Tytuł książki to słowa zaczerpnięte z twórczości Williama Blake'a. W 2017 roku powstała ekranizacja książki, zatytułowana "Pokot" w reżyserii Agnieszki Holland.
Główna bohaterka powieści "Prowadź swój pług przez kości umarłych" Olgi Tokarczuk to emerytowana inżynier budowy mostów Janina Duszejko. Po latach pracowitego życia zamieszkała w urokliwie położonej wsi w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie w pobliskiej szkole uczyła angielskiego. W wolnym czasie układała horoskopy, wędrowała po zboczach Sudetów z ukochanymi suczkami, a poza sezonem robiła jeszcze obchód kilku domów powierzonych jej opiece.
I ta przedsiębiorcza kobieta stanęła nagle wobec nieznanych jej dotąd wyzwań. Zaczęło się od tego, że miejscowy kłusownik Wielka Stopa śmiertelnie zadławił się kością schwytanej sarny. Wkrótce w bliskiej okolicy i w krótkich odstępach czasu, do krainy wiecznych łowów trafiło kilku okolicznych notabli, powiązanych nielegalnymi interesami oraz pasją do polowań; drastyczne okoliczności ich nagłych śmierci wskazywały na serię zabójstw, najpewniej z zemsty.
Zawsze aktywna Duszejko (nie lubiła swojego imienia, więc je pomińmy) od lat apelowała do władz powiatowych i wojewódzkich o interwencje w licznych przypadkach łamania prawa przez kłusowników, ale i myśliwych. Los krzywdzonych zwierząt nikogo z urzędników nie obchodził, a ich obrończynię, w podaniach powołującą się na szczególne wpływy planet, uznawano za nieszkodliwą wariatkę. Jej zgłoszenia, łącznie z nagłym zaginięciem obu jej suczek, z reguły były ignorowane, ona sama zaś była nękana mandatami, m.in. za naruszenie konstrukcji budowlanej myśliwskiej ambony.
Było ich na całym Płaskowyżu osiem, dokładnie to wiedziałam, bo miałam z nimi do czynienia, jak Don Kichot z wiatrakami. Zbijało się je z drewnianych bali, na krzyż, całe składały się z krzyży. Miały cztery nogi te pokraczne figury, a na nich tkwił szałas z oknami strzelniczymi. Ambony. Zawsze mnie ta nazwa zdumiewała i denerwowała. Bo czego nauczało się z tych ambon? Jaką głosiło ewangelię? Czy to nie szczyt pychy, nie diabelski pomysł, żeby miejsce, z którego się zabija, nazwać amboną?
Toteż jej przekonanie, że Matka Natura upomniała się wreszcie o swoje prawa ("My mamy światopogląd, a Zwierzęta światoczucie, wiesz?") i zabijane przez wieki stworzenia zaczęły brać odwet na swoich gnębicielach, mało komu trafiało do przekonania. Nie podzielali go nawet życzliwi jej znajomi: milkliwy sąsiad Matoga czy eks uczeń Dionizy, zatrudniony w pobliskiej komendzie policji jako informatyk. Tenże Dyzio w wolnych chwilach odwiedzał byłą nauczycielkę i razem pracowali nad przekładami mistycznych wersów Williama Blake'a.
Śledczy stanęli przed tym trudniejszym zadaniem, że pierwszą ofiarą osobliwego cyklu zbrodni okazał się skorumpowany komendant miejscowego posterunku. ("Więzienie nie tkwi na zewnątrz, ale jest w środku każdego z nas. Może jest tak, że nie umiemy bez niego żyć"). Następnym był, niejaki Jarosław Wnętrzak, właściciel kilku szemranych interesów, z fermą srebrnych lisów włącznie. Podobny los spotkał w końcu Prezesa, trzęsącego wszystkimi możliwymi spółkami czy stowarzyszeniami, jakie tylko zdążył dopaść.
W każdym przypadku tych gwałtownych śmierci znaczącą rolę odgrywały zwierzęta: w przypadku Komendanta – sarny, Wnętrzaka – lisy, Prezesa – Zgniotki Szkarłatne (owady podobne do żuków). Niebawem dołączył do nich Ksiądz Szelest, kapelan myśliwych i aktywny uczestnik polowań, który zginął podczas pożaru kościoła. Ogień w wieżyczce świątyni najprawdopodobniej zaprószyły gnieżdżące się w niej sroki, znoszące do swoich gniazd wszystko co się błyszczy, z żarzącymi się niedopałkami włącznie.
Ale nie tylko do ostatniej ofiary, kapelana myśliwych, który niedługo przed śmiercią zdążył poświęcić nową kościelną kaplicę św. Huberta, skierowane jest poniższe przemyślenie. Wyjęte zostało z narracji głównej bohaterki, niewątpliwie porte-parole samej pisarki. Powieścią "Prowadź swój pług przez kości umarłych" autorka odważyła się zmierzyć z hipokryzją ukrywania właściwych intencji:
Hubert, jeszcze nie święty, jest nicponiem i utracjuszem. Uwielbia polować. Zabija. I pewnego razu w czasie polowania na głowie Jelenia, którego chce zabić, widzi krzyż z Chrystusem. Pada na kolana i nawraca się. Rozumie, jak ciężko grzeszył do tej pory. Odtąd przestaje zabijać i staje się świętym. Dlaczego ktoś taki zostaje patronem myśliwych? Uderza w tym wszystkim podstawowy brak logiki. Bo gdyby chcieli Huberta naśladować, musieliby przestać zabijać. A skoro biorą go na swojego patrona myśliwi, to czynią go patronem tego, co było grzechem Huberta i od czego się wyzwolił. Robią go więc patronem grzechu.
Proza Olgi Tokarczuk w wartkim nurcie sensacyjnych treści mieści istotne pisarskie przesłanie. W tym konkretnym przypadku jest nim troska autorki o świat pozbawiony codziennego, usankcjonowanego przelewu krwi milionów żywych istnień, czemu często towarzyszy zadawanie im cierpień. Ludzkie plemię pozbawia zwierzęta wszelkich przyrodzonych im praw: skazano je na krótki żywot tylko po to, żeby stały się łatwym łupem mięsożernych stworzeń, jakimi – z małymi wyjątkami wegan i wegetarian – w gruncie rzeczy jesteśmy.
Powieść "Prowadź swój pług przez kości umarłych" demaskuje ponadto indolencję organów państwowych oraz pychę i ignorancję jej reprezentantów, nie wykazujących potrzeby porozumiewania się z obywatelami. Oficjalne pisma obywatelki Duszejko, wysyłane listem poleconym czy też składane na dziennik podawczy właściwych urzędów, pozostawały bez odzewu, mimo ustawowo przewidzianego terminu 14 dni na odpowiedź. Z urzędu niespełniającego swoich zobowiązań i jawnie lekceważącego petenta, pozostaje, niestety, tylko fasada – która zresztą w naszym kraju ma całkiem mocne fundamenty:
Zawsze kiedy się organizuje jakieś podejrzane hucpy, na samym początku wciąga się w to dzieci. Pamiętam, że tak samo wrabiano nas w pochód pierwszomajowy. Dawno, dawno temu. Teraz miały uczestniczyć w powiatowym Konkursie Twórczości Plastycznej Dzieci Młodzieży Hrabstwa Kłodzkiego: "Święty Hubert wzorem współczesnego ekologa", a potem w przedstawieniu pokazującym życie i śmierć świętego. Napisałam pismo w tej sprawie do kuratorium jeszcze w październiku, ale nie dostałam odpowiedzi. Uważam, że – jak wiele spraw – jest to skandal.
Nic tedy dziwnego, że tak potraktowani obywatele tracą zaufanie do organów państwa – obojętne na jakim szczeblu: lokalnym czy centralnym – i zaczynają brać sprawy we własne ręce. Jak to się kończy, dobrze wiadomo. Kto zapomniał, niech zajrzy do podręcznika dziejów ojczystych.
Powieściowa narracja ekokryminału "Prowadź swój pług przez kości umarłych" robi wrażenie czułego barometru społecznych nastrojów. Wydana po raz pierwszy po dwóch dziesięcioleciach polskiej transformacji znakomicie oddaje nienaruszalny stan ducha polskiej prowincji i okolic. Nieodmiennie przepojona empatią proza Olgi Tokarczuk ma w sobie wyraźny interwencyjny nerw, dotykający najbardziej istotnych ludzkich bolączek.
Olga Tokarczuk
"Prowadź swój pług przez kości umarłych"
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016
format: 131 x 205 mm
oprawa: miękka ze skrzydełkami
liczba stron: 324
ISBN: 978-83-08-06321-7