Polityczne burze 1905 roku zapisały się nie tylko na kartach wielkiej literatury. Na ścieżkę dźwiękową rewolucji składały się zarówno podniosłe pieśni strajkujących, jak Warszawianka, Łodzianka czy Czerwony Sztandar, ale też uliczne przyśpiewki, które na bieżąco komentowały wydarzenia, tak jak ta opisująca zamach na łódzkiego fabrykanta Kunitzera:
Z tyłu na platformie, dwaj bojowcy stali
I każdy pojedynczo z brauninga wali.
Lud cię prosił daremnie, prosił ze łzami.
A tyś mu się, łotrze, odpłacał kozakami,
Z pracy, z warsztatu, na łeb wyrzucałeś,
Za długoletnią pracę tak się wywdzięczałeś.
Kończysz dziś swe życie – masz więc pozdrowienia
Od twych robotników wpakowanych do więzienia.
Powstawały też utwory opiewające "męczenników sprawy" jak "Ballada o Stefanie Okrzei" wykonywana później m.in. przez Stanisława Grzesiuka i odświeżona przez PabloPavo i Ludziki.
Największą siłę rażenia miał nie indywidualny terror, a strajk powszechny, kiedy stały nie tylko fabryki, ale także tramwaje i dorożki, zamykano kawiarnie, nie ukazywały się gazety. Mówi o tym piosenka "Ostatnia godzina przyszła na Moskali, kto chce, kto niechce to ich po łbie wali":
Gdy Moskal na nas coś nowego knuje,
To w dwie godziny wszystko już strejkuje,
Za łeb dobrze trzyma, kozak tatarzyna!
Hej kolęda! kolęda!
Obrywało się w przyśpiewkach Kościołowi, który potępił robotnicze wystąpienia czy endecji, tak jak w tym pamflecie na jej współpracę z caratem:
Moskalu, Moskalu, stuknij że się w głowę,
Pozwól nam zwyciężyć – wojsku narodowym,
Pozwól nam Sokołów swoich zbroić wszędzie,
A za rok socjałów w Polsce już nie będzie!
W socjalistycznym duchu reinterpretowano "Mazurka Dąbrowskiego" czy "Boże coś Polskę":
Nie wracaj, Boże! Polski - jaka była,
Gdzie robotnicy żyli jak zwierzęta,
Gdzie tylko szlachta z klerem w zbytku żyła,
A lud włościański niósł niewoli pęta [...]
Przed Twe oblicze zanosim błaganie:
Wolność i równość racz dać Polsce, Panie!
Śpiewano nie tylko po polsku. W kręgach bundowskich najważniejszym tekściarzem był Szymon An-ski (właściwie: Szlojme Zajnwel Rapoport), znany dziś przede wszystkim jako autor dramatu "Dybuk. Na pograniczu dwóch światów". Napisał on hymn tej organizacji "Di Szwue" („Przysięga”) czy "In Zaltsikn Yam" (“W słonym morzu łez”), przetłumaczył na jidysz tekst "Międzynarodówki". Inną popularną piosenką była antycarska, wywodząca się ze środowisk anarchistycznych i podchwycona przez co radykalniejszych bundowców "In ale gasn" (“Gdziekolwiek spojrzysz”), znana też jako "Daloy politsey" (“Precz z policją”).
Za, a nawet przeciw
Początkowy entuzjazm skończył się dla wielu gorzkim rozczarowaniem, zwłaszcza dla tych, którzy nie identyfikowali się z radykalnymi hasłami, lecz w rewolucji widzieli szansę na niepodległość.
Do tej grupy można przypisać Władysława Reymonta, który wypadki 1905 roku obserwował w Warszawie. Opisał je w emocjonalnym reportażu "Z konstytucyjnych dni". W rewolucji chciał widzieć przede wszystkim kontynuację dążeń narodowowyzwoleńczych, dystansując się od wielu politycznych pomysłów:
Byłem na ogólnym wiecu i nie pójdę już na żaden więcej. Targowica próżności, popisów i ambicyjek. Tragiczna farsa, prowadzona przez tych, którzy mogą przekrzyczeć tłumy. Wielka licytacja frazesów i obietnic. (...) Stęchłe frazesy groźniejsze są dla świata niźli dżuma.
Bolesław Prus rozumiał motywacje robotników występujących o poprawę swojego tragicznego położenia, jednak lekartswo na problemy społeczne widział w pozytywistycznej pracy. Swoim obawom dał wyraz w powieści „Dzieci” (1909). Jak pisał o niej:
Obraz rewolucji w "Dzieciach" to obraz rewolucji "nieprawdziwej". Że uczestniczą w prawdziwej, wierzą młodzi chłopcy, Kazio Świrski i jego koledzy, którzy założyli tajną organizację "Rycerze wolności". Ćwiczą cnoty wojskowe, aby przygotować się do udziału w powstaniu. Tymczasem dostają się pod wpływy pseudosocjalistycznych działaczy i agitatorów bądź wręcz zwykłych bandytów i są totalnie manipulowani. Rzeczywistość jest zupełnie inna niż ta, w której - jak myślą - biorą udział. W dobrej wierze dają się uwikłać w działalność terrorystyczną, w grabieże i napady. Ostatecznie giną albo degenerują się. Idealistyczna młodzież zapłaci za brudne gry manipulantów politycznych.
Mieszkająca w Grodnie Eliza Orzeszkowa z perspektywy polskiej autorki mieszkającej na ziemiach bezpośrednio włączonych do Imperium Rosyjskiego pozytywnie oceniała skutki antycarskiej rebelii. "Śmiało powiedzieć można, że tu, na Litwie, my Polacy doświadczamy uczucia zmartwychwstania" – pisała w jednym z listów. W Wilnie zaczęto wtedy organizować polski teatr, wydawano czasopisma po polsku, rzeczy parę lat wcześniej nie do pomyślenia. Euforię przyćmiły zatargi na linii polskie ziemiaństwo – białoruscy i litewscy chłopi.
Maria Konopnicka, sędziwa już wówczas dama o statusie narodowej wieszczki, na wieść o wybuchu rewolucji wróciła po wieloletniej nieobecności do Warszawy. Jej wiersz "A jak poszedł król na wojnę" drukowany był na ulotkach rozrzucanych podczas demonstracji. Do rozwianych nadziei odniosła się w wierszu "Oj, nasiali kąkolu":
Oj, nasiali kąkolu, nasiali
W nasze ziarno, urodne i zdrowe;
Zaś go krwawem pożęciem zebrali,
Kłos nieźrały i chwasty — w połowę.
Po ciemnicach plon srogo młócili.
Na szubienic suszyli go słupach;
Wlekli snopy tych krwawych badyli.
Aż rozwlekli zarazę po trupach...
O nieszczęsne, nieszczęsne ty pole.
Gdzie padł posiew niewoli i nocy —
Zarodziłoś ty krwawe kąkole,
A nie dałoś ni chleba ni mocy!
Krytykę rewolucji z pozycji feministycznych zawarła Ewa Szelburg-Zarembina w powieściach "Wędrówka Joanny" (1935) i "Ludzie z wosku" z 1936 roku. Powieściowa Joanna jest szwaczką, ma kontakt z organizacjami socjalistycznymi, jednak z czasem zdaje sobie sprawę z tego, że "zwycięstwo proletariatu", wcale nie musi oznaczać "zwycięstwa proletariuszek" i nie przyniesie poprawy sytuacji kobiet. "Zawsze ktoś będzie musiał prasować kamizelki" - mówi jedna z bohaterek.
Przeciw
Wśród głosów popierających i umiarkowanie sceptycznych, ciężej jest znaleźć cenionych do dziś pisarzy zdecydowanie potępiających zryw pierwszej dekady XX wieku. Do przeciwników rewolucji należał Henryk Sienkiewicz, którego i tak już olbrzymi autorytet jeszcze wzrósł w 1905 roku, gdyż wtedy właśnie otrzymał Nagrodę Nobla za powieść "Quo Vadis". Tak oceniał wydarzenia rewolucyjne w liście otwartym "Zjednoczenie Narodowe", który ukazał się w 1906 roku w polskiej prasie trzech zaborów:
Barbarzyński i pozbawiony mózgu socyalizm krajowego wyrobu, oraz jego zagraniczny dla krajowego użytku surrogat, ogarnęły spore zastępy, zwłaszcza w klasie roboczej, i zrobiły swoje. Mieliśmy przecie i usiłowania rewolucyjne – tę marną i niedołężną córkę niedołężnej rewolucyi rosyjskiej. Rzuciła ona w ślad za matką kilka bomb, zabiła kilkudziesięciu rosyjskich policyantów, kilkuset polskich obywateli, a w końcu przeszła w to, w co musiała przejść właśnie dlatego, że nie była narodową – w zwykły bandytyzm.
Jeszcze dobitniej dał upust swojej niechęci do środowisk socjalistycznych w powieści "Wiry" wydanej w 1910 roku:
Naprawdę jest tak, że wy choćbyście chcieli uczynić coś polskiego, to nie zdołacie, albowiem w was samych nie ma nic polskiego. Szkoła, którąście przeszli, nie odjęła wam języka, ale urobiła wasze umysły i duszę w ten sposób, że nie jesteście Polakami. (...) Wy jesteście złym kwiatem obcego ducha. Dość wziąć wasze dzienniki, waszych pisarzy, poetów i krytyków! Cały ich aparat umysłowy jest obcy. Prawdziwy ich cel to nawet nie socjalizm i nie proletariat, ale zniszczenie. W ręku żagiew, a na dnie duszy beznadziejność i wielkie nihil! Wy jesteście jak owoc, z jednej strony zielony, a z drugiej gnijący. Wy jesteście chorzy.
Autor: Patryk Zakrzewski, czerwiec 2015
Inspiracja: www.rewolucja1905.pl