Ale ta jej mizeria chyba też jest spowodowana działaniem człowieka? Swego czasu musiała być dość bystrą i wartką rzeczką.
Możemy to sobie tylko wyobrażać. Zresztą moja książka w dużej mierze na fantazji i wyobrażeniach stoi. Łódka musiała być rzeką nie tyle potężną w sensie szerokości i ilości wody, co bystrą. Siła płynącej wody, nurty Łódki czy Jasienia, napędzały młyny – czy to zbożowe, czy później fabryczne.
No właśnie, cytuje pan w książce Staszica, który w "Przestrogach dla Polski" podkreślał, że Łódź będzie dobrą lokalizacją pod osadę przemysłową między innymi dlatego, że tu "niezliczone trzyszczą źródła"...
Tak, to było dobre miejsce. Łódź leży na wododziale rozgraniczającym dorzecza Wisły i Odry, a po wschodniej stronie miasta mamy Wzniesienia Łódzkie – to nie są jakieś ogromne wyżyny, ale jednak to wystarczyło. Miasto w zasadzie jest położone na stoku i cały czas ze wschodu na zachód jest spadek. Tych rzek, które wypływały ze wschodniej części i płynęły ku zachodowi, rzeczywiście było i nadal jest sporo, bo (w zależności, jak liczyć) możemy wymienić od 15 do 30 mniejszych lub większych cieków i rzek. Na początku XIX wieku, kiedy one jeszcze niosły sporo wody, to w zupełności wystarczyło, żeby projektować ten teren jako idealny pod działalność fabryczną.
[Przechodzimy przez Park Helenów i dalej do ulicy Północnej, mijamy fabrykę Biedermanna]
Gdzieś pod nami jest kanał Łódki, która ponad sto lat temu płynęła tutaj odkrytym kanałem. Park Helenowski był i do tej pory pozostaje jednym z ładniejszych terenów zielonych w centrum Łodzi. Kiedy Reymont pisał "Ziemię Obiecaną", to akurat ten skrawek miasta był dla niego jedynym wartym jakiegoś estetycznego zachwytu.
To była dla niego przeciwwaga wobec ponurego widoku brudno-szaro-czarnej, ceglanej Łodzi pełnej kominów, w której Łódka była wtedy niczym więcej jak ogólnodostępnym ściekiem, który mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Reymont opisywał ten park jako oazę: teren był ogrodzony, wstęp był płatny, spotykała się tu bogata łódzka socjeta.
Kiedy wyjdziemy z parku, po prawej stronie zaczną się pozostałości po fabryce Biedermanna. A po lewej, cały czas działający (zresztą czuć) browar – dawny browar Anstadta, obecnie Browary Łódzkie. Browar, fabryka Biedermanna i kolejne, które się na tej trasie znajdowały, aż do wielkiej fabryki Izraela Poznańskiego (potem Zakładów im. Marchlewskiego, obecnie kompleksu Manufaktura) – wszystko to powstało w zasadzie dzięki Łódce, z której pobierano wodę na własne potrzeby.
Taką rzeką o szczególnie dużym znaczeniu dla przemysłu i dla rozwoju Łodzi był też wspomniany już Jasień...
Tak, gdy już większość działek nad Łódką zabudowano, powstały fabryki, kamienice i całe kwartały obecnego centrum, zaczęto skupiać uwagę na południowej części Łodzi. Tam taką osią była płynąca mniej więcej równolegle do Łódki rzeka Jasień, która, jak się okazało, była nawet lepsza dla przemysłu. Nie dość, że miała większy przepływ roczny, to jeszcze była mniej kapryśna od Łódki, która bardzo często wylewała, zwłaszcza w rejonie niżej położonym, czyli tu, gdzie teraz jesteśmy. Natomiast na Jasieniu były i do tej pory są (choć sam Jasień jest pod ziemią) stawy, które retencjonowały wodę. Nad rzeką powstała więc m.in. ogromna fabryka Scheiblera czy fabryka Geyera, a stawy przy nich są śladami po Jasieniu.
Panorama Zakładów Przemysłu Bawełnianego Ludwika Geyera w Łodzi, fot. Archiwum Państwowe w Łodzi[Ulicą Północną zbliżamy się do Parku Staromiejskiego, który jest obecnie częściowo w przebudowie, omijamy ogrodzenie od strony ulicy Wolborskiej]
Zaraz zobaczymy pewien symboliczny szczegół, niestety niemiły mojemu sercu i myślę, że nie tylko mojemu. Tu, na ulicy Północnej, zaczęło się na początku ubiegłego wieku zakopywanie Łódki pod ziemią. Jesteśmy obok Parku Staromiejskiego, zwanego "Parkiem Śledzia" – dawniej był tu targ rybny i stąd ta potoczna nazwa. A z rynku trafiało do rzeki najwięcej nieczystości. W pewnym momencie Łódka stwarzała takie zagrożenie epidemiologiczne, że zdecydowano się ją zakopać. Podczas prac remontowych na Północnej ekipy budowlane natrafiały na kolejne kanały – czy to podziemnej Łódki, czy jej dopływów płynących od strony centrum.
Bardzo ciekawa jest ta ulica – Wolborska. Ona tak trochę meandruje, co w Łodzi, gdzie wszystkie ulice są wytyczone od linijki, jest ewenementem. To pozwala nam wyobrazić sobie dawny bieg rzeki. Dalej jest ulica Podrzeczna – nazwa też zupełnie nieprzypadkowa. Rzeki nie ma, ale pozostały po niej kształty ulic i ich nazwy.
Maciej Robert, “Rzeki, których nie ma”, fot. Wydawnictwo CzarneA czy są obecnie plany renaturyzacji którejś z łódzkich rzek?
Łodzianie chcieliby mieć rzekę, chociażby odkrytą tylko na tym odcinku parkowym. Co prawda, zakusy, żeby odkryć kanał Łódki, pojawiły się już w latach 90., kiedy francuska firma Apsys zaczęła prace rewitalizacyjne w Manufakturze. Wtedy jednak włazy zakryto zaraz po otwarciu – fetor był niewyobrażalny.
Oczywiście, da się rzekę zrenaturyzować, czego przykładem jest Sokołówka, płynąca na północ od Łódki. Z tym że było z nią o tyle łatwiej, że ta rzeka nie płynie przez tereny zabudowane. Natomiast z Łódką jest taki kłopot, że gdybyśmy chcieli przywrócić ją do jako takiego stanu, który nie byłby zagrożeniem dla mieszkańców, to tak naprawdę trzeba by wyburzyć pół miasta. Jasień jest w jeszcze gorszym położeniu.
Jeśli ktoś chciałby poobcować z rzekami płynącymi w Łodzi, to polecam wspomniane już Sokołówkę i Olechówkę, a przede wszystkim Ner, który płynie na obrzeżach miasta. A tak naprawdę, biorąc pod uwagę hydrologiczną definicję rzeki, to tylko dwie łódzkie rzeki nimi są: Ner i Bzura (które w Łodzi mają swoje początkowe odcinki, a "prawdziwymi rzekami" stają się daleko poza miastem). Pozostałe nie spełniają hydrologicznych kryteriów rzeki: jej długości, obszaru dorzecza oraz średniego rocznego przepływu.
[Przechodzimy przez Park Staromiejski i zaglądamy do kanału podziemnej Łódki przez tzw. "Oko śledzia". Na włazie widoczny jest napis "Rzeka Łódka 1917"]
1917 – to data pogrzebania Łódki. Wczoraj padało, więc widać, że nurt jest całkiem wartki. Swoją drogą, tutaj kręcono sceny z filmu "W ciemności"Agnieszki Holland – kanał Łódki udawał lwowskie kanały.
Lwów i Łódź zresztą łączy ich bezrzeczność…
Tak, w tej kwestii Lwów jest miastem siostrzanym czy też partnerskim Łodzi. I tak samo jak Łódź leży na wododziale, z tym że na głównym wododziale europejskim, który oddziela zlewiska mórz: Bałtyckiego i Czarnego. A taką lwowską Łódką jest rzeka Pełtew, również zamknięta w kanale. Z tym że o Łódkę nikt się w zasadzie nie dopomina, pamięć o niej nie została szczególnie zmitologizowana w kulturze. Natomiast Pełtew w mitologii miejskiej Lwowa jest znaczącym symbolem i wielu pisarzy fantazjowało o jej przeszłości. Jurij Andruchowycz wyobrażał ją sobie jako ogromną rzekę żeglowną, którą można było dopłynąć przez Bug, Narew i Wisłę aż do Gdańska.
[Idziemy dalej, stajemy na ulicy Zachodniej, vis-à-vis Muzeum Miasta Łodzi i kompleksu Manufaktura]
To zagłębienie, w którym stoimy, to dolina Łódki – to właśnie na wschód od tego miejsca w średniowieczu usytuowano pierwszą osadę, która przeobraziła się w miasto. Podziemna Łódka potrafi tu zresztą dawać o sobie znać, po większych opadach podtapia archiwa w piwnicach Muzeum Miasta Łodzi, które ulokowane jest w dawnym pałacu Poznańskiego.
Te fontanny przy Manufakturze są w dawnym śladzie Łódki i w założeniu projektantów miały być jej uhonorowaniem. Według mnie wygląda to trochę smętnie, że te masy łodzian, które tutaj się przewijają, mogą jedynie obcować ze sztuczną wodą. Podobnie jest zresztą z Rawą w Katowicach, która również jest w zabetonowanym kanale i tam także na szumnie nazwanych Bulwarach Rawy zbudowano fontanny.