Z filiżanki herbaty powoli wyłaniały się wspomnienia kwiatów w ogrodzie, czcigodnych mieszkańców Combray, ich domów, dzwonnicy kościoła św. Hilarego… Wszystko to stało się nie tylko widoczne, ale i namacalne. "Jak te japońskie źdźbła słomy (metafora Prousta), które rzucone w naczynie z wodą pęcznieją, rosną i rozwijają się wreszcie w kształty kwiatów, domów lub twarzy ludzkich – wspomnienie wywołane magdalenką rozszerza się, pogłębia i zwolna przekształca w dom rodzinny, w stary gotycki kościół, w wieś otaczającą jego dzieciństwo, w twarze starych ciotek, kucharki Franciszki, Swanna, częstego gościa w ich domu i wreszcie w najdroższe twarze matki i babki. To wrażenie, tak nikłe z początku, jest punktem wyjścia, z którego wyrasta całe jego dzieło" – pisał Józef Czapski ("Kultura", nr 12, 1948, ss. 25-36).
Prawdopodobnie każdy z nas więcej niż raz sam doświadczył takiego zjawiska. Smak lemoniady, którą lubiło się w dzieciństwie, zapach perfum byłej ukochanej, który pojawił się na chwilę w środku ulicznego tłumu, muzyka, która grała na pierwszej randce – to wszystko nie tylko może przywoływać wspomnienia, lecz także zapewnić umysłowi niezwykłe przyspieszenie. Nic dziwnego, że takie stany są szczególnie cenione przez osoby kreatywne. Tak więc magdalenka Prousta – to nie tylko smak czy zapach dzieciństwa, to bardzo silny, twórczy impuls.