[Mój wiersz. Pod redakcją Janusza Maciejewskiego i Mieczysława Orskiego. Wydawnictwo OKiS, Biblioteka "Odry", Wrocław 2006, ss. 134.]
Rzeczywisty jest język - główny bohater
Mariusz Grzebalski
Antologia Janusza Maciejewskiego i Mieczysława Orskiego Mój wiersz jest niezwykła z kilku powodów. Przede wszystkim trudno powiedzieć, czy jest to zbiór wierszy, czy też zbiór komentarzy do wierszy. Każdy utwór poetycki został opatrzony komentarzem przez samego autora. Ilu autorów, tyle różnych pomysłów na to, co można napisać o wierszu. Po drugie, za sprawą tego osobliwego zbioru powraca w jakiś sposób słynny spór o komentarz, który rozgorzał jeszcze w latach sześćdziesiątych XX wieku we Francji. Jaka jest relacja między utworem a komentarzem do utworu? Czy komentarz powinien być podporządkowany utworowi, czy też ma prawo żyć własnym życiem? A może instytucja komentarza w ogóle nie ma racji bytu, skoro
"wiersz nie potrzebuje komentarza" (Anna Kamieńska)?
Pomysł, jak się dowiadujemy ze Wstępu Janusza Maciejewskiego, powstał w roku 1980. Maciejewski uznał, że "wiedza o tym, jak poeta rozpoznaje własny utwór, jak widzi jego genezę, co towarzyszyło powstawaniu konkretnych zdań i metafor - jest ważna w procesie rozumienia tegoż utworu i poezji w ogóle". Wiersze wraz z komentarzami autorów zaczęły się więc ukazywać na łamach "Odry", a pierwszym opublikowanym autorem był
Mieczysław Jastrun. Później cykl został przerwany przez stan wojenny i przez wiele lat, między innymi z powodu niechęci autorów do współpracy, pomysł był w stanie hibernacji. Ożył dopiero po dziesięciu latach, kiedy "Odra" zwróciła się do poetów młodszego pokolenia.
Większość autorów umieszczonych w antologii Mój wiersz zdecydowała się skomentować swój utwór, wychodząc z założenia, że poezja jest zrozumiała, ale pisanie może pomóc w jej rozumieniu. Komentarze wielu poetów, m.in.
Adama Ważyka,
Anny Świrszczyńskiej,
Mirona Białoszewskiego,
Tadeusza Różewicza,
Andrzeja Sosnowskiego,
Dariusza Sośnickiego czy
Karola Maliszewskiego, dotyczą genezy wiersza lub stanowią próbę wyjaśnienia jego znaczenia. Część autorów wykorzystało z kolei możliwość autokomentarza, aby wyrazić swoją niechęć do podobnych działań. Joanna Pollakówna pisze na przykład: "Komentowanie własnego wiersza? Sam wiersz jest komentarzem do jakiejś myśli czy sytuacji wewnętrznej [...] komentarzem, który sam stał się sytuacją". Natomiast według Krzysztofa Jaworskiego "Poezja nie jest dla wszystkich" i "Nie da się wytłumaczyć".
Niektórzy poeci, niezależnie od swojego stosunku do tego literackiego eksperymentu, potraktowali całą sprawę z poczuciem humoru. Na przykład Jerzy Zagórski wplótł w swoje rozważania anegdotę o tym, jak kiedyś podczas recytacji zapomniał fragmentu swojego wiersza, który dzięki temu się "korzystnie skrócił". Natomiast według Tadeusza Śliwaka "Pisać o własnym wierszu to tak, jakby stawać przed lustrem i robić małpie miny" (co skądinąd nie przeszkadza mu w uzasadnieniu genezy komentowanego utworu). Dowcipny jest również komentarz Tadeusza Różewicza (jeden z najdłuższych w antologii), który ostro krytykuje swój wiersz: "Ten wiersz jest obcy i denerwuje mnie", "Ten wiersz jest za długi" i "Zamiast pocisku lirycznego powstał placek", czy
Darka Foksa (jeden z najkrótszych): "Wiersz zamówili u mnie redaktorzy antologii 'Współczesna sentyna polska'. Napisałem, bo obiecali trzy korekty, honorarium i egzemplarz autorski". Pewną dawkę humoru serwuje nam również
Bohdan Zadura, który wymieniając "powody" opublikowania tego, a nie innego utworu, pisze: "Ponieważ Joasia powiedziała, że chciałaby przeczytać coś mojego nowego, co miałoby przynajmniej cztery linijki".
Wielu autorów wyszło daleko poza ramy tradycyjnie rozumianego komentarza, zwracając się ku rozważaniom krytycznoliterackim, a nawet filozoficznym.
Artur Międzyrzecki napisał na przykład cały minitraktat o ironii, która według niego może stanowić swoistą odpowiedź na pytanie o sens komentarza, a także o sens pisania w ogóle. Poezja, powiada Międzyrzecki, to "niekończąca się gra tożsamości i dystansu". Ten, który zapisuje, nigdy nie jest tym, który doznaje. Ironia przeobraża tę dwoistość, która przecież zawarta jest w każdym akcie pisarskim, w "tworzywo spójnej wypowiedzi". O podobnej podwójności pisze również
Jerzy Górzański, który rozbieżność pomiędzy "wielkim skurczem gardła na widok ludzkiej tragedii" a "porządkiem estetycznym" komentuje krótko: "Groza".
Głębokie powinowactwa literatury z ludzką egzystencją dostrzega
Mieczysław Jastrun, dla którego uprawianie poezji utwierdza twórcę w jego własnym istnieniu.
Anna Świrszczyńska zwierza się, że jej wiersze są pisane jak w transie, a Pieśń pełni to "zapis odczuwanych wówczas rzeczywistych zdarzeń psychosomatycznych". Dla Anny Kamieńskiej z kolei literatura to znamię nieustannej walki pomiędzy jasnością a ciemnością, pomiędzy pracą analizowania i rozdzielania a chaosem, ponieważ "przez tę pracę człowiek wydobywa się z chaosu, ale też ta praca zmierza ku swojej apokalipsie, ku ponownemu mieszaniu i zaprzeczaniu pojęć. Praca nazywania i wyodrębniania nosi zarodek nowego chaosu i nowej zagłady". To, co pierwotne, nie musi jednak być mroczne. Może również ożywiać i w magiczny sposób rozświetlać życie (Bogusław Żurakowski). Związki poezji i życia dla niektórych autorów nie są i nie muszą być aż tak złożone, pisanie wiersza bywa też bowiem jedynie "wyświetlaniem krótkometrażowego filmu, który sam się układa w naszej podświadomości" (
Mieczysława Buczkówna).
Autorzy, jak się okazuje, zdają sobie sprawę, że plan poetycki (czy szerzej: estetyczny) raczej nie pokrywa się z życiem, a związki pomiędzy obu dziedzinami mogą być bardzo różne. Na przykład
Andrzej Sosnowski opowiada, że tło jego wiersza było bardzo zwyczajne: cmentarz w Serocku, upalny dzień, ale w pewnym momencie przyszła "nagła myśl", a w jego słowa niepostrzeżenie "wplątał się Maurice Blanchot". Poezja zrodziła się z kilku nieoczekiwanych zderzeń, których przestrzeń nie mieści się ani w planie czysto poetyckim, ani w którymkolwiek z zaułków cmentarza w Serocku. Takie zderzenia (zdarzenia?) rodzą się na przykład z zestawienia czyjegoś tańca z faktem, że ktoś inny czerpie z tego tańca materialne korzyści. Albo z uświadomienia sobie, że rewolucji seksualnej zawsze towarzyszy lekki przemysł erotyczny, który "umieszcza seks pod stałym adresem". Napięcie, choć na pewno innej natury, jest też najwyraźniej istotnym bodźcem dla
Karola Maliszewskiego, dla którego "gwałtowne pisanie" zdarza się zwłaszcza podczas podróży.
Z zupełnie już filozoficzną refleksją mamy do czynienia w przypadku
Jacka Podsiadły, który swój tekst zatytułował "Mój beznadziejny wiersz". Rozważania o poezji i pisaniu wzbogacają liczne cytaty z Simone Weil, Ralpha Waldo Emersona czy Ortegi y Gasseta. Podsiadło pisze o doświadczeniu zetknięcia z literaturą i mową dalekich ludów, kiedy "za każdym słowem kryje się tajemnica, a z nią siła, moc wyrazu". Dla tego poety wiersz jest rodzajem modlitwy, i to "modlitwy nie zawłaszczonej przez język".
Warto też wspomnieć o postawach bardziej tradycyjnych wobec języka, choć w swej formie oryginalnych. Do takich należy z pewnością tekst
Witolda Wirpszy. Poeta sprzeciwia się literackim podziałom (np. na klasyków i romantyków) i według niego wielkich poetów nie da się w żaden sposób zaklasyfikować. Wirpsza marzy o indywidualnym języku, który byłby językiem autentycznym. Takim językiem posługiwał się
Kochanowski i takiego języka zabrakło
Mickiewiczowi. W przeciwieństwie do bluźnierstw zrozpaczonego ojca, który stracił córkę, bluźnierstwa Konrada ("Tyś nie ojcem świata, ale...") za sprawą trywialnego upolitycznienia wydają się śmieszne. "Rzecz w tym, że czy Urszula istniała rzeczywiście czy nie, wierzymy Kochanowskiemu, że wyraził siebie: w tej, a nie innej masce (jeżeli to jest maska) i w tej, a nie innej roli (jeżeli to jest rola)". Według Wirpszy słynne non omnis moriar wyraża wiarę, że przetrwa nie moje ja liryczne, ale rzeczywista "część mnie".
Antologia Mój wiersz to dowód, że o poezji mówić warto, niezależnie od tego, co i w jaki sposób się mówi. Olbrzymi rozrzut form i treści tego, co nazywamy komentarzem, świadczy o tym, że poezja mieści się zarówno w pobliżu zabawy, jak i poważnej refleksji. Że w tej samej mierze pragnie porządku i chaosu. Że uprzedmiotawianie jednocześnie jej pomaga i szkodzi. Że wytrwale znosząc własną racjonalność, znieść jej tak naprawdę nie może. Bo w gruncie rzeczy robienie małpich min przed lustrem jest w równym stopniu warte min, co lustra. I nigdy nie będzie do końca wiadomo, co w czym się tak naprawdę odbija.
Marcin Orliński
© by "Twórczość" 2007