O pułapkach patriotycznych narracji i okrucieństwie, do którego prowadzić może wiara w narodowe mity, opowiadał zaś inny kontrowersyjny dokument stworzony przez polskiego autora. Mowa o "Serbskim eposie" Pawła Pawlikowskiego, dokumencie nakręconym podczas wojny w Bośni i Hercegowinie, który do dziś pozostaje jednym z najbardziej niezwykłych filmowych portretów wojny.
Pawlikowski zrealizował go w 1992 roku, gdy Serbowie oblegali Sarajewo. Ale podczas gdy inni twórcy skupiali się na relacjonowaniu wojennych wydarzeń, Pawlikowski szukał własnej opowieści.
Jej bohaterem został Radovan Karadžić, serbski polityk, poeta i zbrodniarz wojenny w jednej osobie. Karadžić wywodzi się z rodziny serbskich guślarzy, którzy przez stulecia przekazywali swojemu ludowi legendy na temat serbskiej historii, zapewniając trwanie tożsamości narodu przez sześć wieków pozbawionego własnego państwa.
Opowiadając o Karadžiću, Pawlikowski skupiał się na istocie narodowych mitów, których serbski polityk był nosicielem i twórcą. Pokazywał ich fascynującą siłę, ale też zagrożenie, jakie ze sobą niosą. W groteskowym portrecie serbskiego zbrodniarza Pawlikowski zawarł opowieść o tożsamości, która karmi się uproszczeniami i potrzebuje czarno-białych podziałów. "Chciałem pokazać narodową mitomanię, ale nie po to, by kompletnie ją krytykować, ale żeby udowodnić, że ona wszystkich nas dotyczy" – mówił Pawlikowski w rozmowie z Michałem Chacińskim z TVP Kultura.
W "Serbskim eposie" opowiadał o narodzie, który od stuleci żywi się opowieściami o bitwie na Kosowym Polu i rozliczał się z tym, co Ivan Čolović określał mianem "terroru kultury". W dokumentalnej historii o bałkańskiej wojnie i oblężeniu Sarajewa Pawlikowski stawiał przed publicznością lustro i wskazywał, że także inne narody, ironicznie uśmiechające się na dźwięk patetycznych tyrad Karadžića, są ofiarami narodowych mitomanii.
Nie wszystkim taka strategia artystyczna się podobała. Ironiczny dystans i groteskowa formuła "Serbskiego eposu" rodziły zarzuty o relatywizowanie zbrodni wojennych i ocieplanie wizerunku Karadžića jako śmiesznego szaleńca. Zanim jeszcze film trafił na ekrany brytyjskich telewizorów, wywołał gorącą dyskusję w angielskim parlamencie, gdzie zarzucano, że BBC firmuje serbską propagandę, zaś premierowy pokaz filmu poprzedzony został pogadanką tłumaczącą kontekst powstania "Serbskiego eposu" i towarzyszące mu intencje. I gdy w zachodniej Europie (także w Niemczech) obraz Pawlikowskiego budził polityczny sprzeciw, na festiwalu w oblężonym wówczas Sarajewie został przyjęty z całkowitym zrozumieniem.
W teatrze okrucieństwa
Pawlikowski patrzył bowiem na wojnę okiem artysty i intelektualisty, a nie telewizyjnego reportera czy politycznego propagandysty. Interesowały go mechanizmy rządzące narodową świadomością, a nie heroizowanie wojny czy rozsądzanie moralnych sporów. Film Pawlikowskiego stał się inspiracją dla wielu wybitnych twórców, którzy po latach opisywali inne wojenne konflikty. Jego ślady odnaleźć dziś można zarówno w mistrzowskiej "Scenie zbrodni" Joshui Oppenheimera poświęconej wojnie w Indonezji, a także w filmach opowiadających o wojnie w Afganistanie (choćby "Armadillo" Janusa Metza Pedersena czy też " Wojna Restrepo" Tima Hetheringtona i Sebastiana Jungera).
Współczesne kino dokumentalne patrzy bowiem na wojnę z krytycznym dystansem. Coraz rzadziej pozwala się zaangażować po którejś ze stron i zaprząc do wypełniania propagandowych powinności (choć np. Michael Moore tworzy dokument stricte polityczny). Zazwyczaj staje po stronie ofiar i próbuje opisać bezsens i okrucieństwo wojny. Zwłaszcza dziś jest ono szczególnie widoczne.