Jak te myśli i tę wiedzę przełożyliście na formę wystawy? Koncepcja musiała być zrozumiała dla szerokiej, międzynarodowej publiczności.
AS: Nasz pomysł na wystawę był bardzo prosty: nie wynaleźliśmy niczego nowego, ale postanowiliśmy zrozumieć i przekazać wiedzę na temat odwiecznego działania przyrody, naturalnego procesu rozkładu, od którego już dawno odgrodziliśmy się chemicznymi metodami zabezpieczeń. Chodziło nam o pokazanie szacunku i zrozumienia dla naturalnych procesów, tak abyśmy nauczyli się z nimi współpracować.
Stąd ekspozycja, która jest pewnym zasobem wiedzy, zbiorem informacji, dla których szukaliśmy czytelnej, a zarazem pięknej formy.
Maciej Siuda: We współczesnej praktyce projektowej koncentrujemy się na wymyślaniu wciąż nowych rzeczy, form, materiałów, zapominając o tych, które już istnieją i które powinny być nam szczególnie bliskie, bo są naturalne. Wyszliśmy z założenia, że samo opisanie takiego nieco zapomnianego, naturalnego zjawiska stanie się impulsem, aby ktoś uwzględnił je w swojej pracy.
Nasz przekaz ujęliśmy w znane i dostępne środki wystawiennicze, z których najmniejszym elementem są ikonografiki, a największym – instalacja architektoniczna.
Małgorzata Gurowska: Warto przy tej okazji podkreślić, że nasz sposób pracy nad tą wystawą był inspirowany tym, jak z innymi organizmami współpracują grzyby (śmiech). Uzgodniliśmy, że każde z naszej trójki reprezentuje innego uczestnika procesu, o którym opowiadamy – jest drzewo, jest grzyb i jest człowiek, i wszyscy troje są ze sobą powiązani. Ta wystawa rodziła się w procesie, dzięki współpracy, bez tradycyjnego podziału na kuratorkę i autorów dzieł, które wybrano do zaprezentowania. Każde z nas działało w zakresie swoich głównych kompetencji i umiejętności, ale współpraca była kluczowa. Grzyby, mistrzowie kooperacji, zainspirowały nas do testowania nowych, demokratycznych modeli tworzenia wystaw, bez sztywnych podziałów i tradycyjnych ról.