Doczekaliśmy się nowej generacji artystów, o których głośno w świecie. I choć można żałować, że większość z nich rzadko występuje w kraju, to jednak i bez ich obecności nasze życie muzyczne było w minionych miesiącach różnorodne i interesujące.
Najlepszy tenor świata
Największym uznaniem cieszy się Piotr Beczała. Od czasów odnoszącego triumfy na przełomie XIX i XX wieku Jana Reszke oraz Jana Kiepury nie mieliśmy tak znakomitego śpiewaka. Jego kariera rozwijała się stopniowo, ale to rok 2009 uczynił z niego gwiazdora. - Jest najlepszym tenorem lirycznym na świecie - mówi o Polaku Peter Gelb, dyrektor nowojorskiej Metropolitan Opera. I trudno się dziwić tej opinii, skoro w najważniejszym przedstawieniu sezonu - Łucji z Lammermoor Donizettiego, transmitowanej w lutym 2009 r. na cały świat z nowojorskiego teatru - Piotr Beczała przyćmił Annę Netrebko, która miała być bohaterką wieczoru.
Z rosyjską primadonną Polak spotkał się również latem na festiwalu w Baden-Baden, gdzie wystąpili w Jolancie Czajkowskiego. I znów Piotr Beczała bardziej podobał się zarówno krytykom, jak i publiczności. Zresztą gdziekolwiek śpiewa, zbiera entuzjastyczne recenzje. Tak było w Nowym Jorku, gdy w lutym triumfował także jako Leński w Onieginie Czajkowskiego oraz Książę w Rigoletcie Verdiego, potem w maju w Berlinie, gdzie wystąpił w Balu maskowym Verdiego oraz kilka tygodni później w wiedeńskiej Staatsoper, kiedy wcielił się w tytułowego bohatera Fausta. Tą samą rolą podbił jesienią Chicago podczas swego debiutu w tamtejszej Lyric Opera.
Mariusz Kwiecień jako lord Ashton w "Łucji z Lammermoor", fot. Metropolitan Opera
W lutowej transmisji z Nowego Jorku Łucji z Lammermoor partnerem duetu Netrebko-Beczała był baryton Mariusz Kwiecień. Do Metropolitan powrócił w Sylwestra, by zadebiutować w nowej, ważnej roli torreadora Escamilla w Carmen Bizeta. Jest tak zadomowiony na tej scenie, że niedawno kupił mieszkanie w Nowym Jorku, ale chętnie zapraszają go także inne teatry. W czerwcu 2009 w Paryżu był Królem Rogerem, jesienią wystąpił w Teatro Real w Madrycie jako Hrabia Almaviva w Weselu Figara, a w monachijskiej Staatsoper wcielił się w innego mozartowskiego bohatera, Don Giovanniego.
Aleksandra Kurzak ma 32 lata, od Mariusza Kwietnia jest więc młodsza o siedem lat, ale i ona ma już wyrobioną pozycję w Metropolitan, co potwierdziła w tym roku rolą Gildy w Rigoletcie. Znacznie częściej jednak śpiewa w Europie, w Theater an der Wien spodobały się jej październikowe występy w Tancredim Rossiniego, potem pojechała do Staatsoper w Monachium oraz do Opery w Helsinkach. Nie zapomina też o Hamburgu, od którego zaczęła się jej międzynarodowa kariera oraz o londyńskiej Covent Garden, gdzie cieszy się ogromną popularnością.
Śladami naszych śpiewaków podążają reżyserzy. Udany okazał się zagraniczny debiut operowy Grzegorza Jarzyny, który w styczniu 2009 r. w Lyonie wystawił Gracza Prokofiewa. Zachował się w sposób nietypowy dla dzisiejszych inscenizatorów: nie eksponował siebie. Wszystko natomiast, o czym opowiedział, wypływało z muzyki Prokofiewa. Ona okazała się najważniejsza - pełna niespokojnych rytmów, gwałtownych napięć, efektownych rozwiązań. Wsłuchawszy się w nią dokładnie, Jarzyna stworzył niemal operowy thriller o ludziach ogarniętych żądzą hazardu.
"Gracz" w Operze w Lyonie, fot. Jean Pierre Maurin
Do napisania Gracza Prokofiewa zainspirowała powieść Dostojewskiego. Skondensował jej wątki, ale dochował wierności literackiemu pierwowzorowi. Grzegorz Jarzyna zrobił spektakl współczesny, też wywiedziony z ducha powieści Dostojewskiego. Niemiecki kurort, w którym rosyjski pisarz przy ruletce spotykał ludzi z całej Europy, dla polskiego reżysera stał się symbolem naszej rzeczywistości. Pokazał on, że tak jak bohaterowie Dostojewskiego stajemy do gry, mając w kieszeni pożyczone pieniądze. Liczymy, że dzięki nim wreszcie staniemy się bogaci.
Całkowicie odmienny teatr tworzy Krzysztof Warlikowski, który od 2006 r. współpracuje z Operą w Paryżu. W czerwcu na scenie Opera Bastille wystawił Króla Rogera Szymanowskiego (więcej...), ale zajął się raczej tematami, które są obecne we wszystkich jego przedstawieniach. Warlikowski ciągle pokazuje świat zmierzający do rozpadu, wręcz samozniszczenia, w którym życie bohaterów naznaczone jest piętnem śmierci.O tym także opowiedział w Królu Rogerze. Zrezygnował z tajemniczego klimatu średniowiecznej Sycylii, ukazania konfliktu surowego chrześcijaństwa ze zmysłowym antykiem. Odwołał się do filmów opisujących nastroje lat 60. ubiegłego stulecia, tym razem zainspirował go Teoremat. Pasterz, tak jak tajemniczy przybysz z tego dzieła Pasoliniego, wkroczył do domu Rogera i Roksany, by zburzyć mieszczański porządek. Warlikowski uczynił z niego podstarzałego hipisa lub przywódcę sekty religijnej, którego wizja świata okazała się tak atrakcyjna, że uległ jej Roger.
"Król Roger" w Opera Bastille, na zdjęciu: Olga Pasiecznik i Mariusz Kwiecień, fot. Opera Bastille
Krzysztof Warlikowski jest reżyserem, który umie tworzyć porywające obrazy sceniczne, francuskim widzom pogmatwał jednak wielowątkowe idee dzieła Szymanowskiego, wciąż mało znanego, choć cieszącego się zainteresowaniem na świecie. Bardziej doceniane są jego walory muzyczne, które ukazała też paryska premiera rewelacyjnie poprowadzona przez japońskiego dyrygenta Kazushi Ono, z kreacjami Mariusza Kwietnia (Roger), Olgi Pasiecznik (Roksana) i amerykańskiego tenora Erica Cutlera (Pasterz).
Teatr przez lata wzbraniał się przed wystawianiem Króla Rogera, nie mogąc znaleźć dla niego inscenizacyjnego klucza. Opera może być jednak atrakcyjna scenicznie, co udowodnił jeden z najbardziej renomowanych reżyserów europejskich, Brytyjczyk David Pountney, wystawiając Króla Rogera latem na festiwalu w Bregencji (więcej...) oraz w listopadzie w Gran Teatre del Liceu w Barcelonie (więcej...). Zrobił klarowny, plastycznie piękny spektakl, zawieszony między współczesnością, a odległą przeszłością. Warto dodać, że wszystkim inscenizacjom Króla Rogera, który w maju miał też premierę w Bonn (więcej...), towarzyszyła multimedialna wystawa przygotowana przez Instytut Adama Mickiewicza o Królu Rogerze i jego twórcy.
Inny nasz eksportowy reżyser, Mariusz Treliński, skorzystał z kolejnego zaproszenia Walerego Gergiewa, dyrygenta i dyrektora Teatru Maryjskiego w Petersburgu. W kwietniu przygotował premierę dwóch rzadko wystawianych jednoaktowych oper: Jolanty Czajkowskiego oraz Aleko Rachmaninowa. Odnalazł w nich wspólny temat i pokazał kobiety w świecie rządzonym przez mężczyzn. Ta trzecia - po Madame Butterfly i Królu Rogerze - petersburska inscenizacja Trelińskiego okazała się też najważniejsza, bo z Teatru Maryjskiego pojechała w lipcu na festiwal do Baden-Baden i stała się wydarzeniem letniego sezonu operowego w Europie.
Czas międzynarodowych koprodukcji
W zagranicznych planach Mariusza Trelińskiego znalazła się również grudniowa premiera Madame Butterfly Pucciniego w Walencji, ale artysta bardziej zajęty był pracą w warszawskiej Operze Narodowej, której dyrektorem artystycznym został jesienią 2008 r. Na jej scenę przeniósł w ostatnich miesiącach swe dwie wcześniejsze inscenizacje zagraniczne: Orfeusza i Eurydykę Glucka z Bratysławy (więcej...) oraz Borysa Godunowa Musorgskiego z Wilna (więcej...). Szczególnie ta ostatnia okazała się istotna. Wprawdzie wzbudził kontrowersje sposób potraktowania rosyjskiego fresku historycznego, w którym Treliński zamienił w spektakl o współczesnej władzy i relacjach polityki z wszechobecnymi mediami, ale udział w premierze wybitnych artystów zagranicznych - śpiewaków Nikołaja Putilina, Anatolija Koczergi czy dyrygentki Keri-Lynn Wilson - świadczy, że Opera Narodowa zaczyna uczestniczyć w międzynarodowych koprodukcjach.
Pozostałe polskie teatry także chcą być dostrzegane w Europie. Majowa premiera w Operze Wrocławskiej nigdy wcześniej niewystawianej w Polsce Kobiety bez cienia Richarda Straussa (więcej...) przyciągnęła wielu zagranicznych widzów. Reżyserował jeden z nestorów niemieckiego teatru, Hans-Peter Lehmann, z uznaniem spotkał się wysoki poziom muzyczny przedstawienia, którym dyrygowała Ewa Michnik. A przecież ta niemal symfoniczna partytura Straussa jest niesłychanie trudna.
Opera Wrocławska wystawiła także Samsona i Dalilę Saint-Saensa (więcej...) z gościnnym udziałem w roli biblijnego Samsona słynnego tenora włoskiego, Antonello Palombiego. Ta premiera była wspólnym przedsięwzięciem z operami w Bolonii i Liége oraz festiwalem w hiszpańskim Santander. Spektakl w reżyserii Michała Znanieckiego będzie w następnych sezonach krążył między tymi miastami.
Michał Znaniecki, który w lipcu został dyrektorem Teatru Wielkiego w Poznaniu, kadencję rozpoczął od swego kolejnego, dużego projektu międzynarodowego z operami w Bilbao i Tel Awiwie. Realizując dla tych trzech scen Ernaniego Verdiego (więcej...) zrobił spektakl, w którym efektowne obrazy sceniczne dobrze służyły muzyce włoskiego mistrza opery.
Ożywiła się też Opera Bałtycka w Gdańsku pod nowym kierownictwem Marka Weissa. Z okazji 30-lecia swej pracy reżyserskiej wystawił w kwietniu Eugeniusza Oniegina Czajkowskiego (więcej...). W spójny sposób połączył Rosję dwóch epok - tę dawną, opisaną w poemacie Puszkina, która stała się kanwą libretta oraz współczesną - żyjącą wystawnie i bogatą, ale uczuciowo pustą i bezduszną. W październiku przygotował zaś w międzynarodowej obsadzie premierę Ariadny na Naxos Richarda Straussa (więcej...), z którą gdański zespół pojechał do Szeged na festiwal organizowany przez francuską stację muzyczną Mezzo tv. Transmisję spektaklu mogli obejrzeć widzowie 39 krajów.
Lipcową atrakcją Trójmiasta stało się koncertowe wykonanie Złota Renu - pierwszej części tetralogii Wagnera Pierścień Nibelunga. Orkiestrę utworzoną z najlepszych polskich muzyków poprowadził brytyjski dyrygent Jan Latham Koenig, a w zestawie 14 solistów prym wiedli: Amerykanin Jeff Martin, Szwed Niklas Björling Rygert, islandzki bas Kristinn Sigmundsson, a przede wszystkim śpiewający na stałe w Niemczech Tomasz Konieczny jako Alberich. Koncertowe Złoto Renu było tym ważniejsze, że stanowi także zapowiedź powrotu do tradycji słynnych festiwali wagnerowskich, które w latach 20. i 30. ubiegłego wieku odbywały się w sopockiej Operze Leśnej.
Kariery pianistów
Wśród muzyków nie mamy tak spektakularnych gwiazd, jak w świecie opery, ale warto dostrzec rozwijającą się karierę dwóch pianistów, których lansują koncerny fonograficzne. Virgin Classics / EMI wydał ósmy już album Piotra Anderszewskiego (rocznik 1969), ale pierwszy nagrany na żywo podczas jego recitalu w nowojorskiej Carnegie Hall. Tą wirtuozowską płytą udowodnił, że dobrze czuje się w różnych stylach i że potrafi grać z polotem i błyskiem, wnikliwie wczytując się w nuty.
Na Live at Carnegie Hall nie zabrakło szczególnie lubianego przez Anderszewskiego Bacha. Dołączył do niego zinterpretowany z romantycznym rozmachem Karnawał wiedeński Schumanna, nastrojowy cykl We mgle Janačka oraz Sonatę op. 110 Beethovena. A ponieważ dobry recital nie może obejść się bez bisu, po burzliwych brawach wykonał jeszcze trzy węgierskie piosenki ludowe Bartoka. Piotr Anderszewski, paryżanin z miejsca zamieszkania, w Łodzi przygotował w czerwcu festiwal Anderszewski i przyjaciele. Po znakomitym recitalu estradę Filharmonii Łódzkiej oddał pianistom z różnych krajów, którzy zafascynowali go swoimi interpretacjami.
Jesienią ukazała się płyta Deutsche Grammophon z koncertami fortepianowymi Chopina w wykonaniu Rafała Blechacza. Triumfator ostatniego Konkursu Chopinowskiego miał do dyspozycji jedną z najlepszych orkiestr świata - Concertgebouw z Amsterdamu, ale pod batutą Jerzego Semkowa zagrała ona zbyt dostojnie. Prawdziwym bohaterem albumu pozostał więc Rafał Blechacz, którego styl cechuje naturalność. Swobodnie prowadzi narrację, a w tym, co ma przekazania, nie czujemy fałszu.
Niestrudzonym propagatorem muzyki polskiej jest dyrygent Antoni Wit wraz z zespołami Filharmonii Narodowej. Dzięki wieloletniemu kontraktowi, jaki podpisał z firmą NAXOS, ukazują się kolejne serie orkiestrowych dzieł naszych kompozytorów. W roku 2009 wydano więc Utrenja Krzysztofa Pendereckiego czy dwa albumy z symfoniami oraz Harnasiami Karola Szymanowskiego, które znalazły się na prestiżowej liście "Editor's Choice" brytyjskiego miesięcznika "BBC Music Magazine". Antoni Wit rozpoczął też realizację kolejnego przedsięwzięcia dla NAXOS, poświęconego twórczości Mieczysława Karłowicza.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Deutsche Grammophon nie doczekaliśmy się nowej płyty Krystiana Zimermana, która miała powstać po lutowym tournée w Polsce. Pianista przyjechał po 10 latach nieobecności i z czwórką polskich muzyków zagrał utwory kameralne Grażyny Bacewicz. W 2009 r. minęła 100. rocznica urodzin oraz 40. rocznica śmierci tej kompozytorki. Jej twórczość przypadła zarówno na okres rozkwitu neoklasycyzmu jak i wybuch awangardy, a ona, czerpiąc z obu tych nurtów, potrafiła tworzyć muzykę własną, oryginalną, która zwycięsko wytrzymała próbę czasu. Jej II kwintet z 1965 r., który Zimerman zagrał ze skrzypaczkami Kają Danczowską i Agatą Szymczewska, altowiolistą Ryszardem Groblewskim oraz wiolonczelistą Rafałem Kwiatkowskim, jest zatem wciąż świeży, skrzy się pomysłami i zmiennością temp.Krystian Zimerman bardziej jednak zadziwił świat kontrowersyjną wypowiedzią podczas występów w USA, kiedy z estrady poddał krytyce amerykańską politykę międzynarodową. Przez media wielu krajów przetoczyła się dyskusja, czy artysta ma prawo do wygłaszania tak ostrych politycznych opinii, których adresatami stali się ludzie pragnący podziwiać jego sztukę. Oczekiwana płyta stała się mniej ważna, ale na szczęście promocją Grażyny Bacewicz zajęli się też inni artyści. Polska skrzypaczka, Joanna Kurkowicz, od kilkunastu lat działająca głównie w USA, nagrała dla brytyjskiego Chandosu trzy jej koncerty. Solistce towarzyszyła Polska Orkiestra Radiowa pod dyrekcją Łukasza Borowicza.
Nestorzy lepsi od młodzieży
Rok 2009 był czasem wielu rocznic. Licznymi koncertami włączyliśmy się w światowe obchody Roku Haendla czy Mendelssohna, ale mieliśmy też własnych bohaterów. W styczniu minęła 100. rocznica tragicznej śmierci, przysypanego lawiną w Tatrach Mieczysława Karłowicza. Świętowaliśmy urodziny współczesnych twórców - siedemdziesięciolatka Zygmunta Krauzego oraz starszego o dekadę Bogusława Schaeffera. Ten artysta o wszechstronnych zainteresowaniach - pisarz, dramaturg, krytyk i kompozytor - jest pionierem muzyki elektronicznej w Polsce. Dokonaniom Schaeffera na tym polu poświęcono jeden z wieczorów festiwalu Warszawska Jesień i okazało się, że swoimi pomysłami wciąż przewyższa wielu znacznie młodszych od niego twórców.
W minionych miesiącach nestorzy bowiem okazywali się ciekawsi od nowej generacji kompozytorskiej. Bez echa przeszło prawykonanie symfonii Pawła Szymańskiego na Warszawskiej Jesieni. Z programu wrocławskiego festiwalu "Musica electronica nova" w pamięci pozostała jedynie nastrojowa kompozycja Lidii Zielińskiej Nobody is perfect. Postacią numer jeden nowej muzyki pozostaje więc - już któryś rok z rzędu - 38-letni wrocławianin Cezary Duchnowski, artysta o ogromnej wyobraźni. Jako kompozytor najchętniej posługuje się komputerem i dzięki jego możliwościom potrafi roztoczyć przed słuchaczem fascynujący świat dźwięków wypreparowanych z tradycyjnych instrumentów. Udowodnił to wystawioną na Warszawskiej Jesieni operą Ogród Marty, a jego muzyka koncertowa także ma wiele cech teatralnych, o czym świadczą Głosy miasta napisane na zamówienie festiwalu Wratislavia Cantans.
W 2009 r. zdumiewał aktywnością 76-letni Krzysztof Penderecki. Wprawdzie do swego bogatego dorobku nie dodał żadnego utworu, ale wydarzeniem stała się filmowa wersja jego Siedmiu bram Jerozolimy z animacjami Tomasza Bagińskiego, której światowa premiera odbyła się w styczniu na Targach MIDEM w Cannes. Jesienią film zdobył nominację do nagrody Emmy.
Młodość zaś triumfowała zespołowo, a nie w pojedynkę. Na zespół dużej klasy wyrasta orkiestra Sinfonia Iuventus, utworzona niespełna dwa lata temu po to, by artystyczne doświadczenia zdobywali najlepsi absolwenci akademii muzycznych w kraju. Wystarczyło kilkanaście miesięcy pracy z wybitnymi dyrygentami - Jerzym Semkowem czy Gabrielem Chmurą, by zespół można było traktować bez taryfy ulgowej. Co więcej, Sinfonia Iuventus doczekała się własnego Letniego Festiwalu im. Jerzego Waldorffa w podwarszawskich Radziejowicach. Orkiestra przygotowała z okazji tego wydarzenia sześć koncertów, każdy z innym programem - od Haydna i Mozarta poprzez Mendelssohna, Griega i Karłowicza do Bernsteina i Gershwina.
Festiwalowa różnorodność
Muzyczny pejzaż 2009 roku należy uzupełnić choćby pobieżnym przeglądem wydarzeń życia muzycznego w Polsce. Nie jesteśmy jeszcze krajem, który na trasie swych artystycznych podróży umieszczają wszystkie światowe sławy, ale gościliśmy Berlińskich Filharmoników czy Royal Philharmonic Orchestra, dyrygowali w Polsce Walery Gergiew i Charles Dutoit, zagrali Anne-Sophie Mutter, Radu Lupu, Ivo Pogorelić i Midori, przyjechali śpiewacy Maria Guleghina, Placido Domingo czy Ian Bostridge. Od fajerwerków koncertowych ważniejszy jest jednak rozwój festiwali. Do tych, które już dawno ugruntowały swą pozycję, takich jak Wratislavia Cantans (tegoroczne gwiazdy to m.in. kontratenor Andreas Scholl, Monteverdi Choir i English Baroque Soloists z Johnem Eliotem Gardinerem oraz zespół Gabrieli Consort&Players kierowany przez szefa Wratislavii Paula McCreesha), dochodzą nowe. Kiedy z Krakowa do stolicy wyprowadził się Wielkanocny Festiwal Beethovenowski, powstały w tym mieście w Wielkim Tygodniu "Misteria Paschalia", na które przyjeżdżają z Europy najlepsze zespoły muzyki dawnej. Do tego festiwalu Kraków dodał teraz całoroczny cykl "Opera rara", prezentujący dzieła barokowe. Ma ponadto wrześniowe "Sacrum Profanum", tegoroczna edycja poświęcona była współczesnej muzyce brytyjskiej - tak klasycznej, jak i elektronicznej, czy tej z pogranicza klasyki, jazu i techno.
Udany okazał się też piąty, sierpniowy festiwal "Chopin i jego Europa" w Warszawie, któremu najwyższy artystyczny poziom zapewnili pianiści - przede wszystkim Martha Argerich oraz Andreas Steier. Po raz pierwszy gościliśmy na nim słynną francuską Orchestre des Champs-Elysées Philippe Herrewghe, a po raz kolejny zagrała międzynarodowa Orkiestra XVIII Wieku Fransa Brüggena. Te atrakcje są jednak niczym w porównaniu z przyszłorocznym festiwalem "Chopin i jego Europa", który ma trwać przez cały sierpień i będzie gościć tysiąc artystów. Ale to będzie Rok Chopinowski i 200. rocznica urodzin Fryderyka Chopina zdominuje życie muzyczne nie tylko w Polsce.
Autor: Jacek Marczyński, grudzień 2009.