Seksizm po polsku
O ile w zagranicznych publikacjach termin "seksizm językowy" (lub lingwistyczny) określający deprecjonowanie jednej z płci (prawie zawsze kobiet) za pomocą języka przyjął się już dawno, o tyle nad Wisłą mówi się z reguły o "asymetrii rodzajowo-płciowej". Spójrzmy na kilka przykładów męskiej dominacji w polszczyźnie.
Zarówno Reymont w "Chłopach", jak i Bogusławski w "Krakowiakach i góralach" przedstawili całe klasy społeczne, a nie tylko ich męskich reprezentantów. Natomiast "Emancypantki" Prusa jednoznacznie wskazują na bohaterki płci żeńskiej. Jedną z głównych ulic Łodzi jest aleja Włókniarzy, chociaż to głównie panie pracowały w tym zawodzie, o czym przypomina Marta Madejska w reportażu "Aleja Włókniarek". Tę uniwersalność rzeczowników męskoosobowych określa się mianem gatunkowości lub generyczności form. Podobnie jest we frazeologii: Polak potrafi, a klient ma zawsze rację. A może to tylko takie babskie gadanie?
Antidotum na tę nierówność niektórzy lingwiści widzieliby w splittingu, czyli użyciu formacji męskiej i żeńskiej jednocześnie. Bärbel Miemietz w artykule z 1993 roku "Kto to jest »człowiek«?" rozważa: "Należy zadać sobie pytanie, kto ponosi odpowiedzialność za te jawne asymetrie widoczne w hasłach słownikowych? Autorki i autorzy słownika? Użytkownicy i użytkowniczki języka? Autorki i autorzy wyekscerpowanych dzieł (względnie perspektywa leksykografii »retro«)? Chyba wszyscy i wszystkie po części". Ten dualizm form, jak zauważa Ewa Woźniak, spotykamy już w dwudziestoleciu międzywojennym w pismach urzędowych i prasie. To kuszące rozwiązanie nie byłoby jednak zgodne z zasadą ekonomii języka.
Idźmy dalej. Mówimy o "wujostwu" (nie *ciotostwu), a jeszcze do niedawna powszechne było określanie żon i córek poprzez nazwisko lub zawód męża i ojca: profesor, więc profesorowa i profesorówna; Odo Bujwid, więc Kazimiera Bujwidowa (odmężowskie nazwiska spotykamy zazwyczaj w środowisku akademickim). A co ze słowotwórstwem rzeczowników pospolitych? "Malarz" był przed "malarką", "aktor" wcześniej niż "aktorka", "mistrzyni" językowo zrodziła się z "mistrza". A w drugą stronę? "Wdowiec" od "wdowy", "gąsior" od "gęsi"…
Często też zmienia się znaczenie wyrazów określające panie z neutralnego na pejoratywne: "lafirynda" była dawniej elegantką ślepo podążającą za paryską modą, natomiast "kurtyzaną" nazywano damę dworu. "Kobieta" – jak wykazano wcześniej – jest tutaj wyjątkiem.
Końcówką łatwo zmienić płeć, lecz nie wszyscy nowo powstały leksem w pełni akceptują. Niektórych razi "naukowczyni", chociaż tylko formant -i(y)ni jest w języku polskim jednoznaczny. Popularny przyrostek -ka nikogo nie dziwi, ale czasem budzi zastrzeżenia: "reżyserka" może być pomieszczeniem, "dziekanka" urlopem dziekańskim, "sekretarka" nie brzmi tak dumnie jak "sekretarz" (stanu czy redakcji). Zresztą końcówka ta obsługuje również zdrobnienia, nazwy czynności, miejsc i narzędzi. "Poetka" i tak zdaje się mieć lepiej niż "poetessa" (to z francuskiego) kojarzona z młodopolską liryczką.
Niełatwe życie mają "filolożki" i "dramaturżki", według autorek "Kultury języka polskiego" narażone na śmieszność. Formy "socjolożka", "psycholożka" i "etnolożka" zostały zarejestrowane w "Uniwersalnym słowniku języka polskiego" Dubisza w 2006 roku – z kwalifikatorem: potoczne. Natomiast u Szymczaka w "Słowniku języka polskiego" (1971) bez kwalifikatorów pojawia się np. "architektka", mimo trudnej do wymówienia zbitki głosek. "Adiunktki" muszą jeszcze uzbroić się w cierpliwość.
Panowie też nie mają lekko. Jak wykazały Małgorzata Karwatowska i Jolanta Szpyra-Kozłowska w "Lingwistyce płci", niezwykle bogate słownictwo w porównaniu z żeńskimi odpowiednikami dotyczy mężczyzn m.in.: nadużywających alkoholu (kwestionowana jest również męskość niepijących), awanturujących się, mających konflikt z prawem, niezaradnych życiowo, inteligentnych inaczej (ostrzejsze ekspresywizmy).
***
Język odzwierciedla rzeczywistość, jednak zmiany społeczno-kulturowe zachodzą szybciej niż kodyfikacje. Nazwy żeńskie zawodów i funkcji są liczniej reprezentowane w słownikach języka polskiego XIX i pierwszej połowy XX wieku, niż w późniejszych leksykonach. Propagowana w PRL-u "końcówka męska" jako uniwersalna zaczyna ustępować w połowie lat 90. W polszczyźnie przybywa nazw żeńskich, do łaski wracają te od dawna nieużywane. Milowy krok ku przywróceniu symetrii językowej zrobiły wrocławskie językoznawczynie, tworząc pierwszy w naszej leksykografii "Słownik nazw żeńskich polszczyzny" (2015). Odnotowują w nim zapomniane, powszechne oraz jeszcze nierejestrowane, ale już zadomowione feminatywa, np. subiektka (nazwy "subiektki" używał Bruno Schulz zamiennie z "panienkami sklepowymi"), menedżerka i house menedżerka (kobieta zajmująca się domem), slamerka, freelancerka, ghostwriterka.
Ojciec językoznawstwa polskiego Baudouin de Courtenay w 1907 roku przekonywał, że język nie jest nietykalnym bóstwem, a "narzędziem i działalnością", więc "mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek ulepszać to narzędzie zgodnie z jego przeznaczeniem". W końcu język polski brzmi szlachetnie, lecz czy polszczyzna nie piękniej?
Źródła:
- M. Karwatowska, J. Szpyra-Kozłowska, "Lingwistyka płci: ona i on w języku polskim", Lublin 2010
- M. Łaziński, "O panach i paniach: polskie rzeczowniki tytularne i ich asymetria rodzajowo-płciowa", Warszawa 2006
- "Równe prawa i nierówne szanse. Kobiety w Polsce międzywojennej", pod red. A. Żarnowskiej i A. Szwarca, Warszawa 2000
- E. Woźniak, "Język a emancypacja, feminizm, gender", Rozprawa Komisji Językowej ŁTN, t. LX, 2014
- czasopisma: "Poradnik Językowy", "Język Polski" oraz "Słownik nazw żeńskich polszczyzny" pod red. A. Małochy-Krupy, Wrocław 2015