Kapuściński non-fiction to 600-stronicowa biografia najlepszego polskiego reportera XX wieku. Jej autorem jest Artur Domosławski, dziennikarz "Gazety Wyborczej"‚ uczeń Ryszarda Kapuścińskiego i specjalista od Ameryki Łacińskiej. Nad książką pracował trzy lata, wykonał olbrzymią pracę researcherską, odbył podróże szlakiem swojego bohatera do Angoli, Etiopii i Meksyku.
Ukazanie się książki w lutym 2010 roku wzbudziło ogromne kontrowersje. Zygmunt Bauman, ceniony w świecie socjolog i eseista, uznał, że biografia Domosławskiego to wielka książka o wielkim człowieku. Andrzej Stasiuk dodał, że autor poszukuje prawdy o Kapuścińskim i nie przejmuje się, iż niektórzy chcieliby mieć kolejnego polskiego świętego. W opinii Stasiuka, Domosławski opowiada "o żywym człowieku uwikłanym we własny los, w historię, w słabości i śmieszności". Podkreślił, że dopiero na tym tle widać wielkość reportera. Z kolei Martin Pollack, tłumacz wszystkich książek Kapuścińskiego na niemiecki, ocenił:
"Mam wrażenie, że autor nie pisał tej biografii bez uprzedzeń, tak jak się ma prawo oczekiwać tego od biografa, ale że pisał ją z konkretnym zamiarem: żeby skompromitować, obnażyć Kapuścińskiego, zdemaskować jego uśmiech, 'zawsze uśmiech, wszędzie uśmiech', jako wystudiowany i fałszywy."(Martin Pollack "Nie przetłumaczę Domosławskiego", "Gazeta Wyborcza" 1.03.2010)
W ocenie tłumacza, Domosławski popełnił ojcobójstwo.
Cudowne uczucie
W swoim artykule Martin Pollack nawiązał do początku książki Domosławskiego. Jej pierwsze słowa stanowią parafrazę zdań otwierających Heban:
"Przede wszystkim rzuca się w oczy uśmiech. Zawsze uśmiech, wszędzie uśmiech. Jakby ta twarz nigdy nie była smutna, zmartwiona, wściekła. (...) Ileż razy słyszałem, że z podobnym uśmiechem, wylewnością witał przyjaciela, którego znał od pół wieku, znajomą, którą widywał od czasu do czasu, redaktora, z którym trzeba się było układać i nieznajomą studentkę, która przychodziła pokazać pracę magisterką o jego twórczości. - Ach, jakiż on skromny. - Zawsze tak uważnie wysłucha. - O tak, przyjaźnimy się. Każdy, kto z nim rozmawiał, miał takie wrażenie."
Dalej Domosławski przytacza słowa "starej przyjaciółki" Kapuścińskiego utrzymującej, że uśmiech pisarza był maską, która z upływem lat stała się jego naturą. Biograf drąży temat, wreszcie stawia tezę, że gdy ktoś ma taki sam uśmiech dla wszystkich, to nie może to być sama życzliwość. Musi być w tym coś jeszcze.
Sądzę, że autor potraktował swego bohatera z podejrzliwością, z zadziwiającą nieufnością. I choć pisze dalej o życzliwości Kapuścińskiego, jego koleżeńskości, szacunku dla innych, tego niekorzystnego wrażenia nie udaje się już zatrzeć. Mało tego: zgłębiając tajemnicę uśmiechu autora Cesarza Domosławski nie wspomniał o tym, co - w moim przekonaniu - najistotniejsze. Wprawdzie w pewnej chwili cytuje wypowiedź Kapuścińskiego, że naszą największą racją jest miłość bliźniego, ale przechodzi nad tym do porządku dziennego! Zdumiewający brak wrażliwości i wyczucia. Według mnie, kluczem do zrozumienia Kapuścińskiego są słowa z Lapidarium, opowieść o podróży przez Saharę. Pan Ryszard przyłączył się wtedy do karawany. Wspominał potem, że z koczownikami nie potrafił porozumieć się językowo, ale mimo wszystko pozostali razem. Nie zamieniali ze sobą słów, ale dzielili doświadczenie braterstwa. Tak to ujął:
"Nagle powstało niezwykle mocne odczucie, że twoi bracia i siostry są wszędzie, ale ty po prostu nie zdajesz sobie sprawy z ich egzystencji - cudowne uczucie."
Portret reportera, jaki nakreślił Domosławski, został tego rysu pozbawiony. Jest przez to dalece niepełny.
Ojciec w Katyniu
W jednym z rozdziałów książki autor stawia poważny zarzut: wzmiankowana w Imperium i wspominana w wywiadach opowieść o tym, że we wrześniu 1939 roku ojciec Kapuścińskiego, Józef, uciekł z transportu do Katynia, została przez pisarza zmyślona. Na potwierdzenie tej tezy Domosławski ma dwa dowody. Po pierwsze, siostra Ryszarda Kapuścińskiego nigdy o sprawie nie słyszała. Po drugie, w jego pracowni biograf znalazł list stryja Kapuścińskiego, Mariana. Z listu wynika, że we wrześniu 1939 roku, zanim Niemcy doszli do Sobiboru, u stryja reportera zjawił się Józef Kapuściński w mundurze wojskowym. Nadleśniczy, przełożony stryja, dał mu cywilne ubranie, żeby go nie złapano i, jako oficera, nie wywieziono do oflagu. Józef Kapuściński ruszył w podróż do Pińska już po cywilnemu.Domosławski nie ma najmniejszych wątpliwości, że Kapuściński dopisał ojcu martyrologiczny rys. Zastanawia się tylko: dlaczego? I dochodzi do następującego wniosku:
"Katyń to w dziejach polskiej martyrologii XX wieku świętość. W stronę Katynia trudniej rzucić kamieniem. Jeśli ojciec 'uciekł z transportu do Katynia', to syn musiał wiedzieć od początku, że komunizm to zbrodniczy system. I jeśli służył systemowi, to bez wiary; po prostu układał się z komuną, jak większość Polaków; kombinował, jak przeżyć w możliwie najdogodniejszych warunkach."
I wszystko jasne. No, prawie wszystko. Bo gdyby Artur Domosławski zadał sobie trud i spytał o tę sprawę wdowę po pisarzu, dowiedziałby się, że opowieść o ucieczce z sowieckiego transportu pani Alicja słyszała nie tylko od męża, ale również od jego rodziców. Autor Imperium raczej tej ucieczki nie wymyślił. Poza tym Ryszard Kapuściński musiałby być człowiekiem nieskończenie naiwnym, aby sądzić, iż w Polsce oszczędzi się pisarzowi krytyki z powodu zaangażowania w komunizm akurat dlatego, że jego ojca o mało nie zamordowali Sowieci. Teza Domosławskiego o manipulowaniu Katyniem broni się słabo.
Przekonuje mnie natomiast inna jego teoria: dzięki wyniesionej z Polski końca lat 40. i pierwszej połowy lat 50. wiedzy o mechanizmach rewolucji Kapuściński mógł potem z przenikliwością pisać o rewolucji ajatollahów w Iranie.
Kwestia odwagi
W biografii przewija się opinia przyjaciela Kapuścińskiego, że reporter "swoją odwagę tworzył w literaturze; wiedział, że był inny". Domosławski pisze wprawdzie, że Ryszard Kapuściński jeździł w strony ogarnięte wojną i decydował się na życie w niebezpieczeństwie, ale jego opowieści o niedoszłych egzekucjach są wyolbrzymione. Ale przecież odwaga i skłonność do fantazji to dwie zupełnie różne sprawy! Nie należy ich łączyć.
W innym miejscu biograf stwierdza, że gdy w Afryce Kapuściński zapadł na malarię mózgową, nie zdecydował się na powrót do Polski. Wolał być leczony w szpitalu dla tubylców, gdzie igły gotowano w jednym garnku z jajkami. Ryzykował własne życie. Wiedział bowiem, że PAP nie wysłałby go jeszcze raz do Afryki. Nie zainwestowano by w dziennikarza o słabym zdrowiu. A więc jak było w końcu z tą odwagą?
Niezaprzeczalną zasługą Domosławskiego jest natomiast ujawnienie faktu, że podczas wojny w Angoli Kapuściński wyszedł ze swojej roli i chwycił za broń. Biograf dotarł do opisanego w książce Jeszcze dzień życia generała Farusco, który powiedział mu, że Kapuścińskiego żołnierze traktowali jako jednego z nich. Dlaczego? Bo myślał tak jak oni, a jak było trzeba - również strzelał. Jak się okazuje, Kapuściński wypowiadał się na ten temat w wywiadach sprzed lat. O tamtych tekstach najzwyczajniej w świecie zapomniano. Tymczasem w 1974 roku Kapuściński wyjaśniał:
"Nie można być wyrozumiałym dla kogoś, kto cię bierze na muszkę. Nie można przyznać mu nawet odrobiny racji. Chcesz żyć, strzelaj..."
Ważne miejsce w książce zajmuje rozdział o mitach na temat Kapuścińskiego, z którymi ten nigdy się nie rozprawił. Na okładce angielskiego wydania Wojny futbolowej znalazła się informacja, że autor przyjaźnił się z Che Guevarą, Salvadorem Allende i Patrice'em Lumumbą. Zdaniem Domosławskiego, spośród tej trójki reporter spotkał - prawdopodobnie - Salvadora Allende. Kapuściński nie sprostował błędu wydawcy. Czy szkoda mu było na to czasu? Miał w końcu ważniejsze zajęcia. Biograf stawia jednak inną tezę: było to świadome działanie mitotwórcze. Sugerowanie, stwarzanie w umysłach czytelników złudnego przeświadczenia. Kreowanie legendy.
Piesek Lulu
Autor książki postanowił ustalić, jak najsłynniejsze dzieła Kapuścińskiego mają się do prawdy. W Etiopii usłyszał, że wbrew temu, co można przeczytać w Cesarzu, Hajle Sellasje był człowiekiem o nietuzinkowej inteligencji, władał francuskim i angielskim. Wybierając ludzi na odpowiedzialne stanowiska nie kierował się tylko lojalnością kandydata, ale również jego talentem.Poruszony został temat ulubionego czworonoga monarchy. Przecież do historii literatury przeszły pierwsze zdania Cesarza: "To był mały piesek rasy japońskiej. Nazywał się Lulu. Miał prawo spać w łożu cesarskim". I nie tylko, bezkarnie sikał na obuwie dworzan. Tymczasem okazuje się, że - wbrew temu, co pisze Kapuściński - piesek Lulu nie mógł sikać na buty cesarskich poddanych, bo w kulturze etiopskiej byłoby to upokorzenie nad upokorzeniami. Tak uważał Harold G. Marcus, autor najsłynniejszej biografii Hajle Sellasje. Z drugiej strony, Domosławski zwraca uwagę na głos prof. Marcina Kuli, który twierdzi, że czytanie Cesarza jako monografii o czasach Hajle Sellasje nie ma sensu. Natomiast etiopski literaturoznawca prof. Abiye Daniel uważa, że wielu jego rodaków miało w głowach mityczny obrazek dobrego i łaskawego pana. Jego zdaniem, Kapuściński zburzył ten wizerunek. W ocenie profesora, to wielka zaleta książki.
W rozdziale zatytułowanym "Reporter poprawia rzeczywistość, czyli krytycy wszystkich krajów świata łączą się" Artur Domosławski stawia ważne i potrzebne pytania o to, jak wiele wolno twórcy literatury non fiction. Z jego podsumowaniem trudno się nie zgodzić:
"Kłopot z Kapuścińskim polega na tym, że niektóre z jego dzieł mogą stanowić niepodważalny wzór dla dziennikarzy, a niektóre - niekiedy pod względem literackim wybitniejsze - niekoniecznie. Te ostatnie są raczej książkami z półki 'literatura piękna' - i to tej najwyższej; lepiej chyba, by nie 'sprzedawano' ich publiczności jako dzieł reporterskich."
Przesyłam wam moje serce
Książkę istotnie wzbogacają znakomite i dotąd niepublikowane listy Ryszarda Kapuścińskiego do przyjaciół: Izabelli i Jerzego Nowaków. Kapitalnie dopełniają one naszą wiedzę o reporterze wyniesioną z Wojny futbolowej czy Hebanu. Kapuściński, wycieńczony gorączką, pisał ze szpitala:
"Naokoło kolorowe miasto pełne światła i wrzawy, a ja leżę pod sześcioma ciężkimi kocami spocony i wyję z zimna. Dzisiaj zapytałem mojego lekarza, czy będę wariat, a on mi odpowiedział: It's still not sure. Czyli że jest jakaś nadzieja! Przez okno słyszę wycie stadionu, bo jest mecz Ghana (chodzi o Ugandę) - Londyn w boksie. Domyślam się, że jak Anglik idzie na dechy to stadion wyje. Są to jedyne objawy antykolonializmu, jakie odnalazłem w Ugandzie. (...) Znowu zaczyna mną rzucać po łóżku, więc kończę. Posyłam wam moje serce (tu rysunek serca z podpisem 'moje serce') i mnóstwo pozdrowień, Rysiek."
Kontrowersje budzą fragmenty książki poświęcone życiu osobistemu państwa Kapuścińskich - niełatwym relacjom ojca z córką, czy długotrwałemu romansowi pisarza. Domosławski stara się zachować powściągliwie i taktownie. Podkreśla, że dla reportera i tak zawsze najważniejsza była żona. Że zawsze, gdy wyruszał w podróż, zabierał ze sobą klucze. Chciał być pewien, że ma dokąd wracać.
Momentami jednak coś biografa ponosi. W takich chwilach wydaje mi się, że rozpoczyna polowanie na sensacje. W efekcie w książce znalazły się informacje, które nie wnoszą nic do naszej wiedzy o Cesarzu Reportażu, a jego bliskim sprawiają ból.
- Artur Domosławski Kapuściński non-fiction. Świat Książki, Warszawa 2010.
Autor: Bartosz Marzec, marzec 2010.
Zobacz również:
Teresa Torańska o książce "Kapuściński non-fiction" Artura Domosławskiego
(BUW, 23 marca 2010):
Prof. Marcin Kula o książce "Kapuściński non-fiction" Artura Domosławskiego
(BUW, 23 marca 2010):
Artur Domosławski o swojej książce "Kapuściński non-fiction"
(BUW, 23 marca 2010):