Andrzej Sosnowski.
Chyba dużo wcześniej zdałem sobie sprawę z tej utraty prestiżu i znaczenia literatury, jaka do powszechnej świadomości dotarła po transformacji ustrojowej. I może stąd się brało to, że nigdy nie czułem się i nie udawałem smutnego rewolucjonisty" - mówi w niej ten dowcipny, stroniący zazwyczaj od patosu "klasyk".
Kolejny tom Zadury "Już otwarte" z 2016 roku, przyjmuje rolę autobiografii, pamiętnika czy sylwy, w której codzienne sytuacje wyrwane są ze zwykłego kontekstu, by stać się elementami poetyckiej rzeczywistości, w której zaczynają mienić się rozmaitymi znaczeniami.