W tej części przedwojennej Warszawy stało ok. 180 domów i dwa dworce kolejowe. Działały tu między innymi najstarsza polska wytwórnia płytowa Syrena Record przy ul. Chmielnej 66, słynna Cafe Fogg prowadzona przez Mieczysława Fogga przy Marszałkowskiej 119, a także Dom Sierot Janusza Korczaka.
Magdalena Stopa, autorka słynnych "Ostańców", w wydanej przez Dom Spotkań z Historią książce "Przed wojną i pałacem", ukazuje prestiż, urok i charakter Śródmieścia przedwojennej Warszawy. Składa się na nią dziewięć rozdziałów poświęconych ulicom: Chmielnej, Pańskiej, Siennej, Śliskiej, Zielnej, Złotej i Wielkiej, a także fragmentowi zabudowy ulicy Marszałkowskiej oraz obydwu nieistniejącym dworcom. Książka nie mogłaby powstać bez relacji szesnastu świadków, którzy wspominają młodość w nieistniejącej już części Warszawy.
Plac Defilad: Tu była ulica…
Krążąc w pustce placu Defilad, między zaniedbanymi trawnikami i prowizorycznymi parkingami, które podzielono łańcuchami na kolejne sektory, można natknąć się na wmurowane w nawierzchnię tabliczki: "Tu była ulica Pańska", "Tu była ulica Śliska", "Tu było skrzyżowanie ulic Chmielnej i Wielkiej". Napisy smutne, niczym nekrologi, są jedynym śladem biegnących dawniej w tym rejonie ulic. Trudno wyobrazić sobie, że rozległy teren, po którym dzisiaj hula wiatr, należał kiedyś do najintensywniej zabudowanych obszarów stolicy.
I nie bez powodu trudno, bo właśnie tutaj dokonała się największa urbanizacyjna zmiana w dziejach Warszawy. Przygotowując miejsce pod budowę Pałacu Kultury i Nauki oraz placu Defilad, usunięto całą, bez najmniejszego wyjątku, zabudowę kwartału o powierzchni ponad pięćdziesięciu hektarów. Jeszcze poważniejszą ingerencją było zlikwidowanie odcinków sześciu ulic: Zielnej, Chmielnej, Złotej, Siennej, Śliskiej i Pańskiej. Część z nich: Zielną, Sienną, Śliską i Pańską, skrócono, natomiast Chmielnej i Złotej przerwano bieg, odbierając im kluczową dawniej komunikacyjną rolę.
Ulica Wielka, równoległa do Marszałkowskiej, przestała istnieć. Natomiast Marszałkowska, najbardziej wielkomiejska arteria Warszawy, została przeszło dwukrotnie poszerzona, w wyniku czego utraciła całą zachodnią pierzeję. W ten sposób zniszczono podstawową wartość kulturową miasta, jaką jest historyczny układ urbanistyczny samego centrum. Miasta będącego stolicą kraju.
Marszałkowska 109/Chmielna 42: Reklama kapeluszy
Narożna, trzypiętrowa kamienica powstała około 1890 roku. U schyłku XIX wieku i przez kilka pierwszych dziesięcioleci wieku XX należała do rodziny Holców. Z powodu szczupłości działki różniła się od sąsiednich domów. Miała dość długą elewację od ulicy Marszałkowskiej i krótką od Chmielnej. Ich dekoracje nawiązywały do form włoskiego renesansu i klasycyzmu. Oprócz sklepu z kapeluszami Mieszkowskich w budynku mieściły się między innymi filia Wedla, o czym informował duży neon, i perfumeria Perfection. Dom spłonął podczas powstania. Mimo że mury przetrwały, zostały rozebrane w 1946 roku. Dziś w tym miejscu znajduje się jezdnia ulicy Marszałkowskiej i przystanki autobusowe przy stacji metra Centrum.
Marszałkowska 127 i 129: Piękno neogotyku
Marszałkowska 127: Czteropiętrowy dom, zbudowany dla cukiernika Jakuba Zamboniego, uważany był za najpiękniejszą neogotycką kamienicę przy Marszałkowskiej. Powstał w latach 1893–1894, w miejscu rozebranego osiemnastowiecznego dworku Antoniego Małachowskiego. Zaprojektował go Józef Pius Dziekoński, pierwszy dziekan Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej i współzałożyciel Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości, współautor między innymi kościołów Najświętszego Zbawiciela oraz Świętego Floriana na Pradze. Bogato zdobioną elewację kamienicy licowano kolorowymi płytkami, na parterze miała duże ostrołukowe witryny, wyżej – dwukondygnacyjne loggie. Nie brakowało maswerków, balkonów, kutych balustrad. Dom zwieńczono schodkowym szczytem oraz gotycką attyką.
Jakub Zamboni od 1873 roku prowadził słynną cukiernię "Lourse", którą odziedziczył po nim syn Fryderyk. Jedna z wielu jej filii działała przy Marszałkowskiej 127. Na kilka lat przed wybuchem wojny w kamienicy otwarto nowoczesny salon z luksusowymi platerami warszawskiej spółki Norblin, B-cia Buch i T. Werner. Długi neon z nazwą firmy przeciął dwie witryny kamienicy. Według mieszkanki domu Barbary Kempler pod gruzami oficyny, w którą 18 sierpnia 1944 roku uderzył pocisk, zginęło prawie sześćdziesiąt osób. Po upadku powstania dom został spalony. W 1946 roku jego front rozebrano do parteru.
Marszałkowska 129: W latach sześćdziesiątych XIX wieku wzniesiono dwupiętrową kamienicę dla Ludwika Stencla, do którego należała fabryka mydła i świec usytuowana w głębi posesji. Dom zaprojektował Józef Orłowski. Na początku XX wieku kamienicę kupili bracia Zamboni, właściciele sąsiedniego budynku, pod numerem 127. W jej miejscu zbudowali w 1904 roku nowy dom, według projektu Ludwika Panczakiewicza, znanego architekta, autora Hal Mirowskich, a także wielu warszawskich kamienic. Dom podwyższono o dwa piętra, zyskał też bogaty, pełen secesyjnych ornamentów wystrój fasady. Na tyłach budynku frontowego stanęły, zamykając spore podwórko, oficyny boczne i tylna. Witryny sklepów zajęły aż dwie dolne kondygnacje.
Kamienica runęła w 1944 roku, ostrzelana z moździerza "Karl". Pod jej gruzami 25 września zginął Eugeniusz Lokajski, pseudonim "Brok", jeden z najsłynniejszych fotografów dokumentujących powstanie. Przed wojną był wielokrotnym rekordzistą Polski w rzucie oszczepem i olimpijczykiem. Tamtego dnia przyszedł, by w sklepie Stanisława Bieńkowskiego zaopatrzyć się w filmy. Jego ciało wydobyto spod gruzów dopiero w maju 1945 roku. Dziś w tym miejscu biegnie zachodni pas poszerzonej Marszałkowskiej.
Zielna 25, 37, 39: Ślepy zaułek
W 1910 roku na istniejącym do dziś odcinku między Świętokrzyską a Królewską, pod numerem 39, stanął najbardziej znany budynek przy Zielnej. Ośmiopiętrowy "drapacz chmur" był wówczas najwyższy nie tylko w Warszawie, ale też w całym Imperium Rosyjskim. Zbudowano go według projektu szwedzkiego architekta Isaaka Gustafa Clasona oraz Bronisława Brochwicza-Rogoyskiego, jako siedzibę szwedzkiego Towarzystwa Akcyjnego Telefonów Cedergren, które rozbudowywało warszawską sieć telefoniczną. Po wygaśnięciu koncesji towarzystwa, w 1922 roku nowoczesny budynek przejęła Polska Akcyjna Spółka Telefoniczna i stąd pochodziła popularna nazwa wieżowca – PAST-a.
Miał tu siedzibę Zarząd Główny PAST, mieściła się tu też centrala telefoniczna – wspominała Krystyna Bader-Krzyżakowa. – Wysoki gmach tętnił życiem, spółka zatrudniała 1080 pracowników, i skutecznie ożywiał nieco senną ulicę Zielną.
Działania wojenne 1939 roku częściowo uszkodziły PAST-ę. Ulica była we wrześniu bardzo silnie bombardowana. Kolejne, znacznie poważniejsze zniszczenia przyniosło "drapaczowi" powstanie. W pierwszej połowie sierpnia zajęty był przez Niemców, którzy dzięki jego wysokości mogli obserwować i ostrzeliwać całe północne Śródmieście. Mimo wielokrotnych szturmów, powstańcom nie udawało się zdobyć wieżowca. 19 sierpnia szturm się udał. Poddało się wówczas stu piętnastu niemieckich żołnierzy. 20 sierpnia o godzinie piętnastej na dachu wieżowca zawisła biało-czerwona flaga.
Budowa PKiN i placu Defilad oraz przebicie i poszerzenie Świętokrzyskiej uczyniły z Zielnej jedynie ślepy zaułek, pozbawiony komunikacyjnego znaczenia. W miejscu jej dawnych, ściśle zabudowanych pierzei, biegnących od Świętokrzyskiej do Chmielnej, jest wejście do stacji drugiej linii metra i kilka drzew parku Świętokrzyskiego, dalej rozciąga się już tylko pustka parkingów.
Zielna 27/Świętokrzyska 43/Wielka 28: Wymowny ślad historii
Ostatniego dnia września na Zielną wkroczyli Niemcy i na podstawie protokołu o kapitulacji przejęli majątek Polskiego Radia. Pożegnalną audycję nadano stąd godzinę wcześniej przez krótkofalówkę: "Halo, halo. Czy nas słyszycie? To nasz ostatni komunikat. Dziś oddziały niemieckie wkroczyły do Warszawy. Braterskie pozdrowienia przesyłamy żołnierzom walczącym na Helu i wszystkim walczącym, gdziekolwiek się jeszcze znajdują. Jeszcze Polska nie zginęła! Niech żyje Polska!". Tekst komunikatu przeczytał Józef Małgorzewski, jego wersję francuską – Maria Stopiczyńska, a angielską – Jeremi Przybora. Na koniec zagrano hymn państwowy.
Wojnę budynek przetrwał w dość dobrym stanie, zniszczone były tylko dwie najwyższe kondygnacje. W jego ścianę wmurowano tablicę upamiętniającą zjazd zjednoczeniowy SDKPiL oraz PPS-Lewicy (pracy Polskiego Radia nie upamiętniono). Po wyburzeniu domu w 1954 roku utworzono niewielką górkę, na której stanął głaz z tablicą. Istniała długo, zdjęto ją dopiero w ostatnim dziesięcioleciu. Dziś pozostała górka oraz głaz pozbawiony tablicy. Niemy, a może raczej wymowny ślad historii.
Wielka 7/Złota 21: Ulica Wielka z map wymazana
W książce "Śladami nazw miejskich Warszawy" podano tabelę z nazwami, które zniknęły po 1945 roku. Autorzy wymienili ich aż osiemset dziewięćdziesiąt dziewięć! Między nimi figuruje tam ulica Wielka, zlikwidowana podczas budowy placu Defilad. Pozostała jedynie tabliczka z napisem: "Tu było skrzyżowanie ulic Chmielnej i Wielkiej". Odnalezienie jej wymaga jednak prawie detektywistycznej smykałki. Trzeba stanąć na placu Defilad tak, by za plecami mieć wschodni odcinek Chmielnej. Potem iść na zachód aż do miejsca, w którym po lewej stronie, za Alejami Jerozolimskimi, zobaczymy wylot Poznańskiej. W tym miejscu znajduje się dziś trawnik, tabliczka ukryta jest w trawie.
Ulica nazywała się Wielka – kiedyś, kiedy istniała. Obecnie stała tu poszarpana przez wojnę i połatana remontami duża kamienica. Ostatnia i przeznaczona do rozbiórki. Jej tłem był kremowy masyw ogromnego wieżowca. Wokół rozciągała się zryta wykopami i sfałdowana wzgórzami materiałów budowlanych przestrzeń największego placu w Europie. Placu, który rodził się w duszącym pyle, tumanach kurzu, w warkocie koparek, betoniarek, spychaczy. Po ulicy Wielkiej pozostała jezdnia i krawężniki trotuarów, też skazane na zagładę.
[Leopold Tyrmand, "Zły"]
Chmielna 43: Wspomnienie Richarda Pipesa
Historyk Richard Pipes urodził się w 1923 roku w Cieszynie. Przy Chmielnej 43 zamieszkał z rodzicami w 1935 roku. Rodzina wyjechała z Polski po kapitulacji Warszawy.
Gdy patrzę na centrum Warszawy, nie mogę się nadziwić. Dlaczego nie burzycie tego pałacu?! Przecież to wygląda zupełnie jak w Moskwie! Mam do sprawy stosunek emocjonalny, bo przed wojną mieszkałem w tym miejscu. W drugim domu, licząc od Marszałkowskiej. Chmielna 43, mieszkania 10, czwarte piętro. Tylna oficyna, więc na klatkę schodową wchodziło się z podwórka. Nie mieszkaliśmy tam długo, tylko cztery lata, od 1935 roku do początku wojny. Opuściliśmy Warszawę 27 października, właśnie mija siedemdziesiąta rocznica. Decyzję o wyjeździe podjął ojciec, to nas uratowało. […] Gdy wprowadziliśmy się na Chmielną, miałem trzynaście lat. Domu już dobrze nie pamiętam, wiem, że na dole działał sklep i kawiarnia. Wieczorami, zasypiając, słyszałem muzykę. Inni lokatorzy pewnie się uskarżali, ale ja to lubiłem. Na sporym podwórzu z ogródkiem trzymałem rower. Mieszkanie mieliśmy widne i duże, pięciopokojowe: jadalnia, gabinet ojca, pokój gościnny oraz dwie sypialnie, rodziców i moja. Poza tym kuchnia z osobnym wejściem, łazienka, ubikacja i korytarz. Okna wychodziły na stronę Alej Jerozolimskich, z balkonu w jadalni widać było hotel Polonia, a z boku Dworzec Główny.
Richard Pipes jest profesorem Uniwersytetu Harvarda, światowej sławy historykiem, sowietologiem. W latach 1981–1982, za kadencji Ronalda Reagana, pełnił funkcję doradcy prezydenta Stanów Zjednoczonych do spraw Rosji i Europy Środkowej. Został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Mieszka w Cambridge, w stanie Massachusetts.
Złota 13/Marszałkowska 113: Murzyniątko z "Franboli"
Narożna czteropiętrowa kamienica, o bogato zdobionej elewacji, powstała na przełomie XIX i XX wieku. Wcześniej stał tu osiemnastowieczny pałacyk należący do starosty wartelskiego Teodora Dzierzbickiego, a po 1791 roku do hrabiego Czapskiego. Wysoki parter kamienicy mieścił szereg sklepów oraz kawiarnię "Wielką" Stanisława Ostrowskiego. Działała tu też cukiernia Bolesława Kiełbasińskiego, który w 1922 roku, wspólnie z braćmi Franciszkiem i Ignacym, uruchomił na Pradze niedużą Fabrykę Cukrów i Czekolady "Franboli". Nazwa pochodziła od imion braci.
Elegancki sklep, a w nim czekoladowe cuda. Czego tam nie było! Wszystkie warzywa i jarzyny jak żywe, nawet kartofle! Koty, słonie, zajączki i Murzyniątka różnej wielkości. Rzędem stały mniejsze i większe kufle z niby-piwem, były też czekoladowe papierosy, cygara, fajki i monety. W koszyku leżały pomarańcze złożone z cząstek, a na nich banany i rozkładający się na kawałeczki ananas.
[Hanna Zborowska, "Humor w genach"]
Kamienica została zburzona podczas powstania. Zachował się jedynie parter, gdzie po wojnie ponownie uruchomiono sklepy. Pozostałości domu rozebrano w 1950 roku.
Złota 32: Konkursowe podwórko
Pamiętam, że sąsiednia kamienica, pod numerem 32, zdobyła nagrodę w konkursie "Warszawa w kwiatach". Miała piękne podwórko pełne kwiatów, a po ścianach pięła się winorośl. Dostępu do podwórka broniła jednak groźna, chuda dozorczyni. Małe dzieciaki z innych kamienic nie były mile widziane. Dobrze zapamiętałam też sklep na rogu Złotej i Marszałkowskiej, w którym sprzedawano maszyny do szycia. Na wystawie, przy maszynach do szycia, siedziały duże lalki w pięknych sukienkach. Mówiliśmy o nich "śpiące", bo miały zamykane oczy. Większość czasu spędzałam na podwórku, razem z innymi dziećmi. Kontakty między sąsiadami były bardzo żywe.
Jest to fragment wspomnień Barbary Kurackiej, która przy Złotej 34 mieszkała od 1930 do 1944 roku. Jedenaście lat później jej mąż podjął pracę przy obsłudze systemu oświetlenia i nagłośnienia Sali Kongresowej, która stanęła dokładnie tam, gdzie był dom Złota 34.
Marszałkowska: Salon Warszawy
Jeśli chciało się kupić coś naprawdę porządnego, to szło się na Marszałkowską. Zakupy na Złotej mogła załatwić służąca. Na Marszałkowską szło się z mamusią, rozglądając po wystawach sklepowych. […] Chodniki były znacznie szersze niż na jej przecznicach, wysadzane drzewami w żelaznych koszach, które chroniły je od potrąceń przechodniów i od wszechwładnej miotły stróżowskiej. Jezdnia brukowana była nie "kocimi łbami", ale kostką, po której turkotały dorożki i wozy. Środkiem jechały tramwaje, naturalnie jeszcze konne, zimą zamykane i oszklone, z ławkami biegnącymi wzdłuż wozu, latem otwarte, z ławkami na poprzek i ze stopniami z boku na całą długość wagonu.
[Stefania Podhorska-Okołów, "Warszawa mojego dzieciństwa"]
Na rogu Marszałkowskiej i Siennej otwarto sklep kolonialny.
Głęboko utkwił on w mojej dziecinnej pamięci – wspominała Stefania Podhorska-Okołów. – Przede wszystkim w oknie wystawowym od Marszałkowskiej stało akwarium i przed nim gromadził się zawsze tłum dzieciarni. Należałam do tych uprzywilejowanych, którzy mogli do woli napawać się widokiem zwinnych złotych rybek z wnętrza sklepu. Moja matka lubiła tam właśnie zaopatrywać się w wykwintniejsze przysmaki z okazji jakiegoś przyjęcia w domu. – Sklep prowadził pan Zahorski, który fascynował małą Stefanię: Lubiłam na niego patrzeć, kiedy wielkim nożem płatał olbrzymi krąg szwajcarskiego sera i, ukazując jego wnętrze ociekające tłuszczem, mówił z lubością: – Niech pani spojrzy, co za "łezka"!
[Stefania Podhorska-Okołów, "Warszawa mojego dzieciństwa"]
Sienna w latach okupacji: Życie w getcie
W 2012 roku na ścianie PKiN, przy wejściu do Teatru Lalka, zawieszono tablicę z wizerunkiem gmachu i informacją: "W tym miejscu, przy ul. Siennej 16, stał gmach Towarzystwa Pracowników Handlowych m. Warszawy zbud. 1912–1914, w którym ostatnią wojenną siedzibę miał Dom Sierot Janusza Korczaka / Henryka Goldszmita. Stąd 5 sierpnia 1942, podczas akcji likwidacyjnej getta, doktor Korczak, jego współpracownicy i wychowankowie zostali wypędzeni na Umschlagplatz i wywiezieni do obozu zagłady w Treblince". Informacja na tablicy nie jest precyzyjna.
W rzeczywistości budynek, który był świadkiem dramatycznych wydarzeń, stał kilkadziesiąt metrów od obecnego Teatru Lalka. Podczas okupacji budynek wszedł w obręb getta. W październiku 1941 roku przeniesiono do niego Dom Sierot, mimo że gmach zupełnie nie był przystosowany do nowej funkcji. Ze względu na trudne warunki Korczak zajął mały pokoik, który dzielił z najciężej chorymi dziećmi. Na parterze działała kawiarnia "Na Siennej" Tatiany Epstein. Przez cztery miesiące, od kwietnia do lipca 1941 roku, grywał w niej Władysław Szpilman. Bywał tu też znany malarz Roman Kramsztyk, który stworzył cykl rysunków dokumentujących życie w getcie.
Mimo ciasnoty, braku żywności i strasznych wydarzeń wokół, wspominano, że w Domu Sierot panowała atmosfera spokoju. Wychowawcy starali się zapewnić dzieciom najlepsze w tej sytuacji warunki. Nadal prowadzona była nauka czytania, pisania i rachunków. Pogadanki dla dzieci wygłaszali nie tylko pisarze i artyści, lecz także rikszarze, sprzedawcy gazet, czyściciele butów. Igor Newerly w książce "Żywe wiązanie" opisał, co dzieci dostawały do jedzenia: rano kromkę chleba i kawę zbożową lub wodę barwioną tak, by przypominała herbatę, na obiad ziemniaki lub kaszę z krwią końską. Czasami na stole gościła konina i dodatkowo tran. Newerly podkreślił, że na tle sytuacji getta było to jedzenie luksusowe.
Sienna 16: Stary Doktor i jego dzieci
5 sierpnia 1942 roku, pojawili się Niemcy z rozkazem natychmiastowego opuszczenia budynku. Tego dnia rozpoczęła się kilkugodzinna ostatnia droga Korczaka i blisko dwustu jego podopiecznych. Irena Sendlerowa, która miała przepustkę do getta i pomogła w wyprowadzeniu z niego dwóch i pół tysiąca dzieci, wspominała, że tylko raz przeszła załamanie nerwowe – właśnie wówczas, gdy zobaczyła Korczaka idącego z dziećmi na Umschlagplatz. Doktora i jego podopiecznych upamiętnia dziś pomnik odsłonięty w 2006 roku w pobliskim parku Świętokrzyskim – Korczak z dziećmi stoją pod drzewem, którego konary łączą się, symbolizując ramiona menory. Budynek przy Siennej 16 przetrwał wojnę w zaskakująco dobrym stanie. Istniał jeszcze w 1952 roku, gdy trwała już budowa Pałacu Kultury.
Śliska 6/8: Spóźniona misja
Szeroka, zajmująca dwie parcele, czteropiętrowa kamienica stała się miejscem wielokrotnie przywoływanego spotkania Jana Nowaka-Jeziorańskiego z generałem Tadeuszem "Borem" Komorowskim, jego zastępcą generałem Tadeuszem Pełczyńskim, "Grzegorzem", oraz pułkownikiem Janem Rzepeckim, "Prezesem".
Sobota, 29 lipca. W mieszkaniu na Śliskiej 6 zasiadam przy okrągłym stole. Mam po lewej stronie "Bora", obok niego siedzi "Grzegorz", dalej "Prezes" i jeszcze jakiś nieznany oficer. Po prawej ręce mam pułkownika Bokszczanina – "Sęka", dalej siedzi major Karasiówna, znana pod pseudonimem "Haka". Moje wejście przerywa jakąś ważną naradę. Mam w głowie starannie ułożoną dyspozycję i bardzo dużo do powiedzenia. Nie wiem, jak długo pozwolą mi mówić, każda minuta jest droga, nie wolno rzucić mi ani jednego niepotrzebnego słowa.
[Jan Nowak-Jeziorański, "Kurier z Warszawy"]
Nowak-Jeziorański zreferował przed tym gronem ustalenia konferencji w Moskwie i Teheranie. Podkreślił, że zony okupacyjne Anglosasów i Rosjan zostały już wytyczone, bez względu na to, gdzie będzie przebiegać linia frontu w chwili upadku Trzeciej Rzeszy. Powiedział, że obecność aliantów zachodnich na polskim terytorium nie jest przewidywana. "Wychodziłem z mieszkania na Śliskiej z ciężkim sercem. [...] Moja misja była spóźniona, mogła co najwyżej pogłębić jeszcze bardziej wewnętrzną rozterkę tych ludzi w chwili, kiedy każda decyzja była zła" – napisał. Wiadomości przywiezione przez Nowaka-Jeziorańskiego nie powstrzymały wybuchu powstania. Zaledwie kilka dni później tę samą kamienicę zajęła na swoją siedzibę Rejonowa Delegatura Rządu III Śródmieście‑Północ, która obejmowała tereny zajęte przez powstańców na zachód od ulicy Marszałkowskiej. Dom nie przetrwał powstania. Gdy został zbombardowany, siedzibę delegatury przeniesiono na Złotą 59.
Śliska 12: Sen o Warszawie
Jan Kobuszewski, jeden z najsłynniejszych polskich aktorów komediowych, urodził się w 1934 roku w Warszawie. Przy ulicy Śliskiej 12 mieszkał od 1934 do 1942.
Wcześnie rano budził mnie brzęk szkła, konnym wozem rozwożono mleko. Każdemu, kto złożył zamówienie, dostarczano butelkę pod drzwi. Oprócz mleka zamawialiśmy też pieczywo, w piekarni przy Wielkiej. Dlatego rano obok butelki mleka stała duża papierowa torba, a w niej bułki: małgorzatki, kajzerki, solanki. Gdy zimą spadł pierwszy śnieg, wiedziałem o tym, jeszcze zanim wstałem z łóżka. Dorożkarze zaprzęgali konie do sań i słychać było dzwonki. Zabudowa ulicy Śliskiej, podobnie jak sąsiednich, to przede wszystkim kamienice czynszowe. Eklektyczne, secesyjne, bardzo ozdobne. W każdej z nich brama, w bramach odboje, by nie poobijać ścian, dalej podwórka. Jezdnia brukowana, z oddzielonym rynsztokiem, a chodniki wyłożone płytami. […] Wszyscy zmuszeni byliśmy opuścić Śliską w czterdziestym roku, gdy Niemcy zaczęli tworzyć tak zwane małe getto. Przeprowadziliśmy się na ulicę Księdza Skorupki. […] Niedawno obliczyłem sobie, że nasz dom stał w tym miejscu, gdzie dziś znajduje się fontanna po północnej stronie Pałacu Kultury. Co mogę powiedzieć jeszcze? Miałem przyjaciela, Wojtka Furmana, impresario w Pagarcie. Pamiętam jego powiedzenie: "Przedwojenna Warszawa? Śni mi się codziennie. Do bólu!". I mnie również.
Dworzec Warszawsko-Wiedeński
Wśród zieleni niezabudowanych łąk, równolegle do szeregu włoskich topoli alei Jerozolimskiej Henryk Marconi – najwybitniejszy architekt warszawski tego okresu – zaprojektował zespół trzech budynków długości 190 metrów – pisał Stanisław Herbst w cenionej monografii "Ulica Marszałkowska". – Zespół ten odpowiadał swoimi rozmiarami praktykowanej wówczas długości pociągów.
Budynek środkowy, dwupiętrowy, połączony był z wyższymi pawilonami bocznymi, na planie kwadratu. Taki układ objaśniono symbolicznie: "Dwie wieże po końcach budowli wydłużonej [...] robią wrażenie kominów dwóch ze sobą złączonych lokomotyw". W zachodniej wieży umieszczono telegraf, a na wschodniej, bliżej Marszałkowskiej – zegar. Elewacje budynku miały formy renesansu florenckiego. Dworzec otwarto w 1845 roku. Był krańcową stacją Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, pierwszej linii kolejowej w Królestwie Polskim, a drugiej w Imperium Rosyjskim.
Pechowy Dworzec Główny
Wznoszenie właściwego Dworca Głównego rozpoczęto w 1933 roku, w Alejach Jerozolimskich, naprzeciw wylotu ulicy Pankiewicza. Wygrał projekt Czesława Przybylskiego, ówczesnego dziekana Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Niezwykle wysoki modernistyczny budynek, usytuowany na rozległym placu, chwalono za prostotę formy oraz funkcjonalność konstrukcji. Monumentalny, prostopadłościenny gmach, któremu miał towarzyszyć między innymi, od strony Chmielnej, hotel wieżowiec o wysokości pięćdziesięciu sześciu metrów, zapowiadał się na najbardziej nowoczesny tego typu obiekt w Europie.
Do wykończenia wnętrz wykorzystano wyłącznie krajowe materiały: granit, bazalt wołyński, polski dolomit. Otwarcie dworca planowano w 1940 roku. Niestety latem 1939 w nieukończonym budynku wybuchł pożar. Ogień spowodował duże straty, popękały betonowe mury i odkształciły się stalowe konstrukcje, zniszczeniu uległy, będące w trakcie realizacji, z rozmachem zaprojektowane malarskie i rzeźbiarskie dekoracje. Budynek został ponownie poważnie uszkodzony podczas bombardowania we wrześniu 1939 roku. Podczas okupacji na prowizorycznie naprawionym gmachu zawisł napis: "Warschau Hauptbahnhof". Po upadku powstania dworzec przestał istnieć, wysadzony przez Niemców.
Dziś w miejscu dawnego Dworca Warszawsko-Wiedeńskiego znajdują się wejścia na stację metra Centrum, natomiast tam, gdzie stał Dworzec Główny, jest stacja Warszawa Śródmieście obsługująca pociągi podmiejskie.