Koszałka we współpracy ze scenarzystą Łukaszem M. Maciejewskim (razem zrobili także "Czerwonego pająka") stworzyli dla niego postać z ducha kmicicowską. Andrzej rozdarty jest między namiętnością i lojalnością, pozwala wmanewrować się w grę, która szybko go przerasta, czyniąc z niego zakładnika własnych słów, decyzji i minionych czynów. Popełnia błędy, ale próbuje się z nich wyplątać, a jednocześnie staje się ofiarą wielkiej historii.
Pławiak znakomicie czyta tę postać, która staje się główną siłą napędową "Białej odwagi". Przez długi czas niemal nie znika z ekranu, prowadząc nas przez tę skomplikowaną opowieść. W kreacji młodego, krewkiego górala, który musi poświęcić miłość dla dobra swojej rodziny, Pławiak łączy młodzieńczą energię z dramatem człowieka znajdującego się w pułapce bez wyjścia. Charyzma i warsztatowa sprawność (także wspinaczkowa, bo aktor przez rok przygotowywał się, by sprostać górskim scenom) Pławiaka pozwala łatwo identyfikować się z jego bohaterem, a filmowa opowieść Koszałki zyskuje dzięki niemu psychologiczną prawdę i czar.
Ten ostatni działa jednak do czasu. Bo choć w pierwszej – bardzo dobrej – połowie filmu Koszałka pozwala się ponieść opowieści o niemożliwej miłości, uczuciowym trójkącie i trudnej relacji kochających się braci, to już drugą połowę filmu składa na ołtarzu Wielkiej Historii. Miejsce Andrzeja, Maćka i Bronki zajmują niemieccy najeźdźcy, góralscy kolaboranci, patriotyczny obowiązek, Zagłada i duch dziejów. Intymny film nagle z melodramatu na miarę "Wichrów namiętności" Zwicka (innej opowieści o miłości, która rozdziela bliskich sobie braci) zmienia się w historyczny fresk, którego autor woli "rozliczać się z tematem tabu" niż zaufać stworzonym przez siebie postaciom.