Czy żeby w pełni docenić album trzeba znać chiński, czy też, dzięki melodii samego języka i towarzyszącej mu muzyce, trafi on też do odbiorców nieznających chińskiego?
MM: Głos Marzeny był dla mnie na etapie komponowania muzyki jak instrument. Niósł za sobą całą warstwę liryczną, ale potraktowałem go bardzo szeroko. Samplowałem, preparowałem brzmienie, filtrowałem. Dzięki temu nabiera on dość uniwersalnego, melodyjnego charakteru. W moim odczuciu można słuchać albumu w zupełnym oderwaniu od języka ̶ nadal pozostanie ciekawy.
JK: Słuchowisko jest przystępne dla każdego, zarówno odbiorców rozumiejących język chiński, jak i tych, którzy go nie znają. Muzyki jest zresztą znacznie więcej niż warstwy lirycznej, co było naszym celem od początku. Dzięki temu całość jest uniwersalna. 24 czerwca odbędzie się premiera albumu również na zachodnich portalach streamingowych (Spotify, Apple Music, Tidal), więc także odbiorcy po tej stronie świata będą mieli okazję się z nim zapoznać i go ocenić. Kilka fragmentów można już znaleźć już na YouTube.
Jak długo trwały prace nad projektem? Co było w nim najtrudniejsze?
MM: Właśnie upływa czternasty miesiąc prac, poczynając od dnia, kiedy stworzyliśmy z Kubą pierwszy dokument, który mieliśmy zaprezentować Instytutowi Adama Mickiewicza. Z artystycznego punktu widzenia najtrudniejsze było balansowanie pomiędzy warstwą muzyczną, a liryczną. Miałem nieustanne dylematy, co zrobić, by jedna sfera nie zapomniała o drugiej i odwrotnie. To naprawdę długi proces, przede wszystkim organizacyjny.
JK: Mówiąc szczerze, najtrudniejsze było przekonanie strony polskiej. Dużo szybciej namówiliśmy do współpracy stronę chińską, trwało to zaledwie kilka dni. Praca artystyczna stanowiła wielką przyjemność. O walorach Michała już wspominałem, zawsze jest to współpraca oparta na wzajemnym szacunku, bez zbędnych nerwów, w przyjaznej atmosferze. Natomiast z panią Mao Rui mieliśmy wcześniej kontakt tylko telefoniczny, i po raz pierwszy i jak na razie ostatni (śmiech) widzieliśmy się w studio. Marzena to wybitna lingwistka, jej polski jest czasami bardziej polski niż nasz (śmiech). Praca w studio była zaskakująca w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zrobiliśmy tylko dwa podejścia, ale okazało się, że jej dykcja, ton głosu i wyczucie czasu są perfekcyjne, w pełni profesjonalne.
Jak to się stało, że zainteresowała się pani literaturą polską? Czy ma pani ulubionych autorów?
MR: Skończyłam polonistykę na Pekińskim Uniwersytecie Języków Obcych i kontynuowałam naukę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Chociaż moje badania na potrzeby pracy doktorskiej dotyczyły językoznawstwa i nauczania języków, więc nie jestem literaturoznawczynią, czytanie literatury polskiej przynosi mi radość w codziennym życiu. Bardzo lubię literaturę faktu i kryminały. Z literatury faktu ostatnio najchętniej czytam Justynę Kopińską. Jeśli chodzi o kryminały, wiele osób mówi, że najlepsze są powieści skandynawskie, ale moim zdaniem nie doceniają polskich autorów (możliwe, że powodem jest brak przekładów). Z takich powieści lubię trylogię o prokuratorze Szackim Zygmunta Miłoszewskiego. Czytałam także książki Joanny Bator i Doroty Masłowskiej.
Jaka jest pani ulubiona powieść Lema? Czy planuje pani przekłady twórczości innych polskich pisarzy?
MR: W ciągu ostatnich dwóch lat tłumaczenia byłam ogarnięta skomplikowanymi emocjami: ekscytacja mieszała się z zagubieniem, duma z przygnębieniem – ekscytacja nieograniczoną magią nauki, zagubienie spowodowane horyzontami własnej wiedzy, duma z tego, że mogę wejść w bezpośrednie dialog z geniuszem Lema i wędrować po jego cyberświecie oraz przygnębienie, że sama zmarnotrawiłam tyle czasu, i teraz mogę jedynie podziwiać rozległą wiedzę tego niezwykłego talentu. Po ukończeniu przekładu "Cyberiady" razem z dwoma innymi tłumaczami przełożyłam również "Summa technologiae". Pracuję teraz and przekładem książki Doroty Masłowskiej ̶ tu również natknęłam się na sporo wyzwań. Tak, jak wspomniałam, tłumacz musi patrzeć z trzech perspektyw, a więc rozumieć tekst oryginalny i intencje autora, a także wiedzieć, jak je przekazać, by ̶ zachowując unikatowe cechy i styl twórczości autora ̶ jak najgłębiej poruszyć czytelnika przekładu. Najbardziej cieszy mnie to, że mam regularny kontakt z Dorotą. Mogę się do niej bezpośrednio zwrócić, jeśli mam wątpliwości związane z tłumaczeniem, i poprosić o pomoc. Do tego, podczas szukania rozwiązań naszych wątpliwości tłumaczeniowych, odbywamy wiele fascynujących rozmów.
W zapowiedzi do projektu "Future: ON" Mao Rui podkreśla, że przyszłość widziana oczami Lema jest bliska chińskiemu czytelnikowi. Dlaczego?
JK: Twórczość Stanisława Lema jest bardzo popularna w Chinach prawdopodobnie ze względu na jej futurystyczny charakter. Koresponduje ona w niezwykły sposób z postępem technologicznym, jaki zachodzi tam z dnia na dzień. To co dla Lema było przyszłością, tutaj jest już teraźniejszością. Robotyka, automatyka, boty, hologramy, bezzałogowce ̶ to w Chinach codzienność.
MR: Uważam, że Lem nie tylko przewidział przyszłość, co dowodzi, jak daleko sięgały jego horyzonty, lecz także przedstawił wizję, która nie ogranicza się do jednego kraju, ale jest uniwersalna dla całej ludzkości, a nawet wszechświata. Oczywiście jest to moja jednostkowa perspektywa. Czytając dzieła Lema, często zachwycam się, jak kunsztowne jest jego pisarstwo – zabawne i pełne humoru, wciągające, łączące humanistykę z naukami ścisłymi, technikę ze sztuką. Po zakończeniu lektury czytelnik czuje wielkie podekscytowanie, a gdy ponowne przemyśli się uważnie całość, na plecy występuje zimny pot. Patrząc na popularność i sympatię, jaką Lem cieszy się wśród chińskich czytelników, można powiedzieć, że jego dzieła szczególnie do nich przemawiają.
Wspomniała pani, że "Cyberiada" pojawiła się w Chinach już w latach 90. XX wieku, ale była odbierana raczej jako bajka dla dzieci. Kiedy to się zmieniło? Jak teraz czytelnicy postrzegają twórczość Lema?
MR: Najlepiej podsumuje to jedna z opinii czytelników. Oto ona: „Opowiadanie science fiction, filozoficzne przypowieści, cyber eposy, bajki o robotach, Lem przypomina proroka w pelerynie, patrzącego w przeszłość, ale i przepowiadającego przyszłość, widzącego pięć tysięcy lat w tył i pięć (albo i więcej) w przód. Historie zamknięte w historiach, opowieści w opowieściach, rewolucja, przebudzenie, utopia, dyktatura, wojna, informatyzacja, reakcja na przeszłość, jak i nawiązanie do teraźniejszości. "Kobyszczę" i "Powtórka" za pomocą różnych koncepcji naukowych, filozoficznych i socjologicznych tworzą niezliczone "perfekcyjne ideologie" i "ostateczne narody", które ostatecznie z rożnych powodów eksplodują. Ten eksperyment literacki jest ciosem w ludzkie fantazje o utopii. Pół wieku po ukończeniu tego dzieła, zawarte w nim idee wykraczają daleko poza swoją epokę. To naprawdę wspaniałe.