Uwielbiana przez południowokoreańskich czytelników autorka ponad 20 publikacji (większość z nich ukazała się za granicą) nie lubi, gdy do książki przypisuje się kategorię wiekową. Wybór pozostawia odbiorcy, jednak tematyka i forma jej prac sugerują przeznaczenie do wspólnej lektury dorosłego i dziecka. Tak jest w przypadku książki "Obie", którą Chmielewska stworzyła w duecie z poetką Justyną Bargielską. To podobnie jak "Love Story" opowieść o miłości, tym razem macierzyńskiej i ujętej zupełnie serio. Dwa pełne troski głosy matek – jeden werbalny, drugi wizualny – skierowane do córki mówią o bólu, rozłące, odpowiedzialności. O relacji trudnej, lecz pięknej: "Ale jestem twoją matką i muszę cię chronić, choćby dlatego, że masz w sobie kawałek mojego serca". Liryczny tekst pozostawia pole dla wyobraźni, natomiast obrazy należy sobie dopowiedzieć. Lekko przydymione ilustracje są kopalnią metafor: lustro, w którym można zobaczyć własne odbicie, pustkę lub twarz dziecka; karty książki zszyte czerwoną nicią symbolizującą pępowinę; a nawet porównanie macierzyństwa do przewrotu kopernikańskiego w życiu kobiety. Nad każdą trzeba się zatrzymać, wyciszyć.
"Love Story" i "Obie" to różne oblicza miłości i odmienne podejście do relacji słowa i obrazu – najważniejszym wyznaczniku picturebooków. Cieślak w swoich kolażach nie stroni od dosłowności. Nie zawsze odzwierciedlają one tekst, ale często go uzupełniają, razem stanowiąc sumę znaczeń. U Chmielewskiej sensy się mnożą, żadna narracja nie jest nadrzędna, mimo że czasem jedna staje się bardziej wyrazista od innych. W "Obu" fragmenty zdań blakną, wnikają w obraz, tworząc z nim jedność. Ilustratorka przekonuje w rozmowie z Sebastianem Frąckiewiczem ("Ten łokieć źle się zgina", wyd. Czarne):
Dobry picturebook to taki, w którym autor tekstów i autor obrazów idą równoległymi, choć odległymi drogami i tylko wysyłają sobie spojrzenia, nawiązują nieoczywistą relację.
Bargielska natomiast mówi o "nieprzerwanym, pełnym pasji i nieprzewidywalnym dialogu tekstu i obrazu" ("Tygodnik Powszechny").
Wielka historia w prywatnych przeżyciach
Chmielewska jako mała dziewczynka uwielbiała wiersze, zapewne dlatego jej prace tak często wchodzą w interakcje ze słowami poetów: Kazimiery Iłłakowiczówny w "Czarownicy", Krystyny Miłobędzkiej w "Na wysokiej górze", Józefa Czechowicza w "Dopóki niebo nie płacze". To ostatnie spotkanie zaczęło się od zdjęć mieszkańców żydowskiej dzielnicy Lublina, wykonanych tuż przed Zagładą, a odnalezionych wiele lat później. Artystka najpierw dobrała do nich utwory Czechowicza, następnie ożywiła czarno-białe portrety paletą subtelnych barw i wprawiła w ruch postaci. "Między tymi fotografiami, ludźmi na nich a mną wytworzył się dziwny rodzaj napięcia" – przyznała autorka. Tych napięć jest w książce więcej. Tworzą się na styku różnych języków, które w ramach jednej narracji przybierają odmienne znaczenia. I tak chłopiec ze zdjęcia, którego twarz przysłania cień, na ilustracji leży beztrosko w hamaku zawieszonym w chmurach. "Kołysanka" Czechowicza – towarzysząca wizerunkowi matki tulącej niemowlę – może okazać się tą ostatnią.