Wyborem zdjęć autor zaskakuje (wystarczy spojrzeć na okładkę), dotyka tabu, które fotografia już dawno przełamała.
"Szukam zdjęć ze skazą, skaza mnie podnieca, a nie gładkie przestrzenie skóry, nie ciężka krągłość piersi ani tym bardziej czarny penis jak słoniowa trąba (to u Mapplethorpe'a). Zwyczajność, piękno draśnięte nadmiarem albo niedostatkiem uruchamia nieodkryte pokłady uwagi; niedoskonałości są wciągające" – wyznaje.
Nurtują go na przykład fotografie hermafrodyty sprowadzonego w kolejnych ujęciach do "skrótu medycznego", nagie (nie licząc podkolanówek z podwiązkami i zegarka) "selfie sprzed epoki selfie", wdzięczne popiersia wyjęte z legitymacji, postaci niedocenione, odsunięte. Nowicki wtórnie je portretuje, niecierpliwie penetrując zakamarki ich duszy. Nie tworzy historii od nowa, jak czynił to Jacek Dehnel w "Fotoplastikonie", ale próbuje ją odtworzyć. Poszlaki odnajduje w podpisie pod zdjęciem ("Fotografia z podpisem znaczy inaczej niż fotografia sama, bez słowa komentarza"), w dedykacji na odwrocie (dlatego bardziej ceni te, które może wziąć do ręki niż wyświetlić na ekranie komputera), wreszcie w samym obrazie. Nie zwodzi go pozorna prostota, oczywistość zmienia w tajemnicę, nie umknie mu żadna plama czy rysa. Balansuje na granicy tego, co Barthes (niejednokrotnie przywoływany w książce) nazywał studium i punctum: między czymś widocznym na pierwszy rzut oka, racjonalnym, odzwierciedlającym społeczno-kulturowy kontekst, a elementem przykuwającym uwagę, subiektywnie odczytywanym, dostarczającym wzruszeń.
Nowicki prowadzi narrację pierwszoosobową, nie udaje kogoś innego, nie kreuje się na wielkiego myśliciela. Co prawda niewinny opis zdjęcia w pewnym momencie wykracza poza ramy kadru, poszerzając opowieść o dygresje poparte olbrzymią wiedzą, jednak dzieje się to w sposób niewymuszony, nie bezwarunkowy. "Odbicie" wskazuje drogę, a raczej wiele dróg do interpretacji obrazu. To fotografia – stara, przypadkowo ocalona przed zapomnieniem – odgrywa tu główną rolę i staje się pretekstem do refleksji nad teorią i praktyką fotograficzną. Za każdą odbitką kryje się osoba, a próby dotarcia do jej myśli i naszkicowania biografii zawsze zmierzają ku głębszym rozważaniom natury filozoficzno-moralnej. Patrzymy więc na zdjęcie zwłok młodego żołnierza, a widzimy żywego człowieka ("Ciało jest tu jak sucha, zryta ziemia, choć przecież żołnierzyk na swój sposób żyje jeszcze"). Przekartkowujemy "Album" Anety Grzeszykowskiej, a dotykamy kwestii prawdy i kłamstwa medium ("fotografią można pięknie kłamać – żeby [bywa] tym piękniej prawdę powiedzieć"). W pakiecie otrzymujemy lekcję historii fotografii – niechronologiczną, wybiórczą, lecz pouczającą i szalenie interesującą.