Maciej Sikała, Mikołaj Trzaska, Leszek Możdżer i Tymon Tymański w filmie "Miłość" Filipa Dzierżawskiego, fot. Krakowski Festiwal Filmowy.
"To była jakaś samobójcza energia" – mówią o swoich początkach członkowie legendarnej kapeli Miłość. Był koniec lat osiemdziesiątych, gdy spotkali się na pierwszych próbach. Na początku był Tymon Tymański i Mikołaj Trzaska. Pierwszy – rock’n’rollowiec o aspiracjach rewolucyjnych, drugi –saksofonista, jazzman niepokorny, wierzący w muzyczny żywioł bardziej niż w nutowe zapisy.
"Chciałem grać z Tymonem, bo on był debilem, kompletnym wariatem" – wspomina dziś Trzaska. Połączyła ich braterska więź, bliskość zarezerwowana dla ludzi wzajemnie się kochających. "Nie wiem, czy byliśmy gejami" – mówi Trzaska, a jego żartobliwa pointa najlepiej opisuje niemal erotyczny związek z Tymańskim. Do tego duetu dołączyli kolejni muzycy: Jacek Olter i Leszek Możdżer.
Zderzenie muzycznych planet
Byli zbyt silnymi osobowościami, by nie popaść w konflikty. Możdżer był grzecznym chłopcem z nienagannym wykształceniem i słuchem absolutnym pozwalającym zapisać na pięciolinii nawet dźwięk skrzypiących drzwi. Nie potrafił porozumieć się z Trzaską, nie tak doskonałym muzycznie, za to obdarzonym olbrzymią wyobraźnią. Rywalizowali o względy Tymańskiego, codziennie zderzali różne wrażliwości i filozofie. Po latach wspólnych sukcesów zraniony Trzaska opuścił zespół. Jego miejsce zajął Maciej Sikała, inny wybitny saksofonista, który grał w Miłości aż do 2002 roku, kiedy po śmierci Jacka Oltera rozwiązano zespół.
Po siedmiu latach muzycy otrzymali propozycję wspólnego występu. Reaktywowana Miłość miała zagrać na popularnym Off Festivalu. Znów spotkali się w sali prób i znów doszło do bolesnych zderzeń. Z jednej strony Możdżer i Tymański – muzyczni celebryci zarabiający spore sumy na swych artystycznych występach, z drugiej – Trzaska świadomie rezygnujący z popularności, by szukać nowych muzycznych przestrzeni. W jednej z najważniejszych scen filmu wykłada swoje muzyczne credo: "Ja bym chciał grać tak, żeby każda następna sekunda była niepewna. Ale tak, żebym w ogóle nie znał przyszłości. Tak, jak to w życiu jest". Tu nie mogło być kompromisów.
W filmie Dzierżawskiego nie ma prostych psychologicznych obrazków. Są ludzie pełni sprzeczności, świadomi własnej wartości, ale też wystarczająco odważni, by szczerze spojrzeć w lustro. Nie wiemy, czy decyzja Trzaski o rezygnacji z udziału w projekcie jest wynikiem różnicy charakterów, czy odpryskiem urażonej dumy. Opowiadając o trudnej relacji między muzykami, Dzierżawski pyta bowiem, na ile możemy wyzwolić z własnych resentymentów i czy na pewno musimy uwalniać się spod ich wpływu, skoro są częścią naszych doświadczeń i budulcem osobowości.
Na zakręcie
Bohaterowie Dzierżawskiego nie boją się tych pytań. Potrafią przyznać się do własnej małości i niedojrzałości, nie zamykają się nawet na najbardziej przykre odpowiedzi. To bohaterowie są siłą napędową "Miłości". Fascynujący, piekielnie zdolni, żywiołowi i niedoskonali. Dzierżawski uważnie ich słucha i nie opowiada się po stronie żadnego ze skonfliktowanych bohaterów. Z surowością portretuje Tymona Tymańskiego, ekspansywnego, nonszalanckiego, czasem wulgarnego, ale też nie wygładza kanciastej twarzy Mikołaja Trzaski.
"To była miłość" – mówi w jednej ze scen Leszek Możdżer. W tej narracji obowiązuje czas przeszły, bo dawne relacje dziś istnieją już tylko we wspomnieniach – urokliwych obrazkach z dawnych tras koncertowych, fragmentach zarejestrowanych prób i zdjęciach. Pełno tu żartów i młodzieńczej zgrywy, żywych emocji, które dawały siłę.
Zza dowcipnych opowieści wyłaniają się jednak dramatyczne historie. Przede wszystkim – o Jacku Olterze. Dziewięć lat temu o jego życiu opowiedział Krystian Matysek w świetnym dokumencie "Olter". Geniusz perkusji, jeden z najlepszych muzyków swojego pokolenia przez lata pogrążał się w schizofrenii. Kumple z zespołu podrzucali go do psychiatryka, wyciągali, próbowali pomóc. Pewnego dnia wyskoczył z okna.
Nie on jeden mierzył się z własnymi demonami. Losy innych były jednak mniej tragiczne – Maciej Sikała dzięki przyjacielskiej interwencji Tymańskiego wyszedł z alkoholowej choroby, która niszczyła mu życie i muzyczny talent.
Generacja Miłość
Nagradzając film Dzierżawskiego Złotym Lajkonikiem dla najlepszego polskiego dokumentu 53. Krakowskiego Festiwalu Filmowego, jurorzy podkreślali, że to opowieść o pokoleniu dojrzewającym w burzliwym okresie polskich przemian. W historii Miłości odbijają się bowiem społeczne problemy lat 90-tych, a w portretach Trzaski, Tymańskiego, Możdżera i Sikały znaleźć można obraz całej generacji dokonującej trudnych wyborów w świecie raczkującego kapitalizmu.
Ale "Miłość" to także, jeśli nie przede wszystkim, opowieść o muzyce. Jest w filmie Dzierżawskiego piękna scena muzycznej próby. Po latach rozłąki członkowie zespołu spotykają się na próbie. Patrzą w nuty, grają. Nagle Trzaska przerywa i prosi, żeby zagrać to wszystko bardziej żywiołowo, bez ugrzecznienia. Zaczynają od nowa, a z czasem nuty ustępują miejsca improwizacji. Słuchają siebie wzajemnie, podążają za dźwiękami partnerów. Nagle ich muzyka ożywa. Jak na dłoni widać wtedy porozumienie ludzi, którzy kiedyś byli sobie bardzo bliscy, a którzy nawet po latach odnajdują wspólny, muzyczny język. Na koniec jazzowej galopady wszyscy patrzą na siebie uśmiechnięci, jakby młodsi. Tak dzieje się muzyka – mówi Dzierżawski i przez moment dotyka tej niezwykłej rzeczywistości.
- Scenariusz i reżyseria: Filip Dzierżawski. Współpraca scenariuszowa: Anna Szymczak. Zdjęcia: Andrzej Wojciechowski. Muzyka: zespół Miłość. Dźwięk: Paweł Drzyzga. Montaż: Wojciech Rawecki jr. Produkcja: Lifetime Production. Polska 2013.
Bartosz Staszczyszyn, 03.06.2013