A co najbardziej odjechanego widział pan w Polsce przy drodze?
Nie ma tego w książce, bo trafiłem w to miejsce już później, są za to zdjęcia na moim Instagramie. Miejscowość nazywa się Warnikajmy i to jest polskie Las Vegas. Znajduje się niedaleko granicy z Obwodem kaliningradzkim i został tam odtworzony zamek w Malborku w miniskali, czyli dokładnie to, co jest w Las Vegas, gdzie postawiono monumenty z całego świata w pomniejszeniu. Tylko, że w Warnikajmach zamiast pustyni są wokół PGR-y. Nikogo tam nie ma, nikt nie przyjeżdża, pasą się krowy, chodzą kury. Dlatego warto czasem wyłączyć GPS, który nas zawsze prowadzi drogą optymalną, na której Polska wszędzie wygląda tak samo.
Zdania w "Polsce przydrożnej" brzmią jak wpisy na Instagramie. Krótki opis i tagi.
To taki mój styl zerowy, związany z moją osobowością. Ale chodziło też o spłaszczenie języka, by oddać doświadczenie korzystania z mediów społecznościowych. Czyli takich narracji, które celowo są powierzchowne i wpasowują w to, co nazywamy flat reading. Żeby w przeciwieństwie do narracji i katharsis, związanymi z mediami analogowymi, w których jesteśmy prowadzeni od zaplanowanego początku do ustalonego końca, wywołać uczucie "flow", charakterystyczne dla mediów społecznościowych. Dlatego mojej wyprawy nie można nazwać jazdą przez Polskę. Ja się po niej raczej wiercę.
I ogranicza się pan tylko do drogi i jej przyległości.
A co jest przy drodze? Bary, restauracje i miejsca do spania. Tylko że w Polsce jest niewielka infrastruktura motelowa. Nie ma przy drogach moteli, więc szukałem noclegów na OLX-ie. Nie było to łatwe, bo jeździłem po takich terenach, że kiedy włączałem aplikację z noclegami Airbnb, to najbliższe oferty były 60 km ode mnie w jakimś większym mieście. Wyszukiwałem więc pokoje prywatne na OLX-ie dla pracowników sezonowych, które czasem znajdowały się w piwnicach.
Ciągle pan pisze, że wrzuca kolejne instastory – szkoda, że po roku od tamtej wyprawy nie można ich obejrzeć.
Nazywam je zdrobniale "instastorkami". To jest doświadczenie ulotne – można je oglądać tylko przez 24 godziny, trwają kilkanaście sekund. Robiłem ich setki i wrzucałem na swój profil. Przez dwa tygodnie w czerwcu 2019 roku wielu ludzi je oglądało, śledząc moje poczynania. To był swoisty performans drogowy. Co ciekawe, z wielu komentarzy wynikało że słowo "instastorki" zostało źle przyjęte, jako niepasujące do literatury.
Polska to ojczyzna reportażu literackiego, a pan jakieś "instastorki"...
Były też komentarze, że książka ma taką właśnie formę, bo wziąłem zaliczkę i nie wyrobiłem się, a przecież coś musiałem oddać wydawnictwu (śmiech). Albo krytykowano, że nie zrobiłem żadnego researchu przed wyprawą i że nie mam profesjonalnego podejścia do obserwacji ani empatii. Po prostu jadę przez Polskę jak kosmita i zapisuję, co mówią napotkani ludzie.