Reżyser serialowego "Króla" bez znieczulenia wrzuca nas w sam środek świata przedstawionego. Oto na ulicach Warszawy trwają zamieszki – ścierają się z ONR-owcy i ludzie Kuma Kaplicy (A. Jakubik), dawnego PPS-owca, a dziś – króla gangsterskiego półświatka. Matuszyński odważnie eksponuje ten świat – pokazuje arenę serialowego dramatu, przedstawiając jego kolejnych bohaterów. Kolejno poznajemy więc głównego bohatera, żydowskiego boksera Jakuba Szapirę (M. Żurawski), jego żonę, współpracowników z przestępczego świata, środowisko żydowskiej biedoty i nacjonalistów próbujących przejąć władzę w stolicy i całym kraju.
Ta ekspozycja, choć efektowna, przeciąga się jednak zbyt długo. Opowiadając nam o relacjach łączących kolejnych bohaterów i pokazując kolejne fragmenty świata przedstawionego, scenarzyści zapominają bowiem o ustawieniu stawki swojej opowieści. Upajają się efektownymi wizjami przeszłości i bogatą scenografią, ale zapominają o głównym bohaterze tej historii. W trakcie pierwszego, trwającego ponad godzinę, odcinka "Króla" trudno więc zgadnąć, kto będzie właściwym bohaterem tej historii i o czym będzie jego opowieść.
Później, na szczęście, jest już lepiej. W drugim odcinku akcja nabiera tempa, a zamiast kolejnych mikro-ekspozycji otrzymujemy sceny budujące serialowe napięcie i pokazujące, dokąd zmierzać będzie opowiadana historia.
"Król" robi wówczas wrażenie – zarówno dzięki efektownej formie jak i inscenizacyjnej śmiałości, którą widać na ekranie. Przenosząc na ekran powieść Twardocha scenarzyści serialu – Łukasz M. Maciejewski, Dana Łukasińska oraz sam Szczepan Twardoch – nie boją się "twórczych zdrad". Zmieniają rozkład akcentów, wzmacniają postaci, które mogą być przydatne w serialowej narracji (choćby wątek drugiego z braci Szapiro) i dopisują nowe wątki. Wszystko to sprawia, że nawet ci, którzy dobrze znają powieść Twardocha, mogą z niepewnością oczekiwać, co wydarzy się w kolejnych odcinkach.