Tak właśnie zaczyna się "Polskie gówno" Grzegorza Jankowskiego, film będący połączeniem knajackiego żartu, autobiograficznego dramatu i dokumentalnego musicalu. W polskim kinie nie mieliśmy dotąd obrazu równie bezczelnego i poruszającego zarazem. U Jankowskiego offowy eksperyment z minuty na minutę przeradza się bowiem w opowieść o postępującym karłowaceniu polskiej popkultury.
Polskie Gówno - zwiastun from Culture.pl on Vimeo.
Dla scenarzysty filmu, Tymona Tymańskiego, a także dla jego kolegów "Polskie gówno" jest rozliczeniem z własnymi muzycznymi biografiami. "To godne zwieńczenie mojej rozrachunkowo-sowizdrzalskiej trylogii, zapoczątkowanej przez P.O.L.O.V.I.R.U.S. oraz muzykę do Wesela" – mówił Tymański, a w rozmowie z Culture.pl przyznawał, że "Polskie gówno" jest sequelem dokumentalnej "Miłości" Filipa Dzierżawskiego, opowieści o kultowym zespole yassowym tworzonym przez Tymańskiego, Macieja Sikałę, Mikołaja Trzaskę, Jacka Oltera i Leszka Możdżera.
W swym musicalu Tymański zabiera widzów w podróż po świecie trzecioligowych muzyków offowych. Opowiadając o nim, sięga po autentyczne historie z przeszłości swojej i swoich kolegów. W "Polskim gównie" zobaczymy więc koncert grany dla jednego widza (a przerwany jego wyjściem do toalety), a także występ, za który muzycy otrzymują wynagrodzenie w postaci… kiszonych ogórków. Wszystkie te historie miały miejsce naprawdę, wydarzały się Tymańskiemu, Robertowi Brylewskiemu i ich kumplom z undergroundowej sceny.
Autobiograficzne nawiązania uwiarygadniają opowieść Tymańskiego, która mimo pozorów komediowości okazuje się filmem dotkliwie bolesnym. Scenki ukazujące pijackie ekscesy i seksualne eskapady muzyków, kryją w sobie opowieść o przegranej walce o ideały. Jej symbolem jest Robert Brylewski, w latach 80. i 90. muzyk Kryzysu, Izraela czy Armii, który w "Polskim gównie" tworzy wspaniałą aktorską kreację. Jego Stan Gudeyko to muzyk, który porzucił scenę, by zarabiać na życie jako kierowca. Nigdy nie zdradził swoich ideałów, ale te ostatnie zostały zmiażdżone przez prozę życia.
Jest w filmie Jankowskiego jedna przerażająco prawdziwa scena. Na archiwalnym nagraniu dwudziestoletni Brylewski z rozwianą blond grzywą mówi do kamery o walce z systemem, o wolności i tworzeniu nowego świata. Dziś Stan Gudeyko jest łysy, odarty z marzeń. Jego walka zakończyła się przegraną, a świat wyrzucił go na margines, bo w plastikowym showbiznesie nie ma miejsca dla jego poszukiwań.
Tymon Tymański o "Polskim Gównie" from Culture.pl on Vimeo.
"Muzyka pochodzi z serca, albo z dupy. My gramy z serca, a reszta to gówno"– mówi jeden z bohaterów filmu Jankowskiego. W jego filmie showbiznes to kloaka, w której to, co wartościowe zostaje utopione w medialnej papce. Ta gorzka diagnoza, choć oczywista, u Jankowskiego jest legitymizowana przez aktorów-muzyków. Tymański, Brylewski, Leszek Możdżer, Grzegorz Halama , Wojtek Mazolewski czy Arkadiusz Jakubik (koncertujący ze swym zespołem Dr Misio) znają realia polskiego "szołbizu", znają smak sukcesu i uczucie towarzyszące spadaniu ze szczytu, a w "Polskim gównie" mówią o nim ze szczerością i odwagą.
"Polskie gówno" od początku miało być filmem dziwacznym: hybrydą musicalu, mockumentu, komedii i dramatu. Ale obraz Jankowskiego okazał się czymś więcej niż tylko dowcipną zabawą w kino – stał się opowieścią o polskiej sztuce, która zdominowana została przez telewizyjną szmirę oraz o Polsce jako kraju, w którym gospodarczo-kulturalne przemiany pociągnęły za sobą szereg ofiar. Nawet jeśli uznać, że "Polskie gówno" jest komedią, przyznać trzeba, że to jedna z najsmutniejszych komedii, jakie nakręcono nad Wisłą.
- "Polskie gówno", reż. Grzegorz Jankowski, Scenariusz: Tymon Tymański. Zdjęcia: Tomasz Madejski. Scenografia: Mirosław Golędzinowski. Kostiumy: Iwona Bielawska. Muzyka: Tymon Tymański. Montaż: Agnieszka Glińska. Występują: Grzegorz Halama, Filip Gałązka, Robert Brylewski, Tymon Tymański, Arkadiusz Jakubik, Sonia Bohosiewicz, Jan Peszek, Marian Dziędziel, Czesław Mozil, Leszek Możdżer, Bartłomiej Topa. Polska 2015, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 6 lutego 2015 roku.
Bartosz Staszczyszyn, luty 2015