Żyjemy w czasie, mówi Norwid, pomieszania języków (strach pomyśleć, co rzekłby o czasach dzisiejszych): ludzie, przekrzykując się i przeszkadzając sobie, wznoszą absurdalną wieżę cywilizacji, rozsypującą się pod ich stopami. Niemożność zrozumienia innych – to cecha podająca w wątpliwość cały trud ludzkości ze sławetnym pojęciem postępu na czele. Ma to związek – o czym wiedział Norwid – z przyspieszeniem historycznym i rozpanoszeniem się wszelkiego rodzaju egoizmów. Gdzieś w środku placu budowy, pośród tragarzy cegieł, wiader z wapnem, drabin, migających kielni i różnojęzycznych wrzasków stoi poeta, tak niepochwytny, że może sobie na swój użytek prokurować własny język, wierząc, że on właśnie ocaleje wśród ruin.
Człowiek/czas
Jedyny, z pozoru, rym do słowa "powiek" (patrz: "Nekrolog rymu" Boya) – ale Norwid był bardziej produktywny od naszych nawyknień. Znalazł mianowicie rym "co wiek", wiążąc tym samym ludzkość z pojęciem czasu. Albo inaczej: włączając człowieczeństwo w czas historyczny. I tak jest naprawdę: mówiąc o człowieku jako istocie ludzkiej, Norwid zawsze ujmuje go w ramy perspektywy dziejowej. Jest jednak jak najdalszy – mimo przyjaźni z poznańskimi twórcami tzw. filozofii polskiej – od dialektyki Hegla, ciążącej mentalnie nad całą epoką. Człowiek Norwida to nie kulka w łożysku kulkowym, na którym Absolut przesuwa się gładko ku niedosiężnym wyżynom Ducha (albo też odwrotnie), lecz zawsze indywiduum; ktoś cierpiący, myślący i zbierający doświadczenia osobiste, będące najodleglejszym choćby, ale zawsze czytelnym refleksem żywota Zbawiciela.
Dialog
Dialog nie jest u Norwida pojęciem z zakresu poetyki, lecz zobowiązaniem etycznym. Słowo domaga się odzewu, a nadto dialog generalnie przekracza granice słowa. Odpowiadają sobie i gesty, i czyny, a nawet drobiazgi życia codziennego przeglądają się w sprawach wielkich, wchodząc z nimi w spór lub współtworząc harmonię. Dialogują wiary, cywilizacje, systemy moralne, filozofie i epoki.
Dość spojrzeć ku niebu, by podjąć dialog z gwiazdami. I myli się ten, kto sądzi, że nie mają nam nic do powiedzenia.
Europa
"Dziewięćset milionów / skazanych na śmierć istot - - parę zaludnionych / półwyspów" ("Rzecz o wolności słowa") – tak Norwid ogląda z orbity świat z połowy XIX stulecia. Z tych półwyspów najważniejszy to Europa, choć najistotniejsze, co się w dziejach ludzkości zdarzyło (mam na myśli Zbawienie) przyszło z zewnątrz. Norwid jest Europejczykiem z krwi i kości, zakotwiczonym myślą w Atenach i Rzymie, a stąd – jako rasowy Europejczyk – pojmuje, że Europa to kryzys permanentny. Kryzys wzrostu, być może, ale też czającej się u podwalin europejskości zdrady. Europa nie jest nigdy tak dobra, jak chciałaby być, i w niej – wśród jej myśli – cukrowni, kominów fabrycznych, plątaniny szyn kolei żelaznej i gryzmolących do gazet pismaków – rozstrzygnie się los ludzkości.
Fałsz/faryzeizm
Śledzenie różnych fałszów społecznych to mała obsesja Norwida. Poeta nie robi tego z pasji piętnowania czy z potrzeby przewagi moralnej, lecz dla pogłębienia naszej i własnej samowiedzy. Nie wierzy bowiem w godne życie w samozakłamaniu lub w autoiluzji: "lepiej jedno stracić życie pod rozłamanym drzewem, które się kiedyś zaszczepiło, niżeli błądzić po pustyni i na fata-morgana jako na sady swoje patrzyć" (list do Marii Trębickiej), twierdzi. "Patrząc na niedobliźnionych bliźnich lica" – jakże aktualna formuła!
Głuchota/gniew/geniusz
Głuchoty nabawił się Norwid w berlińskim więzieniu, na słomie (1846), w wyniku czego stał się człowiekiem gniewliwym. Mało co tak irytuje ludzi rozmowy, do których należał, jak trudność komunikacji. Zasłynął więc ze swarliwego charakteru. Ma się rozumieć, do pokornych nie należał, zdając sobie sprawę ze swojego potencjału intelektualnego i artystycznego. Lecz czy uważał się za geniusza? Na to pytanie każdy jego czytelnik powinien odpowiedzieć osobiście. Moim zdaniem nie miał wątpliwości.
Historia/humor
"Mój humor obowiązuje mnie, abym był skłonnym zrobić żart, kiedy mogę nie mieć zupełnego śniadania lub zupełnych rękawiczek, albo kiedy na ulicach miasta mogę być (bez racji, jak bywali) rozstrzelanym…" (list do Bronisława Zaleskiego, 1875). Istotnie, Norwida omal nie rozstrzelali wersalczycy tłumiący Komunę Paryską za to tylko, że był Polakiem – oto obiektywny humor historii, przed którą trzeba się bronić humorem własnym. Nota bene – ten Norwid bez "zupełnych rękawiczek" mocno przypomina Chaplina, a właściwie go zapowiada, co jest powodem do chluby.
Ironia