Rozpisując ją na role, autor scenariusza, Marek Baranowski nie szczędzi swym bohaterom osobliwości i dziwactw. Jest tu cierpiąca na bezsenność młoda mama (Sylwia Boroń); blogerka (Lena Góra), która pokonała raka i tak mocno weszła w rolę wojowniczki, że dziś walczy z każdym i o wszystko; starzejący się dawny bard Solidarności (Zbigniew Zamachowski); dietetyk z kompleksami (Maciej Nawrocki); wyluzowana mamuśka (Matylda Damięcka) chcąca jeszcze korzystać z życia; biznesmen o arabskim imieniu (Piotr Borowski) i pryncypialny katolik (Dobromir Dymecki) z bronią, ale za to bez poczucia humoru. Podczas tytułowej nocy w przedszkolu wszyscy oni zetrą się ze sobą, walcząc o dobro swoich dzieci, trwałość przyjaźni i polityczne sojusze.
Baranowski świetnie się bawi, uruchamiając lawinę zdarzeń, nieporozumień i wewnętrznych przemian bohaterów. "Dwunastu gniewnych ludzi" spotyka się tu z klasycznymi "teatralnymi" komediodramatami Polańskiego spod znaku "Rzezi" i "Wenus w futrze". W zamkniętej przestrzeni przedszkola, w czasie jednej nocy wydarza się jednak więcej niż w większości "epickich" filmów tworzonych nad Wisłą. Bo Baranowski świetnie panuje nad postaciami, przeprowadzając je na naszych oczach ku wewnętrznej przemianie.
Sięgając po jego tekst, Skalski tworzy komedię o ludziach mierzących się z własnymi słabościami, ale jednocześnie unika największych pułapek tego typu produkcji: banału i estetycznego lukru. Podczas gdy świąteczne serie w rodzaju "Listów do M." są programowo przesładzane, "Noc…" uwodzi lekkością. Głównie dlatego, że Baranowski i Skalski dorzucają tu nieco obyczajowej pikanterii i intelektualnej przewrotności, nie bojąc się estetycznych przekroczeń. Kiedy więc bohaterowie ruszają w narkotyczną podróż po przedszkolnych pomieszczeniach, ich film z grzecznej komedyjki na chwilę zmienia się w zwariowaną zabawę w rodzaju "Wszyscy moi przyjaciele nie żyją". Tyle że mądrzejszą. Bo film Skalskiego jest też udaną opowieścią o współczesnej Polsce, o naszych pokoleniowych nerwicach i aspiracjach, o wyścigu szczurów, do którego zaprzęgamy już kilkuletnie dzieci i klasowych podziałach, które tylko czasem pozostają niewidoczne.