Kto Polak, na bagnety! Propaganda z czasów wojny polsko-bolszewickiej
Ledwo opadł kurz po I wojnie światowej, a już obywatele nowo narodzonej II Rzeczpospolitej musieli chwytać za broń w wojnie sowietami. Okazała się ona testem nie tylko militarnej, ale i propagandowej siły młodego państwa.
Polski plakat narodził się w gruncie rzeczy ledwo na kilka dekad przed wojną z sowiecką Rosją, pod koniec XIX wieku w Galicji, gdzie w odróżnieniu od zaborów rosyjskiego i pruskiego klimat polityczny był wystarczająco liberalny, by sztuka polskojęzycznego plakatu rozkwitała bez większych przeszkód. W młodopolskim Krakowie plakaty anonsujące wystawy czy bale projektowali na marginesie malarskiej aktywności tacy artyści jak Józef Mehoffer i Wojciech Weiss.
Po zakończeniu Wielkiej Wojny, w odrodzonej Polsce, polska sztuka plakatu nabiera wiatru w żagle, a jednocześnie wiatr ten wieje z zupełnie innej strony – zaproszenia na wystawy i bale wypiera prężnie rozwijająca się propaganda. Jednocześnie punkt ciężkości z Krakowa przenosi się do Warszawy, na stołecznej Politechnice powstaje Katedra Rysunku Odręcznego Edmunda Bartłomiejczyka, prężnie działającego plakacisty, którego projekty pozostają jednak dość archaiczne w formie, przyciężkawe, operujące nadmiarem realistycznego szczegółu rodem z ilustracji książkowej i wąską gamą barwną.
Mimo dość archaicznego języka, Bartłomiejczykowi udało się zaprojektować jeden z najsłynniejszych plakatów z okresu wojny polsko-bolszewickiej. Ponad hasłem "Na pomoc! Wszyscy dla frontu! Wszyscy na front!" widzimy parę polskich żołnierzy podtrzymujących z wielkim wysiłkiem zaporę, za którą kłębi się chmara najeźdźców o trupiobladych twarzach-czaszkach, dzierżących czerwony sztandar z czarną gwiazdą, choć nie w formie czerwonoarmijnej gwiazdy, a pentagramu. Obraz przypominający kadry z filmów o apokalipsie zombie sięga po charakterystyczne chwyty retoryczne ówczesnej propagandy, przedstawiając wroga jako hordę nieludzkich potworów szargających świętości, choć na tle niektórych projektów z lat 1919-1920 jest jeszcze całkiem łagodny.
Wszystkie łby czerwonej hydry
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"Jego program", polski plakat z 1920, fot. Biblioteka Narodowa Polona
Młode państwo nie szczędziło środków na akcję propagandową, mobilizującą do walki z sowietami – do życia powołano cały szereg instytucji takich jak Oddział II Informacyjno-Prasowy Generalnego Inspektoratu Armii Ochotniczej, Biuro Propagandy Wewnętrznej czy Centralny Komitet Propagandy. W twórczość propagandową zaangażowali się też czołowi artyści, choć autorstwo większość plakatów z tego okresu jest dla nas dziś zagadką. Była jednak i druga strona monety – chaos wynikający z rozproszenia, zupełnie inaczej niż w centralnie koordynowanej propagandzie bolszewickiej. Wobec tej propagandowej wolnej amerykanki zdarzało się więc, że na ulicach rozklejano plakaty drukowane bez wcześniejszej odgórnej aprobaty, które następnie nakazywano usuwać.
W 1919 roku Towarzystwo Straży Kresowej donosiło ze wschodu kraju, gdzie toczyły się walki:
Text
"Kresy są zasypywane literaturą bolszewicką. Agitacja komunistyczna posiłkuje się broszurą, odezwą, gazetą i plakatem. Te ostatnie zwłaszcza, kolorowe i odpowiednio podpisane, przemawiają dobitnie do prymitywnej psychiki chłopskiej".
W retoryce tego alarmującego raportu odbija się faktyczna różnicą między polską a sowiecką propagandą około roku 1920 – choć obie strony nie wzbraniały się się przed brutalną dosadnością i demonizacją przeciwnika, to w nieco inne strony kierowały swoje ostrza. Po stronie polskiej twórcy plakatowej propagandy prześcigali się w nadawaniu wrogom spotworniałych oblicz, odwołujących się do całej gamy strachów. Obawy przed antychrześcijańskim frontem podsycały wizerunki Trockiego-diabła, strach przed "wschodnim barbarzyństwem" – przedstawienia czerwonoarmistów o azjatyckich lub antysemickich, karykaturalnych rysach. A gdy i to nie wystarczało, bolszewicy zmieniali się w quasi-mitologiczne monstra, czerwone hydry lub konie o kilku toczących wściekle pianę głowach. Jak pisał w "Ilustrowanym Kurierze Codziennym" Karol Irzykowski:
Text
"Bolszewik nie jest dla żołnierza polskiego reprezentantem jakiegoś nowego porządku czy raczej nieporządku społecznego [...] – bolszewik jest dla niego gorszym gatunkiem człowieka, czymś zbliżonym do małpy."
Strona sowiecka na tę brawurową wizualną kanonadę odpowiadała znacznie bardziej precyzyjnymi, snajperskimi strzałami podbudowanymi lękiem klasowym – polski żołnierz przybierał w niej postać opasłego, gnuśnego i brutalnego szlachcica o nalanej, czerwonej i wąsatej twarzy, w sarmackim kontuszu bądź ułańskim mundurze. W podobny sposób karykaturowano też chętnie marszałka Piłsudskiego, który, choć oczywiście jako czarny charakter, w propagandzie sowieckiej pojawia się paradoksalnie o wiele częściej niż w polskiej. Ta prawidłowość ma zresztą lustrzane odbicie jeśli chodzi o wizerunki Trockiego, który w propagandzie sowieckiej niemal nie występuje, za to przez Polaków w roli monstrum przedstawiany był wyjątkowo ochoczo.
Komu służysz, żołnierzu spod znaku orła białego?
Nie wszyscy Polacy byli w bolszewickiej propagandzie poddani karykaturze – chłopów i robotników nakłaniano bowiem do poparcia strony sowieckiej, odwołując się do napięć klasowych i zachęcając do skierowania bagnetów nie przeciw czerwonoarmistom, a polskim panom. Złożona z Polaków Zachodnia Dywizja Strzelców w Armii Czerwonej zwracała się w swojej propagandzie także do polskich żołnierzy, w roli złego obsadzając tym razem zachodnie mocarstwa:
"Trzeba bronić Polski. Ale nie od nas, jeno od nich, od międzynarodowej szajki kapitalistycznej, która dziś w Polsce rządzi, od tego rządu, który jest pokornym sługą kapitału. Walcząc przeciwko nam, zdradzasz własną sprawę, żołnierzu, zdradzasz polski lud robotniczy. Zrzuć to jarzmo, zmyj tę hańbę ze siebie! Połącz się z nami!"
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Antypolski plakat propagandowy ROSTA autorstwa Władimira Majakowskiego, maj 1920, fot. Wikimedia Commons
Ledwie kilkadziesiąt lat po zniesieniu pańszczyzny, na wschodnim pograniczu, gdzie linie demarkacyjne między chłopstwem polskim, białoruskim, litewskim i ukraińskim wyznaczało nie tyle poczucie narodowej przynależności, co wyznanie i język, tak wymierzona propaganda faktycznie mogła budzić spore obawy. Jak przyznawał z goryczą na łamach "Świata" Stefan Krzywoszewski:
Text
"nasi wrogowie umieli znacznie lepiej od nas wpływać na opinię publiczną i kształtować ją według swoich interesów. [...] Dopóki front był daleko, Warszawa tak dalece nie odczuwała wojny, że zapomniano o konieczności agitacji wśród szerokich warstw społecznych [...]."
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Felicjan Szczęsny Kowarski, "W bitwach umęczonemu żołnierzowi polskiemu nieście pomoc Polacy", polski plakat z 1919, fot. Biblioteka Narodowa Polona
Po stronie sowieckiej oprócz niewyszukanych karykatur nie brakowało jednak także plakatów wybijających się artystycznie, tworzonych przez twórców konstruktywistycznej awangardy, która w owym czasie wciąż jeszcze rozwijała się swobodnie pod państwowym mecenatem, zanim w latach 30. zadecydowano o socrealistycznej korekcie kursu. Awangardowe antypolskie plakaty w 1920 roku projektował nawet (i to wyjątkowo licznie – znamy ich dziś kilkadziesiąt) sam Władimir Majakowski. Na froncie wizualnym bolszewicy często niewątpliwie radzili sobie lepiej, niż w starciach militarnych.
Gdyby wizerunki hord barbarzyńców okazały się niewystarczające, polscy plakaciści ukazywali również potencjalne skutki wtargnięcia nad Wisłę bolszewickiej armii, które streścić można w trzech słowach: pożoga, świętokradztwo i zniewolenie. Ze szczególnym naciskiem wygrywano zwłaszcza nutę religijną. W wersji najbardziej bezceremonialnej oznaczało to gromadę pijanych w sztok czerwonoarmistów grabiących i demolujących wnętrza świątyń ("Jeśli chcesz, by bolszewik nie bezcześcił ci kościołów i nie mordował kapłanów, idź do wojska jako ochotnik!").
W wydaniu nieco bardziej subtelnym i metaforycznym, na plakacie projektu Franciszka Nieczui-Urbańskiego oglądamy skąpane w infernalnej czerwieni gruzy polskiej wsi z pogrzebanymi pod zwałami cegieł ciałami, a w centrum kompozycji – niewielki skrawek muru zburzonego kościoła, na którym ostał się krucyfiks z postacią umęczonego Jezusa, który za chwilę niejako umrze ponownie, lizany przez płomienie w przewróconych u jego stóp świec. W wersji artystycznie najciekawszej – i najnowocześniejszej w swojej wyrazistej lapidarności – ta sama retoryka znajduje ilustrację na plakacie anonimowego twórcy przedstawiającego krakowską bazylikę mariacką w płomieniach. Jej czarna sylweta na tle granatowego nieba przecinanego ognistymi pociskami rozświetlona jest jedynie krwistoczerwonymi płomieniami.
Chętnie karykaturowano również "sowiecką wolność", ukazując zwyciężoną ludność zakutą w kajdany i trzymaną na muszce karabinu. Przedstawienia spętanego w jarzma polskiego ludu opatrywano także nieco bardziej rozbudowanymi niż gdzie indziej rymowanymi podpisami: "Wio! Ciągnąć, robociarze!/ Sowdepski pan wam każe,/ By pełzać mu u stóp./ Już droga niedaleka;/ Za krew i trud was czeka / Braterstwo – bratni grób!". Lub: "Towarzysze! Wkrótce wolność błyśnie/ Ziemię damy wam i chleb/ (Lecz tymczasem, gdy kto słówko piśnie:/ Kula w łeb!)".
Demonizacja wroga w propagandzie z czasów wojny polsko-sowieckiej przeplata się z wezwaniami do mobilizacji i zasilania szeregów armii. Z jednej strony dostrzec można w nich powidoki dziewiętnastowiecznego imaginarium powstańczego, z drugiej – nowocześniejsze konwencje rodem z niedawnych czasów Wielkiej Wojny.
W plakatach o jeszcze nieomal grottgerowskiej powstańczej ikonografii pojawiają się na przykład cytaty z "Warszawianki 1831 roku" – powstałej w czasie powstania listopadowego pieśni patriotycznej. "Hej! Kto Polak, na bagnety", wzywał w zaprojektowanym przez siebie plakacie Kamil Mackiewicz.
O ile więc po stronie sowieckiej postaci chłopów i robotników rozprawiają się z polskimi panami w imię internacjonalistycznej rewolucji, tak po stronie polskiej obrazy społecznego ponadklasowego zjednoczenia chłopów, mieszczan, inteligencji i robotników nie opierają się na obietnicach nowego porządku społecznego, a na powstańczym sentymencie. W postaci przedstawionego przez Mackiewicza chłopa z postawioną na sztorc kosą historia na swój sposób splata się ze współczesnością – członkowie Samodzielnego Batalionu Robotników w 1920 roku faktycznie ruszali do walki uzbrojeni w kosy, niczym kosynierzy podczas insurekcji Kościuszkowskiej ponad sto lat wcześniej.
Pozostając w granicach ikonografii powstańczej, plakaty wzywające do mobilizacji rzadko przedstawiały postaci bohaterów wiodących na front – nawet naczelnik Piłsudski, którego srogie wąsate oblicze spoglądać będzie na obywateli z licznych sanacyjnych plakatów kilka lat później, w propagandzie lat 1919-1920 pojawia się stosunkowo rzadko. Jednym z wyjątków jest zaprojektowany przez wybitnego grafika Władysława Skoczylasa, znanego z fascynacji i nawiązań do góralskiego drzeworytu, plakat (również rezonujący wyraźnie z konwencją góralskiej sztuki ludowej) z wizerunkiem marszałka jako wojownika na białym koniu, własną szablą broniącego polskiej rodziny przed kozackim czerwonoarmistą.
O ile marszałek na nielicznych przedstawieniach pozostawał posągowym bohaterem rodem z rycerskich eposów, tak łącznikiem między wojskową wierchuszką a obywatelami nakłanianymi do wstąpienia w armijne szeregi stał się na charakterystycznym plakacie Stanisława Sawiczewskiego Józef Haller – na froncie pierwszowojennym dowódca Armii Polskiej we Francji, a w czasie wojny z bolszewikami dowódca Frontu Północnego. "Wstąp do wojska, broń ojczyzny", zachęcał podpis pod wizerunkiem generała, wyciągającego przed siebie dłoń. Plakat Sawiczewskiego przywodzi na myśl najsłynniejsze dzieło amerykańskiego ilustratora Jamesa Montgomerego Flagga – plakat z 1917 roku z wizerunkiem Wuja Sama, personifikacji USA, wzywającego do wstąpienia w szeregi U.S. Army. O ile jednak postaci Wuja Sama, jego świdrującego wzroku, palca wycelowanego prosto w widza i sylwetki wyraźnie rysującej się na płaskim białym tle nie sposób było zignorować, późniejszy o trzy lata plakat Sawiczewskiego zdaje się nieco mniej przekonujący, nie tylko przez nagromadzenie rozpraszających szczegółów tła, ale i bijące z postaci Hallera niezdecydowanie – generał niby zwraca się do widza, w rzeczywistości jednak apatycznie mierzy i spogląda nieco w bok, jakby unikając kontaktu wzrokowego.
Druga wojna, drugie życie
Zwycięstwo nad sowietami dało dodatkowy napęd sanacyjnej propagandzie – zwłaszcza w dziesiątą rocznicę bitwy warszawskiej, zbiegającą się w czasie z tzw. wyborami brzeskimi w tworzonych wówczas plakatach pojawiał się m.in. wizerunek Piłsudskiego jako obrońcy ojczyzny, który pod Warszawą powstrzymał sowiecką inwazję. I choć w kolejnych latach II RP propaganda z czasów wojny z sowietami musiała już w większości wyglądać nieco anachronicznie na tle nowych plakatów śmielej sięgających po bliskie formizmowi i ekspresjonizmowi rozwiązania, ich retoryka najwyraźniej nie traciła aktualności. Ponury epilog do historii plakatów z czasów wojny z sowietami dopisali dwie dekady później naziści.
Hitlerowscy okupanci w propagandzie kolportowanej w Generalnym Gubernatorstwie sięgnęli po bliźniaczy wachlarz środków retorycznych, obejmujący między innymi strasznie bolszewickim antyklerykalizmem, barbarzyństwem i grożącym zniewoleniem, wyjątkowo chętnie stosując też etniczne karykatury. W 1944 przedrukowano nawet jeden z plakatów z roku 1920, przedstawiający Trockiego z rewolwerem i zakrwawionym nożem siedzącego na górze ludzkich czaszek. Choć w tym czasie Trocki od czterech lat był już martwy, po dokonanym z woli Stalina zamachu, zawłaszczony przez okupantów plakat nieznanego polskiego twórcy przeżył samego Lwa Dawidowicza.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]