Z tego co mówicie wynika, że to jest taka trudna miłość, ta miłość do śląskiej muzyki. Nie jest to takie oczywiste, jak choćby w przypadku bliskiego wam Beskidu Śląskiego czy Podhala, gdzie z tą muzyką czy kulturą tradycyjną obcuje się prawie na co dzień. Wymaga to poszukiwań a być może także przełamania jakichś estetycznych oporów, bo wyrastaliście już w zupełnie innej estetyce. Co takiego jest w muzyce ludowej Śląska, w tych pieśniach, w kontakcie z tymi źródłami wciąż żywymi, o których Kasia mówiła?
KD: Dla mnie najbardziej pociągająca jest inność tej muzyki. To, że jest natychmiast rozpoznawalna i wyróżnia się na tle muzyki polskiej. Oraz szacunek, który oddaje swojej historii, bo nie zapominajmy, że Śląsk był odcięty od Polski przez ponad pięćset lat. To jest taki region, o którym historia chyba lubi zapominać. Wydaje mi się, że to był Kazimierz Wielki, który również postanowił o Śląsku zapomnieć i skupić się na polityce wschodniej. Śląsk po podziałach dzielnicowych przechodził z rąk do rąk, a ci ludzie nadal tu byli i zachowali swój język, taki bardzo zamrożony. Jak się spojrzy na XIX-wieczną śląszczyznę jeszcze sprzed industrializacji, to jest to zupełnie inny język śląski niż ten, który znamy dzisiaj. Nawet jeśli niezupełnie inny, to ma dużo elementów staropolskich. Muzyka z XIX wieku, jeszcze przed akordeonami, też zawiera w sobie taką inność, odrębność, dużą dawkę archaiczności. Dla mnie ta inność i różnorodność wyraża się w zróżnicowaniu regionów, w różnych melodiach, ale też w rozpiętości historycznej tej muzyki, na tyle, na ile możemy do niej sięgnąć: od tej muzyki znanej z XX wieku, poprzez muzykę XIX-wieczną po tę jeszcze dawniejszą, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, z ust do ust, bez udziału literackich zapisów czy kompozytorów, którzy by ją zapisywali. To jest też ciekawe, że na przykład Kolberg nie dotarł na Śląsk, więc całe to zbieractwo pieśni miało tutaj wymiar bardzo lokalny i oddolny. Ślązacy chcieli zebrać swoje pieśni, bo zorientowali się, że jest to jakaś wartość. A mówimy tu o czasach romantyzmu, czyli rodzenia się idei przynależności narodowej, czyli potrzeby określenia, kim jestem. A jeśli jestem tym, kim jestem, to jak się to wyraża? I to są te pieśni przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Wspominałaś, że śląska godka jest coraz rzadziej używana, że czujesz jakieś zagrożenie dla jej istnienia a wydawałoby się, że jest dzisiaj ważnym elementem śląskości.
KD: Zdecydowanie jest bardzo ważnym elementem tej tożsamości.
MD: Dodam, że w niektórych miejscach wydaje się, że nie jest zagrożona, bo są dzielnice – czy to Chorzowa, czy Bytomia, czy Rudy Śląskiej – gdzie wszędzie się ją słyszy: czy w tramwaju, czy w sklepie. Pani podaje rzymłę a nie bułkę na przykład. Tam, gdzie rodziny gadają po śląsku, ma się dobrze.
Inna sprawa, wiemy to od Jurka Ciurloka, bibliofila i znawcy śląskiej historii, że już te zapisywane źródła śląskich pieśni w XIX wieku były spolszczane. Czyli śląska godka już na etapie zapisu była zniekształcana.
Czy zatem śląskość jako poczucie pewnej odrębności, własnej historii i pewnej wspólnoty przetrwa, czy jakoś się rozmyje?
KD: Mnie się wydaje, że przetrwa. Natomiast jest pytanie, w jak dużej skali. Widać na Górnym Śląsku ludzi, którzy są bardzo do niej przywiązani, tworzący wokół śląskości jakieś nowe mity. Są ludzie, którzy sięgają do śląskości w ujęciu bardziej historycznym, jest próba odradzania języka, szukania w tej XIX-wiecznej śląszczyźnie źródeł językowych, bardziej niż w XX-wiecznej. Mamy pisarzy, którzy chociaż piszą po polsku, to ich książki tłumaczone są na śląski. Polecam swoją drogą "Dracha" Twardocha po śląsku. Jest fantastyczna. Jest teraz taki trend, że ludzie, którzy mieszkają na Śląsku, a nawet nie mają mocnych śląskich korzeni, nasiąkają Górnym Śląskiem i chcą się identyfikować jako Ślązacy. Natomiast robią to bardzo powierzchownie na bazie tych narzędzi, które mają. A najczęściej są to takie marketingowe gadżety. Pojawiło się w ostatnich latach dużo firm, które z języka śląskiego, z godki śląskiej robią pewien rodzaj produktu. Są produkowane koszulki, gry, kalendarze. To wszystko odwołuje się do bardzo stereotypowych motywów, czyli kopalni, familoków, takich znaków jak "kobita, kero warzi w kuchni i to je oma i uona tam wszystko trzymie za pysk". To wszystko się tam gdzieś przewija, natomiast to jest taka powierzchowność Górnego Śląska. A kiedy wchodzimy na głębsze poziomy, to zaczyna się właśnie ta trudna miłość. To nie jest tak, że to wszystko jest takie super i wspaniałe a Ślązacy są najbardziej gościnni, najmądrzejsi, najbardziej porządni, nigdy nie przeklinają itd. Tylko kryją się pod tym czasem mniej ciekawe historie. I ta powierzchowność powoduje czasem, że nie chce się sięgać głębiej, bo to nam wystarcza. Natomiast mam nadzieję, że mimo wszystko przy tej potrzebie odkrywania korzeni i przy takim dużym ruchu lokalnym, oddolnym ludzi, którzy chcą ratować śląskość i to wszystko, co jest z nią związane, chcą opowiadać te historie. Tak jest w przypadku Szczepana Twardocha, który bardzo często też rozlicza się z mitami związanymi ze śląskością i ze Ślązakami; taki też jest Grzegorz Kulik, który dużo tłumaczy na godkę śląską i który bardzo dużo robi, żeby można było poznać tę godkę dużo głębiej niż tylko z kabaretowego oblicza, które często rozmija się z autentyczną godką. Mam nadzieję, że ten oddolny ruch i te lokalne inicjatywy spowodują większą chęć drążenia w śląskości. Kiedy zejdziemy przez ten poziom trudnej miłości, od tej powierzchowności po te trudniejsze historie, przez chęć zrozumienia i uchwycenia całości, to tworzy się trwały związek. Tylko dzięki niemu będziemy w stanie zachować tożsamość śląską na dłuższy czas.
Katarzyna Dudziak - ilustratorka, vlogerka, wokalistka zespołów Krzikopa i Rube Świnie, basistka i wokalistka w kapeli Pokrzyk. Wszystkie te projekty łączy chęć przybliżenia śląskiej muzyki tradycyjnej szerszemu gronu odbiorców, przekazania utraconego kontekstu kulturowego i przywrócenia tańca jako przejawu kultury dostępnego dla wszystkich. W 2016 roku była jedną ze współzałożycielek nieformalnej grupy "Śląsk folkowy" zrzeszającej ludzi zainteresowanych szeroko pojętą kulturą tradycyjną, w szczególności muzyką i tańcem tradycyjnym niestylizowanym. Współtworzy wydarzenia związane z muzyką i tańcem w regionie, w tym trzy edycje Śląskiego Taboru w Ornontowicach, prowadzi warsztaty taneczne, teatralne i śpiewacze dla dorosłych, dzieci i młodzieży, komponuje i aranżuje muzykę, współtworzy kadrę Akademii Teatru Naumionego w Ornontowicach.
Mateusz Dyszkiewicz - wiele lat szukał źródeł i możliwości kontynuacji tradycyjnej muzyki z Górnego Śląska obserwując podobne zjawiska w innych krajach. Trafił na środowisko tańczące oberki i mazurki − okazało się, że jego umiejętności gry na akordeonie mogą się przydać w tej dziedzinie. Jednocześnie od zawsze komponował w wielu muzycznych kierunkach (od rocka po klasykę). Zdecydował się jednak zająć wyłącznie muzyką tradycyjną z jego własnego regionu − Górnego Śląska, gdzie akordeon odgrywał szczególną, symboliczną rolę. Wykonuje zarówno rekonstrukcje utworów znajdujących się w zbiorach i archiwalnych nagraniach Polskiego Radia, pochodzących z Górnego Śląska, jak i własne kompozycje. Jest założycielem i liderem zespołu Krzikopa, z którym koncertuje w Polsce i zagranicą, starając się przetłumaczyć tradycje na język muzyki współczesnej.