Na narożnej ławie w salonie Junusa zmieściłaby się kilkunastoosobowa rodzina. Ale przy długim stole obstawionym krzesłami siedzi tylko on sam. Sześćdziesięciolatek w dresowych spodniach i wyciągniętym t-shircie patrzy w telewizor. Tylko on pozostał w rodzinnym domu, z którego po kolei wyjeżdżali kolejni członkowie rodziny.
Tak jak tysiące innych Tatarów bliscy Junusa wyjechali z ojczystych stron po aneksji Krymu. Rosyjskie flagi łopoczące nad półwyspem stały się dla nich zapowiedzą opresji. Część Tatarów wyrzucono z pracy, ich przywódca – Mustafa Dżemilew otrzymał zakaz wjazdu na Krym, władze zakazały spotykania się, za słuchanie ukraińskiej muzyki w autobusie można oberwać od współpasażerów, a część kanałów telewizyjnych nagle stała się niedostępna. Krymscy Tatarzy stopniowo opuszczają więc rodzinne domy.
Dokument Anieli Astrid Gabryel opowiada o tych, którzy pozostali. Przewodnikami młodej reżyserki po świecie Tatarów są członkowie kilku spokrewnionych ze sobą rodzin. Wbrew wszystkiemu postanowili pozostać na Krymie. Sześćdziesięcioletni Junus całymi dniami pielęgnuje kwiaty i rozmawia z papużkami, a z najbliższymi kontaktuje się jedynie przez Skype'a. Nieco młodszy mężczyzna, mąż i ojciec rodziny pozostaje na Krymie nawet wtedy, gdy jego żona i córka wyjeżdżają na Ukrainę. Nie chce oddać Putinowi domu, o który dbał przez całe życie. Zostaje, by zaopiekować się babcią, starowinką, która na Półwyspie chce dożyć swych ostatnich dni.
To dzięki niej, a także innemu starszemu członkowi rodu, w filmie Anieli Gabryel poznajemy trudną XX-wieczną historię krymskich Tatarów, którzy w 1944 roku na rozkaz Stalina byli masowo wysiedlani do Azji, a część z nich została wymordowana. Ci, którym udało się przetrwać, dopiero w latach 80' mogli powrócić na ziemie swych ojców. Dziś mają poczucie, że historia zatoczyła koło. Po aneksji Krymu nikt wprawdzie nie organizuje wywózek w bydlęcych wagonach, ale Tatarzy znów czują się niechciani na ich własnej ziemi.