Jarosław Iwaszkiewicz, jak mało który ze współczesnych mu pisarzy, wciąż budzi emocje. Jedni w nim widzą prominentną osobistość PRL, uwikłaną w trudne wybory. Inni – przede wszystkim znacząca osobowość, bez której pejzaż kulturalny minionego wieku w Polsce byłby o wiele uboższy.
"Nie-biografia" gromadzi różnorodne głosy, opinie i dokumenty. Wyłania się z nich portret nieprzeciętnego, ale i niepokornego artysty. Przede wszystkim jednak troskliwego męża, ojca, dziadka, pana domu, pracodawcy, społecznika, opiekuna, dobroczyńcy.
Jego niespożyta aktywność na wielu polach skłania do pytań, jak przy równie wypełnionym kalendarzu każdego dnia, udało mu się aż tyle napisać. "Nie-biografia" daje odpowiedź – bliscy wspominają, że potrafił pisać w każdych warunkach: w podróży, na dworcach, lotniskach, w poczekalniach, w hotelach. Poza domem najlepiej pracowało mu się na ulubionej Sycylii, gdzie znajdował klimat bliski jego stronom ojczystym (Kalnik w guberni kijowskiej), po wojnie bardziej dla niego niedostępnym niż – paradoksalnie – kraje Zachodu.
Wiedzę o pisarzu wzbogaca też niepublikowana dotąd korespondencja Iwaszkiewicza – między innymi z osobistym sekretarzem i szarą eminencją Stawiska, Szymonem Piotrowskim czy ze stałym adwersarzem, Stefanem Kisielewskim. Są też listy do Zygmunta Mycielskiego, kompozytora i przyjaciela. W jednym z nich pisarz krytycznie odniósł się do pomysłu zorganizowania I Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej "Warszawska Jesień" w październiku 1956 roku.
Jeszcze większy skandal jest dla mnie ta cała jesień muzyczna. Przecież my nie możemy sobie na to pozwolić, i jak to wygląda obok afiszów "Pain et liberté pour les ouvriers polonais" [Chleba i wolności dla polskich robotników] rozlepianych za granicą (nawet w Norwegii), te straszliwe koszty sprowadzania kilku orkiestr. I czy my rzeczywiście jesteśmy tacy muzykalni? I jak my to wszystko pomieścimy i nakarmimy? Ja wczoraj wzywałem [Jerzego] Jasieńskiego do odwołania całej imprezy, przecież to naprawdę niemożliwe, wydawać taką forsę, kiedy ludzie głodują.
Sumienie obywatelskie pisarza buntowało się przeciw rozrzutności włodarzy PRL-u, jednak Warszawskiej Jesieni zdecydowanie nie docenił. Goście festiwalu mogli wtedy wysłuchać: Brahmsa, Brittena, Bartóka, Enescu, Szostakowicza i całą plejadę polskich kompozytorów: Grażyny Bacewicz, Tadeusza Bairda, Kazimierza Serockiego i w końcu Mycielskiego (właściwie to ich muzyka była tam najbardziej rewolucyjna i awangardowa). Poza tym był to jeden z tych festiwali, na który rokrocznie zjeżdżali radzieccy krytycy, żeby mieć jakąkolwiek styczność z awangardową muzyką Zachodu.
Ten sam list podsumowuje wymowna wzmianka:
Byłem w Poznaniu na zebraniu zespołu poselskiego. Naprawdę, czegoś równie żałosnego, bezradnego i zatrważającego nie widziałem w życiu. Zaniepokoiło mnie to naprawdę.
Rok później pisarz żalił się Mycielskiemu ze Stawiska:
Jestem bardzo przygnębiony sprawami osobistymi, a jeszcze bardziej ogólnymi, to okropnie pod starość spostrzegać, że się wszystko wali. I po co się żyło? Przerażenie mnie ogarnia, gdy czytam orędzia, przemówienia, wywiady mężów stanu. Ludzkość jest w łapach histeryków, wariatów i gburów – jeszcze nigdy tego tak nie odczuwałem, jak w tej chwili – i serce mi się ściska. Jeszcze kiedy byli królowie na świecie, to się ktoś czasem poczuwał do honoru i myślał o ludzkości. Teraz nawet katolicy myślą o papieżu i o zwalczaniu materializmu – ale nie o bliźnich.
Latem 1964 roku w liście z Sandomierza zwierzał się sekretarzowi Szymonowi Piotrowskiemu z dręczących go snów. Pojawiała się w nich zmarła dwa miesiące wcześniej siostra:
"Śmierć Heli znaczyła dla mnie bardzo wiele" oraz "to posiedzenia, to zebrania – jednym słowem wszystko, co mnie wymaglowało w ostatnich czasach".
Chodziło o sprawę "Listu 34", sformułowanego przez Antoniego Słonimskiego memoriału do polskiego rządu, sygnowanego podpisami 34 pisarzy i naukowców, wyrażającego ich dezaprobatę wobec zaostrzenia cenzury prasowej oraz cięć w przydziale papieru na druk książek. O tym piśmie, złożonym 14 marca w kancelarii premiera Cyrankiewicza, dwanaście dni później poinformowała Agencja Reutera i Radio Wolna Europa. 29 marca Iwaszkiewicz wysłał list do ministra kultury, w którym zaprotestował przeciw szykanowaniu sygnatariuszy "Listu 34", grożąc ustąpieniem ze stanowiska prezesa ZLP.
Nie zawsze pamięta się ten i podobne gesty odwagi cywilnej Jarosława Iwaszkiewicza. W sprawach środowiska zawsze stawał po stronie szykanowanych kolegów. Potrafił dla nich niejedno wywalczyć, gdyż antyinteligenccy, impertynenccy partyjni przywódcy musieli liczyć się z ówczesnym prezesem ZLP, dobrze znanym na międzynarodowym forum.
O ostoi pisarza, podwarszawskim Stawisku, po raz pierwszy zdecydowała się opowiedzieć długoletnia gosposia Iwaszkiewiczów, Zofia Dzięcioł. Szczególnie przejmująco zrelacjonowała ostatnie dni Starego, jak go poufale nazywali domownicy spoza rodziny. Zmarł 2 marca 1980 roku, niedługo po śmierci 23 grudnia 1979 roku żony, Anny Iwaszkiewicz.
Stary umarł w Warszawie. W klinice. Szkoda go było. Ale on się po śmierci Anny już bardzo męczył. Wysłali go do Paryża, żeby był z dala od tego domu, od wspomnień. Pani Teresa z nim tam pojechała, do sanatorium takiego. Nie udał się chyba ten wyjazd. Rozchorował się poważniej, trzeba było jechać po niego. Jak wrócił to dwa dni spędził w domu i wyjechał do szpitala w Warszawie. I już więcej ze szpitala nie wrócił. On przeczuwał, że nie wróci […] prosił mnie: "Jedź ze mną, Zosiu". I zanim wyszedł, to tak długo rozglądał się po domu, jakby wiedział, że to jest ostatni raz, że już tu nie wróci. Jakby chciał zapamiętać wszystko.
Książka zawiera ponadto rozmowę z córką, Marią Iwaszkiewicz – o atmosferze kawiarni "Czytelnik" w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, o chorobie matki i zwyczajach ojca oraz wywiad z przybranym synem pisarza, Wiesławem Kępińskim, który przypomina ich ulubione szlaki po Warszawie. "Nie-biografię" wzbogacają ponadto eseje Justyny Sobolewskiej, Ludwiki Włodek (prawnuczki Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów), Piotra Mitznera, Roberta Papieskiego. Szczególnie intrygujący jest tekst Radosława Romaniuka, w którym przyrównuje on warsztat autora "Czerwonych tarcz" do pisarskiego stylu Lwa Tołstoja.
Rozważania o dorobku literackim naszego skamandryty oraz spory na temat jego postawy w latach PRL-u zapewne długo jeszcze nie ustaną. "Spotkać Iwaszkiewicza. Nie-biografia" w tej dyskusji nie może zostać pominięta.
"Spotkać Iwaszkiewicza. Nie-biografia"
pod redakcją Anny Król
Wilk & Król Oficyna Wydawnicza, Warszawa 2014
wymiary: 125 x 200 mm
okładka: miękka ze skrzydełkami
liczba stron: 192
ISBN 978-83-935837-9-9
www.goculture.pl