Krzysztof Miller w wywiadach podkreślał, że fotoreporter powinien być świadkiem, opisywać świat. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że fotografuje "niedecydujące momenty", że ma jedynie ograniczony wpływ na tragiczne losy ofiar wojen i biedy. Jego najważniejsze zdjęcia powstały w latach 90. XX wieku. To wtedy fotografował konflikty w Rwandzie, Czeczenii, czy Bośni i Hercegowinie. Po latach podsumował ten czas:
Wiadomo było jedno: po powrocie wkrótce znów przyjdzie zbierać się w drogę.
Powyższe zdjęcie powstało trzy lata po ludobójstwie w Rwandzie, pokazuje umierające z głodu dzieci w obozach dla uchodźców w Zairze. Jest ilustracją niemocy międzynarodowych organizacji humanitarnych.
Siedzę, bo fotografuję przechodzenie kogoś na tamtą stronę. Boli mnie to. Jakbym sam wetknął już Charonowi pieniążek w dłoń, w oko, żeby przewiózł mnie na drugą stronę rzeki. Nie mogłem tym ludziom pomóc, choć wtedy byli dla mnie najważniejsi na świecie. Zawsze mogę tylko podać informacje o tym, co gdzieś z ludźmi się dzieje. Zbulwersować świat brzydkim obrazkiem. Żeby hamburger wypadł z ręki. A flaki po warszawsku stanęły kołkiem w gardle. Tyle tylko mogę. Jeżeli komuś tym pomogę, to już na pewno nie im.
W 1992 roku podczas wojny między Mołdawią a siłami separatystycznymi republiki Naddniestrza wielu ludzi zginęło od kul snajperów.
Ta praca niesie ryzyko i trzeba je w głowie cały czas obliczać. Fotoreporterzy i dziennikarze wojenni znają ryzyko. Problem pojawia się wtedy, kiedy stają się celem samym w sobie. Atakuje się ich, by zwrócić uwagę na problem, kraj i jego historię.
Co umożliwiało Millerowi bycie tak blisko ludzi i wydarzeń?
Wzbudzał zaufanie samym sposobem bycia. Kiedy nie mógł się z kimś porozumieć, obejmował go tą wielką łapą, rozbrajał - wspominał kolegę i współpracownika Wojciech Jagielski.
Fotograf starał się opowiadać o konfliktach ze środka. Zapytany "jak blisko się podchodzi?", odpowiedział:
Każdy ma tę granicę w sobie. Zrobiłem kiedyś fotografię amerykańskiego żołnierza rozbrajającego minę. Podejść bliżej już nie mogłem, bo musiałbym na tej minie stanąć.
Miller obserwował przemiany społeczne i polityczne nie tylko na liniach frontu. Podczas wojny w Afganistanie sportretował kobiety podczas nagrania programu "Kabul free from Talibans".
W archiwum fotografa znajduje się wiele zdjęć z obozów dla uchodźców, w tym także dzieci, niezawinionych ofiar konfliktów zbrojnych.
Jak się nie poczuje zapachu prochu, smrodu obozu uchodźców, jak się nie usłyszy dramatycznych krzyków będac na miejscu, to nie zrobimy dobrego, rzetelnego i dramatycznego materiału.
Pogranicze Kosowa i Czarnogóry. Uchodźcy z Kosowa przewożeni tirami i traktorami do obozu przejściowego w Rozaje, a stamtąd dalej do Albanii.
Na zdjęciach Krzysztofa Millera można znaleźć portrety wszystkich stron sporu. Na tym zdjęciu rosyjscy żołnierze świętują zwycięstwo nad separatystami czeczeńskimi. W tle zniszczony pałac prezydenta Czeczenii Dżochara Dudajewa.
Miller, który w swoich zdjęciach unikał metafor, a skupiał się na możliwie bezstronnym zapisie sytuacji, w 2006 roku w Sudanie zrobił estetyczną, czarno-białą fotografię. Jej historię przybliżył Wojciech Jagielski:
Był z niej zadowolony. To nie był "skalp", zdjęcie wydarzeniowe, ale było piękne. Artystyczne, choć on zżymałby się na to słowo, bo utożsamiał się z byciem fotoreporterem.
Swoje wspomnienia z więzienia dla Hutu Krzysztof Miller spisał w książce "13 wojen i jedna":
Popróbowali teorii w praktyce. Nie mieli strasznie drogich laboratoriów. [...] Mieli to, co pod ręką, żeby teorię chaosu rozkminić. A pod ręką człowieka Hutu o korzeniach rolniczych maczeta do zbiorów zboża zawsze się znajdzie. Tak samo młotek, siekiera, pałka. Bez wielkich nakładów można teorię chaosu w praktykę wprowadzić.
W Polsce Miller fotografował nie tylko uliczne zadymy, ale także sytuacje codzienne. Zdjęcie pijanego rowerzysty, którego sportretował pod koniec milenium, powstało w dniu prawosławnego święta Jordanu na Białostocczyźnie.
- Pop nie wypłynął na rzekę Bug, jak się spodziewałem, tylko po prostu poświęcił wodę w studni, nie byłem więc zadowolony z materiału. Wracałem do Warszawy szosą na Siedlce - mówił.
Zdjęcie zdobyło wielką popularność, trafiło zarówno do reklam jak i memów. Jest śmieszne, tragiczne, czy może autentyczne, pokazujące coś powszechnie znanego? Druga połowa lat 90. w Polsce to czas intensywnych przemian, rozwoju kapitalizmu, ale również ostateczny koniec Państwowych Gospodarstw Rolnych. Czy przez przypadek powstała fotografia komentująca sytuację osób, które nie odnalazły się w nowej rzeczywistości?
Jedno z najsłynniejszych zdjęć Millera powstało w 1994 roku podczas zamieszek przed pierwszymi wolnymi wyborami w Republice Południowej Afryki. Samoświadomie i autokrytycznie opisuje realia pracy reporterów podczas konfliktów. Może być odbierane zarówno jako poddanie w wątpliwość ciągłej pogoni za tematem, jak i przypomnienie o podstawowych zasadach pracy fotoreportera - rzetelności i bezstronności.
Jest temat, jest ofiara, jest - nie bójmy się tego słowa - trup i jest czołówka światowych reporterów. Jeden robi zdjęcie, jeden już je zrobił i odchodzi, kolejny zmienia film, inny dopiero przykłada aparat do oka. Jeszcze inny przegania mnie ręką, bo mu się źle komponuję z trupem. To ważne dla mnie zdjęcie.