Galicyjskie żony z reguły były zadowolone, że nieboszczyk małżonek pomaga im w pracy, a chłopi wskazywali konkretne kobiety jako strzygoniowe żony i mówili, że ich dzieci na pewno spłodził zmarły małżonek, bo one się absolutnie nie prowadzą niemoralnie. Więc gospodyni, która miała takiego zmarłego męża, mogła prowadzić dość niezależny żywot na polskiej wsi. Z kolei na terenach bojkowszczyzny, łemkowszczyzny, huculszczyzny ten małżonek nie był zbyt mile widziany, przeganiano go na różne sposoby, np. za pomocą forteli, które podpowiadała czarownica. Mówiła ona choćby tak: "odstaw się jak na wesele, jak przyjdzie zmarły mąż, powiesz mu, że idziesz na wesele, gdzie brat żeni się z siostrą. On powie, że taki kazirodczy związek jest nie do pomyślenia, na co ty mu odpowiesz, że nie do pomyślenia jest też związek żywej żony ze zmarłym mężem." Jest też inna ciekawa relacja, według której martwy mąż przyszedł do żony i zaczął się do niej dobierać, a ona powiedziała mu, żeby pocałował się w dupę. I sobie poszedł – często cięte riposty działały na upiory.
W Małopolsce, gdy kobiety zaczynają mieć dość swojego wracającego męża, idą do księdza i się spowiadają. Ksiądz mówi, że trzeba przywiązać nitkę do jego pośmiertnej koszuli, po niej dochodzi się do grobu – bo chłopskie groby nie były w większości oznaczane, a nawet gdyby były, to chłopi nie potrafili czytać, więc nie do końca wiedzieli, gdzie leży ich zmarły. Lokalizowano więc grób, przychodził ksiądz z kościelnym, głowę odcinano rydlem lub stosowano lżejsze środki, jak obrócenie ciała.
W prasie znajdziemy z kolei relacje o wracających zmarłych żonach. Pod koniec lat 60. XIX wieku pod Bodzentynem niejaki Jan Szafraniec narzekał na swoją żonę, która przyłaziła do niego po śmierci. Na początku przekupił grabarza, obrócił ją w trumnie twarzą do dołu, ale nic to nie pomogło, więc w końcu ściął jej głowę. Oczywiście gazety pisały o tym, jako o strasznym przejawie ciemnoty niegodnym drugiej połowy XIX wieku. Tymczasem wiele lat później pod Warszawą Edmund Miller miał podobny problem – wykopał i pochował żonę w innym miejscu, bo wracała z grobu. Gazety znów pisały o tym jako o potwornym przypadku ciemnoty pod samą Warszawą – niegodnym tym razem lat 30., ale już XX wieku.