U Łysiaka to właśnie sukienka zostaje umieszczona w samym środku opowieści. Młody reżyser, który zrealizował "Sukienkę" jako student Warszawskiej Szkoły Filmowej, już we wcześniejszym "Techno" (o mężczyźnie zajmującym się na cierpiącą na chorobę Alzheimera żoną) opowiadał o ludziach wykluczonych, o których popkultura nie lubi pamiętać. Ale filmy Łysiaka nie mają w sobie nic z pedagogicznej pogadanki. Jego "Sukienka" nie jest opowieścią o dramacie niskorosłości, ale o odrzuceniu, samotności i potrzebie drugiego człowieka, o zderzaniu się marzeń z brutalną rzeczywistością.
Portretując filmową Julię reżyser wraz z operatorem, Konradem Blochem (nagrodzonym na Camerimage i Festiwalu Polskich filmów w Gdyni) zdecydowali się na taką formę, która pozwoli widzowi zapomnieć o fizycznej odmienności bohaterki. Zamiast szerokich planów korzystali więc ze zbliżeń, podchodząc jak najbliżej Julii. W rozmowie z PAP Tadeusz Łysiak mówił:
Jak mantrę powtarzaliśmy sobie, że nie robimy filmu o osobie niskiego wzrostu tylko opowieść o kobiecie, która ma pragnienia i marzenia takie jak każda inna. Zależało nam, aby stworzyć wizualnie taki świat, dzięki któremu widz zapomni o odmienności fizycznej bohaterki. Uznaliśmy, że musimy patrzeć w oczy, bo one są zwierciadłem osobowości, umysłu i emocji. Chcieliśmy, żeby Julia była lustrem, w którym będziemy odbijać się też my z naszymi lękami, uprzedzeniami, pragnieniami, marzeniami.
Udało się to dzięki niezwykłej aktorce, Annie Dzieduszyckiej. Przystępując do realizacji "Sukienki" Łysiak od początku planował obsadzić ją w głównej roli. Znali się z pracy przy jego wcześniejszej szkolnej etiudzie. To właśnie Dzieduszycka pomogła reżyserowi w pracy nad ostateczną wersją scenariusza. Jako osoba niskorosła z łatwością mogła wskazać momenty fałszu i podpowiedzieć nowe, celniejsze rozwiązania dramaturgiczne.