Dla Krzysztofa Zanussiego była to kolejna wizyta na canneńskiej imprezie. W 1978 roku polski reżyser otrzymał bowiem nagrodę Jury Ekumenicznego za "Spiralę", a w 1971 roku jego "Życie rodzinne" pokazywano w Konkursie Głównym festiwalu.
W rozmowie z Marcinem Zawiślińskim dla specjalnego wydania dwutygodnika "Viva! Polish Cinema" reżyser tak opowiadał o swojej wizycie z 1978 roku:
Miałem wówczas trabanta. W Cannes zacząłem myśleć, że mógłbym go wymienić na inny samochód. (…) W 1980 roku, żeby zabić czas w oczekiwaniu na werdykt jury, umówiłem się na spotkanie z dilerem samochodowym, który sprzedał mi Fiata Mirafiori. Spakowałem się i miałem już nim wracać do Polski, kiedy zadzwonił do mnie Tony Molière, mój zagraniczny dystrybutor, z informacją, że dostanę nagrodę za "Constans"".
Po latach Zanussi znów gościł w Cannes ze swoim filmem. "Cwał" w 1996 roku prezentowany był w sekcji Un Certain Regard, tej samej, którą dwa lata wcześniej wygrały znakomite "Wrony" Doroty Kędzierzawskiej.
Krzysztof Kieślowski – canneński outsider
Podczas gdy Dorota Kędzierzawska walczyła o nagrodę sekcji Un Certain Regard, w 1994 roku o Złotą Palmę rywalizował inny polski film – "Trzy kolory: Czerwony" Krzysztofa Kieślowskiego, jednego z najbardziej hołubionych polskich twórców w Cannes. Jego przygoda z Cannes zaczęła się od "Krótkiego filmu o zabijaniu", za który w 1988 roku Kieślowski otrzymał Nagrodę Jury oraz nagrodę FIPRESCI, a jej zwieńczeniem były nagrody FIPRESCI i Jury Ekumenicznego przyznane reżyserowi w 1991 roku za "Podwójne życie Weroniki".
I choć Kieślowski był w Cannes stałym gościem, z trudem znosił blichtr tego miejsca i cenę, jaką pociągała za sobą jego sława. Krystyna Janda tak wspominała go w rozmowie z Olą Salwą dla dwutygodnika "Viva! Polish Cinema":
Kieślowski po „ Dekalogu”, polsko- niemieckim serialu, był „gwiazdą”. To o nim wszyscy mówili. A on, siedział i miał wszystkim to zainteresowanie „za złe”. Nie lubił być w centrum uwagi. (…) Denerwował się – tu nie mógł zapalić, tam ktoś nie dawał mu spokoju. Ciągle ktoś czegoś od niego chciał, a to autograf, a to wspólne zdjęcie. Pamiętam, jak się złościł, że ciągle są jakieś bankiety, strasznie nie chciał na nie chodzić. A najbardziej nie chciał odpowiadać na pytanie, nad jakim filmem teraz pracuje".
"Pianista" ze Złotą Palmą
Po Kieślowskim polskie kino coraz rzadziej gościło na canneńskim festiwalu. Nałożyło się na to kilka czynników, ale najważniejszym była instytucjonalna zapaść polskiego kina po okresie politycznych przemian. Problemy z finansowaniem filmowych produkcji uniemożliwiały debiuty wielu zdolnym twórcom, a polskie kino niewiele miało światu do zaoferowania. Zwłaszcza, że wielu wybitnych autorów (m.in. Agnieszka Holland, Andrzej Żuławski) realizowało swoje filmy za granicą.
Na kolejny wielki sukces polskie kino czekało aż do 2002 roku, kiedy to Złotą Palmę zdobył Roman Polański za "Pianistę", jeden z najbardziej osobistych obrazów w dorobku reżysera. Historia Władysława Szpilmana u Polańskiego przefiltrowana została przez jego własną wrażliwość i spleciona z jego wojenną biografią. Efektem był poruszający, monumentalny film. I pierwsza w karierze Polańskiego Złota Palma, której nie udało się zdobyć ani wcześniejszemu "Lokatorowi", ani późniejszej "Wenus w futrze" prezentowanej w Konkursie Głównym w 2013 roku.
Polskie aktorki nagrodzone w Cannes
Choć na liście polskich twórców nagradzanych podczas canneńskiego festiwalu najwięcej jest reżyserów, nie mniej ciekawe historie towarzyszą dwóm nagrodom aktorskim zdobytym przez polskie artystki. Mowa o Jadwidze Jankowskiej-Cieślak oraz Krystynie Jandzie, które jako jedyne polskie gwiazdy sięgały po aktorskie laury francuskiej imprezy.
Pierwsza swoją nagrodę zdobyła Jankowska-Cieślak wyróżniona za rolę w węgierskim "Innym spojrzeniu" Károly Makka. Polka wcielała się w nim w postać młodej dziennikarki, która nawiązuje erotyczną relację z koleżanką z pracy (graną również znakomicie przez Grażynę Szapołowską).
Kto wie, czy jej wspaniała, życiowa kreacja doczekałaby się uznania w Cannes, gdyby w tym samym roku na canneński festiwal dotarło "Przesłuchanie" Ryszarda Bugajskiego, najsłynniejszy półkownik w historii polskiego kina. Antykomunistyczny film zrealizowany w 1982 roku z powodów politycznych trafił do Cannes dopiero osiem lat później i zachwycił francuską publiczność oraz jurorów, którzy tym razem przyznali główną nagrodę aktorską Krystynie Jandzie.
Sama aktorka nie spodziewała się zwycięstwa i zaraz po pokazie filmu wróciła do Polski, by zajmować się kilkumiesięcznym synkiem.
Kilka dni później znalazł mnie na tej wsi w lesie, przedstawiciel producenta i oświadczył, że muszę wrócić do Cannes, że powinnam. (…) – mówiła Oli Salwie. - Do Cannes dotarłam na dwie godziny przed uroczystością. Rozglądałam się, gdzie na Croisette jest zakład fryzjerski, ale ostatecznie poszłam do hotelu. I… natychmiast zasnęłam. Obudził mnie telefon, że trzeba już iść na galę. Szybko się ubrałam, przeczesałam i pobiegłam do samochodu, który miał mnie zawieźć na czerwony dywan. (…) A potem usłyszałam swoje nazwisko jako najlepszej aktorki festiwalu. Nie wierzyłam. (…)Nie miałam przygotowanej „ mowy” podziękowania. W Internecie można znaleźć nagranie tamtej chwili. Widać, że jestem w panice".