"Artysta jest powołany, by kwestionować obowiązujące normy. Ale musi pamiętać, że według tych norm będzie sądzony. Musi godzić się na ryzyko, że społeczeństwo go odrzuci i potępi" – mówi
Grzegorz Kowalski, mentor artystów reprezentujących nurt
sztuki krytycznej. Ten rodzaj sztuki wywołuje silne emocje, łamie społeczne tabu i wychodzi poza przyjęte artystyczne konwencje. Często wywołuje medialny skandal i oburza opinię publiczną, zwłaszcza tę najbardziej konserwatywną.
Nie piszemy tu o próbach instytucjonalnej cenzury (stosowanej przed dyrektorów i kuratorów), ale o dziełach, które często wśród specjalistów uchodzą za wybitne lub przełomowe, a w oczach publiczności są bulwersującą "pseudosztuką", "obrażają uczucia religijne" lub podważają tabu obyczajowe i seksualne.
Czy sztuka rzeczywiście może obrażać? A jeżeli tak, to kogo? Jakie są granice wolności artystycznej w czasach demokracji i czy artyście wolno więcej niż zwykłemu obywatelowi? Na te pytania można odpowiadać różnie, nie ulega jednak wątpliwości, że zadanie tłumaczenia sztuki i prowadzenia dialogu społecznego wciąż pozostaje dla ludzi sztuki w Polsce największym wyzwaniem.
Katarzyna Kozyra "Piramida zwierząt"
Katarzyna Kozyra "Piramida zwierząt", 1993, fot. Jacek Gładykowski, dzięki uprzejmości Zachęty
Katarzyna Kozyra wywołała pierwszą burzę pracą
"Więzy krwi" (1995), powstałą na głośną w latach 90. wystawę
"Antyciała" w CSW Zamek Ujazdowski. Była to pierwsza tak duża instytucjonalna prezentacja nowych tendencji w sztuce, która wywołała ostre polemiki i medialne dyskusje. Później
"Więzy" prezentowano w całym kraju na billboardach, z których usunięto je po protestach konserwatywnej publiczności. Pracę mówiącą o okaleczającej roli religii w życiu emocjonalnym i intelektualnym kobiet oskarżono o "niegodne użycie" symboli krzyża i półksiężyca.
Wydaje się, że od tamtej pory opinia publiczna czyha na prace Kozyry, za każdym razem doszukując się w nich prowokacji. Jej praca dyplomowa
"Piramida zwierząt" (1993, dziś w kolekcji Zachęty) – składająca się z rzeźby z wypchanych zwierząt, które były przeznaczone na rzeź, oraz wideo dokumentującego proces zabijania i wyprawiania skóry – wywołała oburzenie wśród obrońców praw zwierząt, ale także reprezentantów środowisk katolickich.
Złożono zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do prokuratury (które zostało oddalone) z uzasadnieniem, że „pokazywanie śmierci konia jest niehumanitarne i uwłacza jego godności” oraz że film "może być lekcją instruktażową dla satanistów". Artystkę oskarżono o "zabijanie dla celów dekoracyjnych" i tworzenie "pseudosztuki". Tymczasem
"Piramida", zainspirowana baśnią
"Muzykanci z Bremy" braci Grimm o ośle, psie, kocie i kogucie uciekających przed swoimi właścicielami, miała pokazać brutalność człowieka wobec zwierząt i obłudny stosunek konsumentów mięsa do zabijania zwierząt.
Otoczka skandalu towarzyszyła również kolejnym pracom Kozyry. Po prezentacji "Olimpii" (1996), stanowiącej autoportret artystki o okaleczonym przez chorobę nowotworową ciele, krytyka i media dały do zrozumienia, że publiczne obnoszenie się z chorobą, starością i słabościami jest niedopuszczalne. Po damskiej i męskiej "Łaźni" (1997 i 1999), nakręconych w Budapeszcie ukrytą kamerą wśród nagich kąpielowiczów, artystce grożono procesem. Węgierski dziennikarz napisał, że chodziło o „ośmieszenie w oczach Polaków węgierskich kobiet”. Za tę pracę, demaskującą kulturowe kody związane z cielesnością, nagością i seksualnością, Kozyra dostała wyróżnienie na prestiżowym Biennale Sztuki w Wenecji.
Zdjęcie powyżej: Katarzyna Kozyra "Więzy krwi", 1995, fot. CSW Zamek Ujazdowski
Zbigniew Libera "Lego. Obóz koncentracyjny"
Obóz koncentracyjny ze znanych na całym świecie klocków – to praca, która wywołała jeden z największych skandali lat 90. i przyniosła światowy rozgłos jej twórcy. W Polsce "Lego. Obóz koncentracyjny" (1996) potraktowane dosłownie bulwersowało i gorszyło, za granicą inspirowało i wywoływało intelektualną dyskusję. Dzieło – według założeń artysty – mówi nie tylko o edukacyjnej naturze zabawek, ale także o trywializacji wydarzeń historycznych w kulturze masowej. Przestrzega przed "codzienną banalnością zła" i porusza kwestię przechowywania pamięci o Zagładzie.
"Szum wokół obozu koncentracyjnego z klocków Lego pojawił się, kiedy dyskutowano o berlińskim pomniku Holocaustu. W Niemczech pojawiły się opinie, że masowe produkowanie takiej zabawki mogłoby być rodzajem pomnika" – mówi
Libera.
Artysta zrezygnował z uczestnictwa w prestiżowym Biennale Sztuki w Wenecji, kiedy kurator polskiej wystawy postanowił wycofać
"Lego", bo "mogłoby wywołać wystąpienia przeciw Polsce i oskarżenie o antysemityzm". W tym samym czasie wszystkie trzy edycje klocków Libery trafiły do zagranicznych zbiorów, m.in. The Jewish Museum w Nowym Jorku, gdzie stały się inspiracją do jednej z najważniejszych wystaw poruszających kwestię Holocaustu "Mirroring Evil: Nazi Imagery / Recent Art" (2002). W 2011 roku jeden z zestawów powrócił do Polski – do swojej
kolekcji zakupiło go Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
Grzegorz Klaman "Emblematy"
Grzegorz Klaman "Emblematy", fot. Jarosław Bartołowicz / dzięki uprzejmości artysty
Praca Grzegorza Klamana "Emblematy" (1993) to ludzkie organy w szklanych pojemnikach. Mózg, wątrobę i jelita artysta wypożyczył z Akademii Medycznej. Przeniesienie preparatów z laboratorium czy sali wykładowej do galerii wywołało sprzeciwy motywowane estetycznie i religijnie, jako naruszenie tabu kulturowego. W tekście opisującym pracę prezentowaną po raz pierwszy w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie czytamy:
"Czy wiesz jak wyglądasz wewnątrz? Oto ty sam reprezentowany przez części ciała, bez których nie możesz żyć. Czy z tym się utożsamiasz mówiąc JA. Kim i czym jesteś? O czym nie chcesz pamiętać? O czym nie chcesz wiedzieć?"
Alicja Żebrowska „Grzech Pierworodny“
Alicja Żebrowska, kadr z filmu "Grzech pierworodny", 1993
W wideoinstalacji
"Grzech Pierworodny – Domniemany Projekt Rzeczywistości Wirtualnej" (1993)
Alicja Żebrowska nie tylko przeprowadziła dekonstrukcję biblijnej opowieści o Adamie i Ewie, ale także zatarła granice pomiędzy sztuką i pornografią. W dwóch różnych wersjach filmu przeplata się motyw jedzenia jabłka, stosunku seksualnego oraz symulowanego porodu małej laleczki. Dzieło Żebrowskiej wywołało falę zainteresowania mediów oraz próbę zamknięcia wystawy w CSW, w którym było ono prezentowane. Naruszającą tabu artystkę zaproszono do rozmowy w jednym z pierwszych telewizyjnych talk-show w Polsce "jako rodzaj kuriozum, baby-dziwo".
Robert Rumas "Termofory"
Robert Rumas "Termofory", 1994, Gdańsk, Galeria Wyspa, fot. www.robertrumas.pl
"Termofory" (1995-2001) to osiem napełnionych wodą plastikowych worków, pod którymi
Robert Rumas ułożył kupione w sklepie z dewocjonaliami figury Madonny i Chrystusa. Prezentowana na gdańskiej Starówce praca od razu spotkała się z reakcją przechodniów – przedziurawiono worki, a postaci świętych zaniesiono do pobliskiego kościoła.
Dyskusję w prasie międzynarodowej i gremialne oburzenie polskich środowisk katolickich wywołała prezentacja pracy na wystawie "Irreligia. Morfologia nie-sacrum w sztuce polskiej" w Brukseli (2001). Nikt z polskich protestujących wystawy nie widział, jednak jej współautor Kazimierz Piotrowski stracił w wyniku skandalu stanowisko kuratora w Muzeum Rzeźby im. X. Dunikowskiego.
"Ta praca była próbą dotknięcia żywej tkanki miasta. Na tej tkance ulicy, bruku - położyłem termofory, którymi zwykle obkłada się obolałe rany. A między jednym a drugim święte figury – żywą tkankę religijną" – mówił artysta. "Tak jak Kościół bada sekty, z którymi się nie zgadza, tak samo ja podchodzę do sztuki jako badacz. Społeczeństwo powinno się zastanowić, dlaczego sztuka tak wygląda i czy jego reakcje są uzasadnione."
Belgijscy przeciwnicy "Termoforów" podważyli zasadność wystawiania dzieła na placu przed brukselskim ratuszem. Obrońcy oponowali: jeżeli w przestrzeni publicznej są dzieła religijne, to w imię równości mogą tam się znaleźć również dzieła irreligijne. Spór przerodził się w debatę o granicach demokracji. Ekspozycja skończyła się przed terminem. Proboszcz parafii Notre-Dame de Lourdes, który objął patronat nad wystawą, skomentował: "Dziwią mnie ludzie, którzy bardziej przejmują się losem jednej rzeźby niż losem zgwałconej kobiety" i umieścił na stałe w swoim kościele inną pracę Rumasa symbolizującą komercjalizację religii – "Las Vegas", czyli plastikowe Madonny płaczące pieniędzmi.
Piotr Uklański "Naziści"
O Piotrze Uklańskim po raz pierwszy głośno było w 2000 roku. W warszawskiej Zachęcie zaprezentował dzieło "Naziści" (1998), galerię fotograficznych portretów aktorów, którzy wcielili się w role hitlerowskich oficerów. Artysta chciał pokazać, jak kultura masowa upiększa faszyzm, który kilkadziesiąt lat wcześniej siał grozę, a dziś pojawia się w kontekście ideałów męskiej elegancji i seksapilu.
Kiedy sportretowany aktor
Daniel Olbrychski przeciął kilka fotosów wniesioną ukradkiem do Zachęty szablą, na polecenie ministra kultury wystawę zamknięto. Wydarzenie to było początkiem serii awantur, które doprowadziły do dymisji dyrektorki Galerii Andy Rottenberg, adresatki listów z antysemickimi pogróżkami, które przychodziły na adres Zachęty. Ta sama praca pokazana po 12 latach w tej samej instytucji nie wzbudziła większego zainteresowania, podobnie jak kilka innych, które mogły być uznane za pornograficzne i politycznie niepoprawne –
"Polska Über Alles",
"Pornosobowtóry".
W 2013 roku na wystawie "W sercu kraju" prezentującej kolekcję Muzeum Sztuki Nowoczesnej znalazła się inna praca Uklańskiego – rzeźba
"Deutsch-Polnische Freundschaft" (2011), w której polski orzeł w niebezpieczny sposób "zaprzyjaźnia się" (jak sugeruje tytuł) i zlewa z nazistowskim. Artysta nie od dziś zainteresowany rolą znaków w komunikacji społecznej zwraca uwagę na problem zawłaszczania estetyki hitlerowskiej przez ruchy narodowe w Polsce. Praca, która jest przewrotną przestrogą przed rodzimym faszyzmem, ksenofobią i rasizmem – stworzona na wystawę "
Obok. Polska - Niemcy. 1000 lat historii w sztuce" w Berlinie (2011/2012) – została zaatakowana przez prawicowe media.
Zdjęcie powyżej: Piotr Uklański "Naziści", Johny Wesh w "Odkupieniu" (1970), dzięki uprzejmości Zachęty Narodowej Galerii Sztuki
Piotr Uklański "Deutsch-Polnische Freundschaft", 2011, fot. Bartosz Stawiarski, dzięki uprzejmości MSN
Dorota Nieznalska „Pasja“
Dorota Nieznalska jest jedyną polską artystką, którą za działanie artystyczne postawiono przed sądem. Za pracę "Pasja" (2001) na wniosek prawicowych posłów oskarżono ją o "obrazę uczuć religijnych" i po burzliwym procesie skazano na sześć miesięcy ograniczenia wolności, polegającego na wykonywaniu prac społecznych. Sąd kolejnej instancji uniewinnił Nieznalską dopier po ośmiu latach od wybuchu skandalu.
W instalacji złożonej z krzyża greckiego ze zdjęciem męskich genitaliów oraz filmu wideo artystka wykorzystała podwójne znaczenie słowa "pasja", które można rozumieć jako mękę albo jako poświęcenie się czemuś. Krzyż – symbol cierpienia – mówił o popkulturowej modzie katowania ciała treningami na siłowni.
Zdjęcie powyżej: Dorota Nieznalska "Pasja", 2001, fot. dzięki uprzejmości artystki
Joanna Rajkowska "Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich"
Joanna Rajkowska "Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich", 2002, Rondo de Gaulle'a w Warszawie, fot. CSW Zamek Ujazdowski
Pojawienie się w Warszawie w 2002 roku rośliny rosnącej w klimatach ciepłych było początkiem artystycznego eksperymentu
Joanny Rajkowskiej, jak i uosobieniem marzeń o Polsce różnorodnej etnicznie i kulturowo. Obecność sztucznej palmy przypomina historię ulicy, której nazwa pochodzi od Nowej Jerozolimy, osiedla żydowskich kupców i rzemieślników założonego w XVIII wieku na granicy miasta. Kupcy ci zostali wypędzeni w obawie przed konkurencją, jaką mogli stanowić dla Polaków.
Praca Joanny Rajkowskiej od początku wywoływała konflikty, ale też zarażała humorem i ironią. Mówiło się o podziale mieszkańców Warszawy na tych, dla których jest to znak społeczeństwa otwartego na inność, nastawionego na rozwój i zmianę, oraz na tych, którzy są zwolennikami tradycji i miasta zamkniętego dla obcych. Pod palmą do dziś odbywają się akcje i protesty prywatne i publiczne. Można tam było spotkać m.in. strajkujące pielęgniarki, przedstawicieli Partii Zielonych oraz uchodźców z Bliskiego Wschodu. Początkowa wrogość ustąpiła jednak miejsca sympatii. Palma stała się częścią warszawskiej tożsamości oraz rozpoznawalnym na całym świecie symbolem stolicy.
Artur Żmijewski "Msza"
Artur Żmijewski "Msza", 2011, fot. dzięki uprzejmości Fundacji Galerii Foksal
Teatralna inscenizacja mszy katolickiej podzieliła w 2011 roku polską opinię publiczną. "Liturgia to najczęściej wystawiany na świecie scenariusz. Czas sprawdzić, czy to przypadkiem nie szmira" – powiedział reżyser
"Mszy" wystawionej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Zamiast księdza na scenie wystąpił aktor ubrany w ornat, który wygłaszał modlitwy z lekcjonarza i rozdawał publiczności opłatki z kielicha. Działanie
Artura Żmijewskiego, które poddało próbie sferę sacrum w przestrzeni profanum, mimo licznych medialnych głosów oburzenia nie spotkało się z oficjalnym protestem biskupów ani środowisk katolickich.
Julita Wójcik "Tęcza"
Julita Wójcik "Tęcza", 2012, fot. Instytut Adama Mickiewicza
"Tęcza" na popularnym warszawskim placu Zbawiciela od momentu powstania w 2012 roku wzbudza najwięcej gwałtownych reakcji. Czy to za sprawą wyskokowej młodzieży, podkładającej dla "zabawy" ogień pod tęczę (a potem wrzucającej do internetu przechwałki na ten temat), czy za sprawą pewnych grup ludzi wykorzystujących jej symbolikę do walki politycznej lub światopoglądowej.
Pierwotnym przesłaniem tej pracy jest radość i optymizm. Wójcik odwołuje się do tęczy jako symbolu przymierza, miłości, pokoju i nadziei, ale też – we współczesnym świecie – ruchów emancypacji mniejszości seksualnych. Dzieło artystki ma już drugie życie w formie internetowych memów czy dowcipów. "Opowiedziałbym kawał o tęczy, ale boję się, że go spalę" – głosi jeden z nich.
Jacek Markiewicz "Adoracja Chrystusa"
Jacek Markiewicz, kadr z pracy dyplomowej "Adoracja Chrystusa", 1993, wideo, fot. dzięki uprzejmości artysty
Artysta w miłosno-religijnym uniesieniu pieści średniowieczny krucyfiks ze zbiorów Muzeum Narodowego. Praca dyplomowa
Jacka Markiewicza – po 20 latach od powstania (1993) i wielokrotnej prezentacji w kraju i za granicą – wpadła w oko środowisk prawicowo-katolickich na wystawie "British British Polish Polish: sztuka krańców Europy w latach 90". Po protestach przed Zamkiem Ujazdowskim sale wystawowe przez kilka dni były okupowane przez wiernych modlących się o "oczyszczenie" znieważonego krzyża i zamknięcie wystawy. Policja wkroczyła w momencie oblania czerwoną farbą ściany, na której projektowano wideo. Doniesienia o "obrazie uczuć religijnych" wpłynęły do prokuratury.
Praca Markiewicza balansuje pomiędzy adoracją i profanacją. "Powstała w czasach wczesnego kapitalizmu, kiedy to młodzi artyści manifestowali swoją niechęć do wszechobecnego Kościoła, który w poprzednim systemie był jedynym buforem wolności" – pisze prof.
Maria Poprzęcka. "Nagość artysty (…) nie profanowała świętości, lecz mogła i powinna być rozumiana jako dramatyczne, drastyczne skierowanie uwagi na związek cielesności człowieka z wcieleniem Boga w Jezusa" – tłumaczy dr
Antoni Ziemba.
W jednym z wywiadów artysta wyjaśnił:
"Gdy wszedłem do kościoła w Warszawie i zobaczyłem ludzi modlących się do wyrzeźbionego niby-boga, przeżyłem szok. Do pracy, w której pieszczę Chrystusa, motywowała mnie chęć obrazy tego, co nie jest Bogiem. I mimo wszystko jest to praca religijna - o uwielbieniu Boga. Liżąc wielki średniowieczny krucyfiks, dotykając go nagim ciałem, obrażając go, gdy leży pode mną, modlę się do Prawdziwego Boga".
Autorka: Agnieszka Sural, 21.11.2013