Pierwszy poeta masowy
Julian Tuwim był pierwszym poetą masowym: tworzył kabaretowe skecze, humoreski, satyry i szmoncesy (m.in. dla teatrzyku Qui pro Quo), które powtarzała ulica. Pisał teksty teatralne i operowe libretta, szlagiery (jak "Miłość ci wszystko wybaczy" czy "Na pierwszy znak" Hanki Ordonówny). Zapewniło mu to sławę i pieniądze - i choć uważał ją za twórczość drugiego sortu, z lekką muzą nie potrafił zerwać (mawiał, że pracując trzy dni w miesiącu dla kabaretu, ma potem 27 na pisanie wierszy).
Jego wiersze i teksty wciąż żyją w kulturze masowej (choć czasem o tym nie wiemy): wiele interpretowali genialnie Ewa Demarczyk i kompozytor Zygmunt Konieczny (m.in. "Grande Valse Brillante", "Tomaszów"), Marek Grechuta śpiewał "Mandarynki i pomarańcze" (czyli Tuwimowski "Sen złotowłosej dziewczynki") i "Zadymkę", wreszcie to Tuwima śpiewa Czesław Niemen - "Mimozami jesień się zaczyna" ("Wspomnienie")...
Mistyk słowa
"Mięciutka, okrągła, delikatnym puchem omszona, wabi mnie ta brzoskwinia, budzi pożądanie, chcę ją wargami pieścić, miąć w palcach lekko, pieszczotliwie gładzić i dmuchać w puszek aksamitny" - napisał Tuwim w poemacie poświęconym brzoskwini.
Ten sam poeta, który pisał kabaretowe szlagiery, wyznawał zgoła mistyczną koncepcję słowa - w tomie "Słowa we krwi" pisał: "Słowo ciałem się stało / i mieszka miedzy nami, / Karmię zgłodniałe ciało / Słowami jak owocami". Już jak młody chłopak notował w kajetach słowa podobnie brzmiące, ale w różnych językach znaczące co innego (jego lingwistyczna fascynacja trwała do końca życia - później egzotyczne słowa i zdania zapisywał na fiszkach). Roman Zrębowicz pisał, że są one "dokumentem ilustrującym, czym jest biologia słowa dla Tuwima, w jak bogatych, pierwotnych kategoriach dzieciństwa żyje cała wyobraźnia poety. [...] Dlatego cała poezja Tuwima pachnie rozkosznie jak las. Każdy wiersz posiada swój specyficzny aromat". Stąd już blisko do takich utworów jak "Zieleń" czy cyklu "Słopiewnie", w których oddziałując dźwiękiem Tuwim próbował wychodzić poza semantykę słów, zbliżając się do koncepcji języka pozarozumowego Chlebnikowa:
A gdy sierpiec na nabłoczu łyście,
W cieniem ciemnie jeno niedośpiewy:
W białodrzewiu ćwirnie i srebliście
Słodzik słowi słowisieńskie ciewy.
("Słowisień" z cyklu "Słopiewnie")
Tylko taka, zmysłowa, prawie erotyczna, koncepcja słowa mogła zrodzić taki utwór jak "Brzoskwinia":
"Słyszysz? jest w tym słowie soczystość, jest cierpkawa słodycz rozgniecionej miazgi owocu: sok, spływający i spijany chciwie spragnionymi usty. Mięciutka, okrągła, delikatnym puchem omszona, wabi mnie ta brzoskwinia, budzi pożądanie, chcę ją wargami pieścić, miąć w palcach lekko, pieszczotliwie gładzić i dmuchać w puszek aksamitny."
Agorafob
Julian Tuwim, 1942-1944, fot. Muzeum Literatury/East News Większość zdjęć pokazuje Tuwima z prawego profilu. Na tych en face można niekiedy dostrzec duże znamię na lewym policzku poety. Według biografa poety Mariusza Urbanka, Adela Tuwimowa widziała w znamieniu syna przekleństwo losu (chciała poddać syna operacji). Jego siostra zapamiętała matkę "wdającą się w jakieś konszachty z wróżką, która miała uzdrowić Julka od diabelskiego piętna". Skaza budziła odrazę innych dzieci – tak to przynajmniej zapamiętał Julek (chłopiec zrezygnował nawet ze spacerów z mamą, nie chcąc, by cierpiała słysząc drwiny i obelgi). Być może myszka na policzku była też powodem jego szkolnych problemów – Tuwim repetował szóstą klasę gimnazjum. Urbanek spekuluje, że być może gdyby nie konieczność krycia się w murach mieszkania w młodości, nie rozwinąłby się u niego w latach dorosłych lęk przed otwartą przestrzenią (agorafobia sprawiła, że w pewnym momencie Tuwim po mieście mógł przemieszczać się tylko taksówkami i w towarzystwie żony).
Skandalista
"Zdegenerowany pan Tuwim oddziaływa na młode dusze jak najzjadliwsza trucizna" - pisała w 1918 roku prasa po publikacji "Wiosny". Wiersz wywołał jeden z największych skandali w historii polskiej poezji, a poetę oskarżano o wyuzdanie, rozpustę, deprawowanie młodzieży, pornografię. Właśnie od tego wiersza o dziewkach fabrycznych ("brzuchate kobyły, krzywych pędraków sromotne nosicielki!), czternastolatkach (które żądza już niedługo przemieni w korowód zasromanych matek), i wylęgającym z mieszkań "potworze poróbczym" zaczyna się sława i wielka kariera Tuwima.
Ale Tuwim wzbudzał kontrowersje jeszcze nie raz. Skandal wśród zagorzałych patriotów wzbudził rewolucyjny i pacyfistyczny wiersz "Do prostego człowieka" z frazą "Rżnij karabinem w bruk ulicy". Postępowanie przeciw Tuwimowi podjęła prokuratura, nawet przyjaciel i protektor poety w kręgach władzy Wieniawa-Długoszowski na jakiś czas zerwał kontakty.
Kolejny skandaliczny wiersz "Bal w operze" nie miał już szans pojawić się w oficjalnym obiegu (w całości ukazał się dopiero w 1946 roku w "Szpilkach", w wydaniu książkowym - w 1982 roku). W "Balu" Tuwim rozprawiał się z całą elitą, bełkotem ideologii i hipokryzją władzy - co więcej, robił to językiem, którym dotąd nie pisano - używał obscenów i wulgaryzmów. W "Balu" Tuwim okazuje się poetą walczącym, zbuntowanym wobec rzeczywistości i pragnącym zmiany.
Tę wywrotową i buntowniczą naturę Tuwima pokazuje też najsławniejszy niecenzuralny utwór pt. "Wiersz, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali", w którym załatwił chyba wszystkie porachunki.
Żyd
Julian Tuwim, rep. FoKa / Forum Tuwim pochodził ze zasymilowanej rodziny. Z Żydami bardzo długo nie czuł żadnej wspólnoty: "Czarni, chytrzy, brodaci, / z obłąkanymi oczyma, / W których jest wieczny lęk, / w których jest wieków spuścizna" - pisał w wierszu "Żydzi". Nawoływał do pełniejszej asymilacji: "[...] jestem i będę przeciwnikiem umundurowanych brodaczy i ich hebrajsko-niemieckiego bigosu oraz tradycyjnego kaleczenia mowy polskiej". Z tych powodów dla tradycyjnej żydowskiej społeczności był zdrajcą.
Kiedy podczas wieczoru autorskiego przeczytał wiersz "Giełdziarze", przed napaścią oburzonych Żydów musiała go bronić policja (poszło o słowo gudłaje, zarezerwowane do tej pory dla języka antysemickiego).
Dopiero Holocaust sprawił, że Tuwim zaczął się pełniej utożsamiać ze swoim pochodzeniem. W napisanym na emigracji w 1944 roku tekście "My, Żydzi polscy" usiłował wyjaśnić Żydom, dlaczego czuje się Polakiem, a Polakom - dlaczego czuje się Żydem. Pisze w nim o "rzece krwi Żydów", jaką wytoczono podczas Zagłady: "I w tym oto nowym Jordanie przyjmuję chrzest nad chrzty: krwawe, gorące, męczennicze braterstwo z Żydami".
Ale może najlepiej swą podwójną tożsamość narodową Tuwim uchwycił w wierszu "Żydek" z 1924 roku. Mówi on o małym, obszarpanym żydowskim żebraku, który śpiewa na podwórku za pieniądze. Patrzy na niego z okna pierwszego piętra elegancki pan, poeta. "Nie znajdziemy nigdy ciszy i przystani/Żydzi śpiewający, Żydzi obłąkani..." - kończy wiersz Tuwim.
"To jasne, że w tym wierszu Tuwim identyfikuje się zarówno z żebrakiem, jak i z poetą. Doskonale widać tu, jak kluczowa w jego twórczości była kwestia tożsamości narodowej. Tuwim zmagał się z tym całe życie" - mówił o tym wierszu Michał Głowiński.
Polak
Julian Tuwim, fragment wykonanego po wojnie zdjęcia ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego Dla antysemitów na zawsze pozostał Żydem - i jako taki był przedmiotem brutalnych ataków. Zarzucano mu "zażydzanie" polskiej literatury: "Tuwim nie pisze po polsku, lecz tylko w polskim języku (...), a jego duch szwargoce" - pisało "Prosto z mostu" w latach 30. Nazywano go "gudłajskim Mickiewiczem". Jego - zwolennika całkowitej asymilacji - Jan Rembieliński w "Myśli Narodowej" namawiał, żeby włożył chałat i zapuścił pejsy. Tuwim z iście dworską kurtuazją odpisał, że zrobi to tego samego dnia, gdy Rembieliński pojawi się na ulicy w żupanie i kontuszu.
Czasem potrafił być bardziej dosadny – "pewnemu endekowi co na mnie szczeka" odpowiedział: "Próżnoś repliki się spodziewał, / Nie dam ci prztyczka ani klapsa. / Nie powiem nawet: "Pies cię j...ał! / Bo to mezalians byłby dla psa". W innych wierszach - jak np. "Mój dzionek" - potrafił umiejętnie przechwytywać język antysemicki i ośmieszać go.
Co ciekawe, Tuwim był tak popularny, a jego wpływ był tak duży, że naśladowali go nawet przedwojenni antysemici (jak np. Józef Aleksander Gałuszka czy Jerzy Pietrkiewicz - ten ostatni później zmienił zupełnie poglądy).
Ciągłe antysemickie ataki bardzo go męczyły – pod koniec życia nabawił się obsesji na tym tle. Aleksander Wat wspominał, jak rok przed śmiercią zdenerwowany Tuwim krzyczał, iż tamtych endeckich ataków i gudłajskiego Mickiewicza nie zapomni do grobowej deski.
Demonolog
Karta z książki "Czary i czarty polskie" - tu w wydaniu Czytelnika z 1960 w opracowaniu graficznym Stanisława Zamecznika. Pierwsze wydanie ukazało się w 1924 roku. Choć studia (prawo na UW) zarzucił szybko (po roku), swoje zainteresowania rozwijał przez lata z wielką pasją (też kolekcjonerską). W połowie lat 20. Tuwim - wtedy już sławny liryk i twórca kabaretowy - objawił się od innej strony. Antologia "Czary i czarty polskie" to podsumowanie jego wieloletnich badań demonologicznych (zabobonom związanym z diabłem poświęcił jeszcze kilka broszur). Jego domowa "czarcia" biblioteka liczyła podobno ponad 1000 tomów (miał też bibliotekę szczurologiczną - przez wiele lat planował wielką monografię poświęconą tym gryzoniom). Jego pasja leksykograficzna znalazła upust w "Polskim słowniku pijackim", gdzie m.in. tylko dla jednego słowa pijak znalazł 135 wyrazów bliskoznacznych. Z kolei odnajdywane przez dziesięciolecia w dawnej prasie i księgach kurioza i różne poetyckie ciekawostki znalazły się w książkach "Pegaz dęba" i "Cicer cum caule".
Tłumacz
Julian Tuwim i pisarz radziecki Ilja Erenburg (drugi z prawej), fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Tuwim znał kilka języków, choć za poliglotę się nie uważał:
"po francusku - jak szewc (oczywiście warszawski, nie paryski, przeklęty język Goethego' nienawidzę jak wszystko, co niemieckie (oprócz Goethego i jeszcze paru); nawet po rosyjsku - język który znał głęboko i szeroko - mówił nie najlepiej" - pisał
Jako tłumacz debiutował w jeszcze innym języku: w 1911 roku w prasie ukazał się jego przekład wiersza "W jesiennym słońcu" Leopolda Staffa na esperanto (na ten sztuczny język przetłumaczył jeszcze wiersze Słowackiego, Kazimierza Przerwy-Tetmajera i Rimbauda). "Fenestron pluv batas, pluv batas aŭtuna / Kaj plaŭdas senĉese, enue, grizbruna..." - to zaś początek innego wiersz Staffa ("Deszcz jesienny" był jednym z ulubionych wierszy młodego Tuwima).
Na polski Tuwim tłumaczył poezję francuską (Rimbaud), niemiecką (Heine), łacińską (Horacy), ale przede wszystkim rosyjską (Lermontow, Majakowski, Pasternak, Błok, a także zabytek piśmiennictwa staroruskiego "Słowo o wyprawie Igora"). Uważał, że język rosyjski jest jak gdyby umyślnie stworzony dla poezji. Jego wielką miłością był Puszkin: "Kiedy recytował mi swojego 'Jeźdźca miedzianego', słyszałem rytm Puszkinowskiego oryginału" - wspominał Ilia Erenburg. Przez wiele lat tłumaczył "Eugeniusza Oniegina", ale tłumaczenie zarzucił - podobno po wielu tygodniach pracy nad jedną linijką. Był wielkim znawcą tego poety, mimo że za specjalistę od Puszkina się nie uważał. Józef Hurwic wspominał, że kiedy zaproponował Tuwimowi napisanie artykułu o Puszkinie, ten odmówił: "Nie jestem puszkinistą - miał powiedzieć - tylko tłumaczem Puszkina; uważam się natomiast za gogolistę."
Bajkopisarz
Ilustracja do "Lokomotywy" Janusza Levitta i Jerzego Hima Dla dzieci zaczął pisać późno. Słynne wierszyki, bez których trudno wyobrazić sobie dzisiaj dzieciństwo, napisał dopiero w połowie lat 30. W 1936 w tym samym numerze "Wiadomości" ukazały się "Lokomotywa" i "Ptasie Radio", potem kolejne wiersze "O Panu Tralalińskim", "Słoń Trąbalski", "Zosia Samosia", wydane w postaci książkowej w 1938 roku. Tuwim i jego żona Stefania Marchwiówna nie mieli dzieci. Dopiero po wojnie, i po powrocie do kraju Tuwimowie adoptowali pięcioletnią dziewczynkę, Ewunię, która straciła w czasie wojny oboje rodziców.
Ekstatyk
Julian Tuwim z rękopisem pisanych na emigracji "Kwiatów Polskich", rep. FoKa / Forum - Zdjęcie z książką rep: Wojciech Kryński / Forum Czesław Miłosz przytaczał słowa Józefa Wittlina, bliskiego przyjaciela poety, który mawiał, że Tuwim jest dowodem istnienia Boga, bo niemożliwe, żeby taki głupi człowiek był tak wielkim poetą. Wittlinowi miało chodzić o kiepskie polityczne zorientowanie Tuwima - nadmierne zachwyty nad komunizmem i Rosją sowiecką. Mariusz Urbanek uważa, że być może Tuwim wcale nie musiał składać poetyckich hołdów nowej władzy, dla której już sam powrót poety z emigracji był legitymizacją, jakiej nie mógłby zapewnić żaden inny literat. A jednak pisał - o Stalinie, Bierucie, przekładał na język poezji referaty: walczył z imperialistami (USA), rewizjonistami, łańcuchowym psem imperializmu (marszałek Tito), z emigracją i zaplutymi karłami reakcji (AK).
Może najlepiej postawę Tuwima tłumaczy Aleksander Wat. Kiedyś po spotkaniu z sekretarzem generalnym Związku Pisarzy ZSRR, po długim partyjnym referacie, po którym naturalnie nastąpiły gromkie brawa, nagle "z pierwszego rzędu zrywa się wielki poeta polski, podbiega do grafomana-czekisty i w ekstazie klaszcze mu przed samym nosem". "Ale jego zachowanie zdaniem Wata, nie wynikało ze służalczości. Tuwim nie był poetą dworskim - pisze Mariusz Urbanek i cytuje Wata:
"Był ekstatykiem, musiał kogoś wielbić, tańczyć przed Arką Przymierza, żył tylko chwilami tych uniesień i dzięki tym chwilom".
Korzystałem z książek "Tuwim" Mariusza Urbanka (Wrocław, 2004) i "Wspomnienia o Julianie Tuwimie" pod red. Wandy Jedlickiej i Mariana Toporowskiego (Warszawa 1963).
Autor: Mikołaj Gliński