Z wyróżnieniem kończył Państwową Szkołę Muzyczną II st. w Krakowie w klasie skrzypiec Juliusza Webera. Niezapomnianym przeżyciem był dla niego kontakt z Kazimierzem Kordem, który dostrzegł go na jednym z koncertów i zaangażował do Krakowskiej Orkiestry Kameralnej. Sześć lat grania pod dyrygencką ręką Korda, w tak cenionej orkiestrze, było dla młodego muzyka wielkim wyzwaniem. Podobnie jak i następne spotkania z mistrzami batuty: Janem Krenzem, Stanisławem Wisłockim, Krzysztofem Missoną, Jerzym Maksymiukiem, Jackiem Kaspszykiem, Wojciechem Michniewskim – każde znaczące i wzbogacające artystycznie.
Zbigniew Wodecki wychowywał się w rodzinie muzycznej – na Bachu, Mozarcie, Paganinim. Jego ojciec, Józef Wodecki, był pierwszym trębaczem Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji w Krakowie.
"Doszlusował do niej po wojnie z 8. Pułku Ułanów – wspomina artysta. – Jako mały chłopiec chodziłem z nim do filharmonii na obiady, a jego przyjaciele sadzali mnie sobie na kolanach. Marzyłem, żeby tam pracować. I trafiło mi się sześć lat pracy skrzypka przy jednym pulpicie z kolegą ojca, który kiedyś brał mnie na kolana."
Pierwsze skrzypce dostał jako pięciolatek. I dość wcześnie zaczął też podbierać ojcu trąbkę.
"Tak naprawdę jestem skrzypkiem, a na reszcie instrumentów grywam w miarę potrzeb – zapewnia. – Trąbka, fortepian przydają mi się przy komponowaniu i aranżacji. Skądinąd bardzo boli mnie fakt, że długie lata wyrzeczeń – bo gdy moi koledzy grali w piłkę, ojciec ze mną ćwiczył gamy – tak niewiele znaczą wobec śpiewania piosenek. Śpiewanie piosenek naprawdę znacznie mniej kosztuje niż praca, którą trzeba włożyć, żeby z tego pudła z czterema strunami wydobyć jakąś melodię. Muzyka klasyczna ma wyższą rangę – i słusznie. Jawnie niesprawiedliwe jest jednak to, że znacznie lżej się żyje z piosenkowania."
Dla każdego artysty muzyka wybór drogi życiowej ma zasadnicze znaczenie. Zbigniew Wodecki wyznał kiedyś, że dziękuje Bogu, iż został usunięty z liceum muzycznego wraz z dwoma kolegami za wyrzucenie przez okno map i globusów. Kiedy wyszło na jaw, że zrobili to ich starsi koledzy – dziś nazwiska ze świecznika polskiego jazzu – uniesieni ambicją rodzice Zbyszka nie pozwolili mu wrócić do poprzedniej szkoły. W nowej – trafił do klasy skrzypiec profesora Juliusza Webera. Wtedy też poznał nieco starszych muzykujących kolegów - pełnych zapału, jakkolwiek dopiero na początku drogi twórczej - którzy wciągnęli go w życie środowisk studenckich.
"U progu 1967 roku zakładaliśmy przy kabarecie Anawa zespół muzyczny – wspominał Marek Grechuta. – Ze średniej szkoły muzycznej przy ulicy Warszawskiej w Krakowie pozyskaliśmy do współpracy wiolonczelistkę Annę Wójtowicz. Ona wskazała nam zdolnego skrzypka w okularach, Zbigniewa Wodeckiego. Zasilił pierwszy skład naszego zespołu. Jako wykształcony skrzypek wnosił dużo muzycznych uwag do naszych pierwszych piosenek, bo byliśmy z Jankiem właściwie amatorami. Nie tylko znakomicie grał na skrzypcach, ale inspirował muzykę i ujawniał zdolności wokalne."
"Mając w zespole znakomitego Zbyszka Wodeckiego, który wszystko potrafił zagrać, mogłem eksperymentować i pisać najdziwniejsze pochody skrzypcowe – mówi Jan Kanty Pawluśkiewicz. – Został zaproszony do współpracy z kabaretem Anawa jako szesnastoletni uczeń średniej szkoły muzycznej. Współpraca mogła być tylko tajna, gdyż dyrekcja szkoły surowo zabraniała nieletnim uczniom jakichkolwiek pozaszkolnych występów. I w ten sposób na niewielkiej estradce kabaretu Anawa objawił się zdumionej publiczności utalentowany skrzypek. Nagrał z nami płytę, pięknie zaśpiewał chórek w mojej piosence 'Niepewność' i zniknął tajemniczo porwany przez gwiazdę estrady Ewę Demarczyk."
W życiu artysty wiele znaczy przypadek. Przypadkiem zaśpiewał w restauracji Parkowa w Świnoujściu, gdzie odkrył go realizator telewizyjny Andrzej Wasylewski.
"Moje pierwsze radiowe 'jasełka' zupełnie nie zgadzały się z emploi kameralisty i muzyka symfonicznego. Była to piosenka 'Znajdziesz mnie znowu' do słów Wojciecha Manna, z muzyką Piotra Figla. I tak, zupełnie przypadkowo, zaczęło się moje śpiewanie. Wcześniej byłem skrzypkiem w pierwszym składzie Anawy Marka Grechuty i w zespole Ewy Demarczyk. Grałem też w szkolnych zespołach kameralnych, w orkiestrze symfonicznej i Krakowskiej Orkiestrze Kameralnej Kazimierza Korda. Biegałem z próby na próbę. Był to w moim życiu bardzo pracowity okres."
W latach sześćdziesiątych, kiedy wyjazd z Polski na Zachód był tak zwanym marzeniem ściętej głowy, skrzypek Wodecki podróżował po całym świecie, grając muzykę klasyczną w zespołach popularnych – a może i odwrotnie, jak sam się nad tym zastanawia. Nagle zaczął śpiewać piosenki, które w opinii znawców plasują się na znacznie niższym poziomie, za to zyskują o wiele większą popularność. Zdobył za nie liczne laury. Kiedy po raz pierwszy musiał wypełnić życiorys artystyczny, ze zdumieniem spostrzegł, że brał udział w sześciu festiwalach, na których dostał dziesięć nagród.
"Ten dorobek nie musi być miarodajny – zastrzega się – bo pamiętam nienagrodzonych, którzy nie byli ode mnie gorsi. Festiwale przynoszą nagrody nielicznym i sporo krzywdy pozostałym."
Piotr Skrzynecki o Zbigniewie Wodeckim zawsze wypowiadał się z estymą. Uważał go za wielki, prawdziwy talent, w dużej mierze niewykorzystany. Żałował, że tak krótko był w Piwnicy pod Baranami. Zobaczył dziewczynę w pierwszym rzędzie i zaczął grać na skrzypcach z takim zaangażowaniem, że... popękały mu wszystkie struny. Ta dziewczyna została później jego żoną.
"Zbigniew Wodecki z dystansem i rozbawieniem przygląda się światkowi muzycznemu. Umie zajmująco opowiadać, co jest rzadkością wśród muzyków. Jest serdeczną i miłą postacią" – stwierdzał Skrzynecki.
Zbigniew Wodecki przyznawał się, że wcześnie poznał specyficzny klimat Piwnicy, choć zupełnie nie rozumiał, z czego ludzie się śmieją. Doszedł do wniosku, że z niczego. Uznał, że tam po prostu jest fajnie. To jednak nie zwalniało go z czujności artystycznej. Podczas występów z Ewą Demarczyk musiał uważać na każdy jej oddech. Czatował przy "Cygance", żeby nie wejść za wcześnie, aż mu – jak wspomina – włosy dęba stawały. Wiele się wtedy nauczył. Później, kiedy nagrywał walc "Embarras" z Ireną Santor, solistka była bardzo zdumiona, że udało im się to uczynić za pierwszym razem.
"Byłam świadkiem, jak podczas podróży z koncertami dla Polonii w Ameryce, Ryszard Poznakowski namawiał Zbigniewa Wodeckiego na śpiewanie 'Chałup', a on się przed tym bronił – śmieje się Irena Santor. – Tkwi w nas, artystach estradowych, taka sprzeczność – chcemy przeboju, a jednocześnie boimy się go, że to zbyt łatwe zwycięstwo. Wodecki jest wybitnym muzykiem estradowym. Jak każdy profesjonalista pracuje nie dla siebie, lecz dla ostatecznego efektu dzieła. Jeśli jego partner akurat nie jest w formie, tak go oplecie mackami swego zawodowstwa, że produkt, który dociera do widza, jest w rezultacie świetny."
W swoich kompozycjach Wodecki starał się przemycać jak najwięcej melodyki przy użyciu instrumentów symfonicznych: oboje, waltornie, chóry, bardzo duże składy. To oczywiście nie było i nie jest tak popularne, jak piosenki, które od razu wpadają w ucho. Śpiewał: "Zacznij od Bacha", "Lubię wracać", "Z tobą chcę oglądać świat", "Izoldę". Po pewnym czasie odezwały się głosy, że Wodecki kostyczny, wciąż robi to samo – ciągle te skrzypce, podobne instrumentacje. Kiedy nagrał "Chałupy Welcome to", przeczytał: "Wodecki zniżył loty". Do tego jeszcze doszła "Pszczółka Maja".
"Na szczęście dała mi na dłuższy czas popularność i, jak myślę, kredyt zaufania – stwierdza sam zainteresowany. – Dzięki niemu mogę od czasu do czasu napisać coś poważniejszego, co może nie będzie aż tak popularne, ale bliższe memu sercu."
"Utalentowany, z ogromnym wdziękiem, kontaktowy, serdeczny, bezpośredni, niezmiernie przez wszystkich lubiany, od dyrektorów domów kultury do pomocnika akustyka – wylicza zalety kolegi Alicja Majewska. – Ma najdziwniejszą w świecie podręczną kosmetyczkę artysty wagabundy: przegródkę w futerałach na skrzypce i trąbkę, gdzie trzyma aparat do golenia, szczoteczkę, pastę do zębów. Jego ulubione powiedzenie: 'Dzień bez autografu to dzień stracony!'."
Po wielu latach stęsknił się za nim Jan Kanty Pawluśkiewicz i zaprosił go do "Nieszporów Ludźmierskich". I tak oto, wśród doborowych solistów, śpiewających z towarzyszeniem wielkiej orkiestry symfonicznej i chórów, objawił się zdumionej publiczności niezwykły śpiewak oratoryjny Zbigniew Wodecki.
Kompozytor Pawluśkiewicz obiecał autorowi słów Leszkowi Aleksandrowi Moczulskiemu, że jego tekst będzie dobrze docierał do widza. Dlatego w grupie wykonawców obok krystalicznego sopranu Elżbiety Towarnickiej znaleźli się śpiewający aktorzy: Beata Rybotycka i Jacek Wójcicki oraz estradowcy: Hanna Banaszak, Grzegorz Turnau, Zbigniew Wodecki. Wszyscy z perfekcyjną dykcją.
"Zbyszka poznaje się w ciemnym korytarzu po włosach, bo ma ich sporo i nieustannie sprawdza ich organizację – zdradza Grzegorz Turnau. – Ma tę wielką grzywę wpisaną we włóczęgowsko-monarszy charakter. Włóczęga nie ma na fryzjera, monarcha zaś pielęgnuje lwią aparycję. Chociaż należę do młodszego pokolenia, dzięki 'Nieszporom Ludźmierskim' mogę uważać Zbyszka za kolegę i fantastycznego kompana – o fantazji włóczęgi i charyzmie dobrego króla. A poza tym – głos!"
Muzyk, faktycznie, obdarzony został mocnym głosem o szlachetnym brzmieniu i czystej barwie. Jacek Wójcicki, inny z partnerów Zbigniewa Wodeckiego w "Nieszporach Ludźmierskich" uważa go za nietypowego krakowianina, bo z gestem. Trochę uwikłanego, szczególnie w "Pszczółkę Maję" i "Chałupy Welcome to", ale – jak dodaje – daj Boże innym tyle przebojów. Podziwia jego dystans do własnej osoby i duże poczucie humoru na swój temat.
"Tak mi się życie ułożyło, że spędzam je głównie w samochodzie. Bez fałszywej skromności powiem, choć nie wiem, czy należy się tym chwalić, że w liczbie przejechanych kilometrów biję chyba rekord kraju. Zdarza mi się zrobić sto sześćdziesiąt tysięcy kilometrów w roku. To mniej więcej czterokrotność obwodu równika. Przesiadłem się w diesla, bo jest to technologia, która pod względem elastyczności silnika i komfortu jazdy zdecydowanie przewyższa silniki benzynowe. Jeżdżę zawsze solidnym autem, które musi wytrzymać nawet upiorne przejazdy kolejowe. Na trasie Kraków–Warszawa jest ich, policzyłem, trzynaście. I jak w dziewiętnastym wieku trzeba się rozglądać w prawo i lewo: jedzie pociąg z daleka czy nie? Jakoś nikt nie wspomina, że w miejsce tych niebezpiecznych przejazdów należałoby, jak na Europę przystało, wybudować bezkolizyjne estakady. Można by, sądzę, obciąć na ten cel diety posłów i senatorów" – postuluje artysta.
O estradowym życiu Wodeckiego krąży po Krakowie i Polsce anegdotka, która wyszła zresztą z ust artysty. Po powrocie z długiej trasy koncertowej drzwi otworzył mu sześcioletni wtedy synek Pawełek i zawołał w głąb mieszkania: "Mamo, przyszedł ten pan, co w telewizji śpiewa 'Pszczółkę Maję'."
"Ze śpiewaniem trzeba się wpasować w gust odbiorców – uważa Wodecki. – Czuję się jednak człowiekiem staromodnym, bo jestem wychowany na muzyce bigbandowej, której się już prawie nie słyszy. Teraz liczy się łatwy refren, który, jak powiedział Marek Grechuta, na drugi dzień po nagraniu wszystkie dzieci w Polsce będą śpiewały, przytupując nóżką. Wtedy jest przebój! W radiu od wielu lat jest modna piosenka brzęcząca. Musi być fus w gitarze, werbel, stopa, i na cztery. A najchętniej powtarzający się w kółko jeden zaśpiew w dwóch taktach. Jako człowiek z innej epoki piszę więc dużo muzyki teatralnej i filmowej. Jak się tworzy większe formy symfoniczne, to się z człowiekiem bardziej liczą. Choć, moim zdaniem, łatwiej jest napisać dużą formę na orkiestrę, niż porządną czterominutową piosenkę z dobrym pomysłem i niebanalną harmonią. Pisząc melodie do 'Miłości i gniewu', 'Żołnierza królowej Madagaskaru' czy 'Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków' czułem się jak ryba w wodzie. Natomiast przy komponowaniu piosenek już się duszę, chociaż śpiewam je z przyjemnością."
Wodecki ocierał się o różne style, także o jazz. Nagrał kilka utworów instrumentalnych z orkiestrą Andrzeja Trzaskowskiego w Studiu S1, przerobił "Tańce rumuńskie" Béli Bartóka na sekcję jazzową. Okazało się, że publiczność tego nie odbiera. W ich pojęciu jest muzykiem o całkiem innym emploi. Oczekują odeń prostych, melodyjnych, nieco romantycznych piosenek. Toteż artysta wyznał, że wychodząc na estradę ma zawsze poczucie, że i tak ktoś w końcu krzyknie: "Chałupy"! czy "Pszczółkę"!... Stąd też przestał odmawiać równie spektakularnym zaproszeniom, jak udział w jury "Tańca z gwiazdami" w TVN. Prowadził tam również programy: "Droga do gwiazd", "Twoja droga do gwiazd" czy koncert "Zakochajmy się jeszcze raz".
I choć Wodecki należał do tej garstki wybranych, którzy wprost przyciągają oko telewizyjnej kamery, dał się również namówić na skromne, żeby nie rzec: niszowe przedsięwzięcia. Taki był na przykład jego występ obok Beaty Rybotyckiej w kameralnym musicalu "Grają naszą piosenkę" Neila Simona, z muzyką Marvina Hamlischa, który Bogdan Augustyniak wystawił w warszawskim Teatrze Na Woli w 2005 roku. Był to dla obojga mistrzowski popis – aktorski i wokalny: ona śpiewała ze swobodą dyplomowanej wokalistki, on zaś grał niczym wytrawny aktor.
"Z jazzu nie udałoby mi się wyżyć – chyba że dodałbym 'Ave Maria' na ślubach i 'Silentium' na pogrzebach – dopowiada Zbigniew Wodecki. – Praca w kulturze zawsze przynosiła marne pieniądze. Kultura potrzebna jest ludziom nażartym, wypoczętym i nudzącym się, których u nas nie ma zbyt wielu, stąd też trudno ich znaleźć w teatrze czy filharmonii."
Zawód muzyka wywarł na nim trwałe piętno. Przyznaje się do skrzywionego kręgosłupa i śladu na szyi od trzymania skrzypiec, chorych oczu od ciągłego patrzenia w nuty i do tak zwanej ambażury, czyli zgrubienia na wargach (w muzycznym slangu określanym "podeszwą") od grania na trąbce. Co pewnie przeszkadza przy pocałunkach.
"Nie, dlaczego?... – nie kryje zdziwienia. – Jak człowiek ma silną wolę, to nawet ściana nie przeszkodzi."
W świecie cywilizowanym artysta muzyk żyje z tantiem za płyty, a koncerty odbywa od czasu do czasu. W Polsce zaczyna być podobnie, choć nie każdy potrafi jednak obyć się bez występów. Artyście estradowemu, który długo nie odbiera telefonu zapraszającego go na koncert, wydaje się, że już się skończył.
"To straszny narkotyk – zdradza piosenkarz. – Widzę jednak, że młodzi ludzie starają się znaleźć własne sposoby na wylansowanie. Nie liczy się wartość artystyczna, ale na przykład ogolenie do gołej skóry, przekłucie ucha i łatwa melodyjka z odpowiednią mocą decybeli. Same w sobie utwory te nie mają treści. Bez obrazka nie istnieją. Szkoda. Nawet jeśli wraca moda na gitarę klasyczną, to trzeba na niej zagrać więcej niż cztery nuty. A tak się porobiło, że teraz wystarczą dwie. Choć dobrze zagrać te dwie nuty potrafi tylko człowiek, który gra tysiące innych."
W osobie Zbigniewa Wodeckiego mamy nie tylko wszechstronnego muzyka wirtuoza, ale i wybitnego wokalistę o wyjątkowych warunkach głosowych. Paradoksalnie uważa on, że śpiewanie piosenek facetowi – jak mawia – nie uchodzi.
"Jakbym się jeszcze raz urodził, zostałbym lekarzem, bo chciałbym ludziom pomagać, albo policjantem, bo nie znoszę chamstwa – wyznaje – a śpiewanie i granie traktowałbym jako hobby. Gdyby się przy okazji dało zarobić jakieś pieniądze przy nagrywaniu płyty, to byłoby całkiem dobrze, choć kolejność powinna być taka, jak powiedziałem."
Intrygujący okazał się powrót Zbigniewa Wodeckiego do własnych korzeni. Stało się tak z inicjatywy zespołu Mitch & Mitch (w 2002 roku założyli go Bartek "Magneto" Tyciński i Macio Moretti). Młodsi o pokolenie od Wodeckiego, namówili go do ponownego zarejestrowania materiału z jego wczesnej płyty. Utwory z albumu "Zbigniew Wodecki", w odświeżonej aranżacji, po raz pierwszy zabrzmiały na OFF Festivalu 2013, stając się jednym z najgoręcej komentowanych koncertów owego lata. W 2015 roku rejestracja koncertu w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, podczas którego artystom towarzyszyła 43-osobowa orkiestra, ukazała się na płycie "1976: A Space Odyssey" (CD i DVD).
"To jest normalna płyta, bez cudów. Znalazły się na niej rzetelnie wykonane, uczciwie nagrane aranżacje z tamtych czasów" – zapewniał Wodecki.
Przyznał, że w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku jego debiutancka płyta nie miała szansy stać się popularna:
"To był czas promowania gitar elektrycznych. Odeszliśmy wtedy od słuchania muzyki bigbandowej, gdy grały żywe orkiestry jak Glenna Millera – wyjaśniał i żartował, że zespół Mitch & Mitch znany jest z tego, że jest nieznany. – Wszyscy wiedzą o Mitchach, ale oni się chowają. Najwidoczniej kumulują energię na koncerty, która potem przenosi się ze sceny na ludzi".
W 2011 roku ukazała się książka "Pszczoła, Bach i skrzypce", w której artysta wyjawił Wacławowi Krupińskiemu, co sądzi o show-biznesie, zaglądał za kulisy "Tańca z gwiazdami" i wracał wspomnieniami do czasów pracy z Ewą Demarczyk.
Twórczość
Albumy
- 1973 – "Tak to ty", Polskie Nagrania Muza (EP)
- 1976 – "Zbigniew Wodecki", Polskie Nagrania Muza (LP)
- 1987 – "Dusze kobiet", Polskie Nagrania Muza (LP)
- 1995 – "Zbigniew Wodecki '95", Koch International (CD)
- 4 marca 2002 – "Obok siebie", Sony Music Poland (CD)
- 12 lipca 2010 – "PlatyNOWA", Fonografika (CD)
- 15 maja 2015 – "1976: A Space Odyssey" (oraz Mitch & Mitch), Lado ABC/Agora SA – złota płyta
Kompilacje
- 1992 – "Największe przeboje", Intersonus
- 1997 – "Z Tobą chcę oglądać świat", (CD)
- 1999 – "Złota kolekcja: Zacznij od Bacha", Pomaton EMI (CD)
- 2004 – "The Best – Zacznij od Bacha", Agencja Artystyczna MTJ (CD)
- 2013 – "Kompozycje", Polskie Nagrania Muza (CD)
- 2015 – "The Very Best Of Zbigniew Wodecki", Bursztynowa kolekcja empik (CD)
Pocztówki dźwiękowe
- 1972 – "Do szczęścia blisko", Zakład Fonograficzny Ruch
- 1975 – "Tak chciałbym mieć", Krajowa Agencja Wydawnicza
Single
- 1980 – "Byłaś dla mnie dobra"
- 1984 – "Z tobą chcę oglądać świat" (oraz Zdzisława Sośnicka)
- 1985 – "Chałupy Welcome to"
- 1986 – "Po co ten żal"
- 2002 – "Ufam ci", album "Obok siebie"
- 2015 – "Rzuć to wszystko co złe" (oraz Mitch & Mitch), album "1976: A Space Odyssey"
- 2015 – "Opowiadaj mi tak" (oraz Mitch & Mitch), album "1976: A Space Odyssey"
- 2015 – "Posłuchaj mnie spokojnie" (oraz Mitch & Mitch), album "1976: A Space Odyssey"
- 2016 – "Panny mego dziadka" (oraz Mitch & Mitch), album "1976: A Space Odyssey"
Inne
- 1981 – Ewa Bem with Swing Session – "Be a Man" – gościnnie śpiew w utworze "Misty"
- 1981 – Karel Svoboda – "Pszczółka Maja" – śpiew w utworach "Pszczółka Maja" i "Piosenka Konika Polnego"
- 1985 – Alex Band – "Alex Band i przyjaciele", muzyka i śpiew w utworze "Pozdrów swoje wspomnienia"
- 1990 – Krystyna Prońko – "Firma 'Ja I Ty' ", muzyka i śpiew w utworze "Wspomnienia tych dni"
- 1997 – Zdzisława Sośnicka – "The Best Of", muzyka i śpiew w utworze "Z tobą chcę oglądać świat"
- 1999 – Irena Santor – "Złota kolekcja: Embarras", gościnnie śpiew w utworze "Embarras"
- 2000 – Andrzej Rybiński – "Mam czas na relaks", gościnnie śpiew w utworze "Czas relaksu"
- 2002 – Beata Rybotycka – "Śpiewa Pieśni Jana Kantego Pawluśkiewicza", gościnnie śpiew w utworach "Psalm poranny", "Abyś czuł", "Stwardnieje ci łza" i "Widzialność marzeń"
- 2009 – "Patroni Europy i Polski. Artyści Janowi Pawłowi II w hołdzie" (kompilacja), śpiew w utworze "Hymn do św. Benedykta"
- 2010 – Michał Jurkiewicz – "Śrubki", gościnnie śpiew w utworze "Nasza podróż"
- 2011 – "Święty. Artyści Janowi Pawłowi II w hołdzie" (kompilacja), śpiew w utworach "To nie jest śmierć" i "Jestem ponad"
- 2014 – Exlibris – "Aftereal", gościnnie skrzypce w utworze "The Day of Burning"
- 2015 – "Albo inaczej" (kompilacja), śpiew w utworze "Jest jedna rzecz"
Film
- 1973 – "Zazdrość i medycyna", film fabularny – wykonanie piosenki
- 1974 – "Urodziny Matyldy", film fabularny – wykonanie piosenki
- 1984 – "Ceremonia pogrzebowa", film fabularny–telewizyjny – obsada aktorska: skrzypek na pogrzebie profesora Tarnowskiego
- 1985 – "Kronika wypadków miłosnych", film fabularny – wykonanie piosenki "Jesienne róże"
- 1991 – "Lisiczka", film animowany – wykonanie piosenki
- 1993 – "Plecak pełen przygód", serial telewizyjny – wykonanie piosenki "O życia poranku"
- 1995 – "Ja, Maria Magdalena", widowisko telewizyjne – wykonanie muzyki (skrzypce)
- 2001 – "Rudolf czerwononosy renifer i wyspa zaginionych zabawek", film animowany, prod. USA – dubbing (partie wokalne)
- 2002 – "Miodowe lata", serial telewizyjny, odc. 108 "Zbyszek" – obsada aktorska: we własnej osobie
- 2002 – "Król przedmieścia", serial telewizyjny, odc. 10 "Boysband" – obsada aktorska: Zbigniew Wodecki, prowadzący program "Droga do gwiazd"
- 2002 – "Klan", serial telewizyjny, odc. specjalny – obsada aktorska: ksiądz udzielający ślubu Władysławowi Lubiczowi i Stanisławie Dorobczyk
- 2002 – "Sfora", serial telewizyjny – wykonanie piosenki "Jeden krótki dzień"
- 2005 – "W11 – Wydział Śledczy", serial telewizyjny docu-crime, odc. 136 "Idol" – obsada aktorska: we własnej osobie
- 2006 – "U fryzjera", serial telewizyjny, odc. 13 "Telepatka" – obsada aktorska: we własnej osobie
- 2007 – "Świadek koronny", film fabularny – wykonanie piosenki "Chałupy Welcome to"
- 2008 – "Jan z drzewa", film fabularny – wykonanie muzyki (improwizacja na trąbce), muzyka i wykonanie piosenki "Z tobą chcę oglądać świat", wykonanie piosenki "Miłość jak sen", obsada aktorska
- 2009 – "39 i pół", serial telewizyjny, odc. 30 – obsada aktorska: we własnej osobie
- 2010 – "Disco robaczki", film animowany, prod. Dania, Niemcy – dubbing: Edward Czerw
- 2011 – "Z miłości", film fabularny – wykonanie piosenki "Znajdziesz mnie znowu"
- 2014 – "Anatomia dźwięku", etiuda szkolna fabularna – muzyka, obsada aktorska
- 2015 –"Pani z przedszkola", film fabularny – wykonanie piosenki "Odjechałaś tak daleko"
- 2016 – "Kamper", film fabularny – muzyka i wykonanie piosenki "Opowiadaj mi tak"
- 2016 – "Świat według Kiepskich", serial telewizyjny, odc. 493 "Zbigniew Wodecki" – obsada aktorska: we własnej osobie
Teatr
- "Jan Maciej Karol Wścieklica" Stanisława Ignacego Witkiewicza, reż. Szczepan Szczykno, Teatr im. Jana Kochanowskiego Opole, premiera: 13 października 1990 – wykonanie "Charlestona"
- "Miłość i gniew" Johna Osborne'a, reż. Krzysztof Kolberger, Teatr Północny Warszawa, premiera: 23 listopada 1992 – muzyka
- "Żołnierz królowej Madagaskaru" Juliana Tuwima, reż. Krzysztof Kolberger, Opera i Operetka Szczecin, premiera: 24 kwietnia 1993 – postać (gościnnie): Władysław Mącki, lew salonów warszawskich
- "Nieszpory Ludźmierskie" Jana Kantego Pawluśkiewicza (muzyka) Leszka Aleksandra Moczulskiego (słowa), reż. Robert Gliński, Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej Gdynia, premiera: 24 września 1994 – wykonanie utworów
- "Królewna Śnieżka i krasnoludki" Jacka Bromskiego i Krzysztofa Kolbergera, reż. Krzysztof Kolberger, Teatr Komedia Warszawa, premiera: 22 października 1994 – muzyka, opracowanie muzyczne, postać: Król
- "Królewna Śnieżka i krasnoludki" Jacka Bromskiego i Krzysztofa Kolbergera, reż. Krzysztof Kolberger, Opera i Operetka Szczecin, premiera: 27 listopada 1999 – muzyka
- "Pastorałka na nowy wiek" Bronisława Maja, reż. Krzysztof Orzechowski, Teatr im. Juliusza Słowackiego Kraków, premiera: 15 grudnia 2001 – muzyka
- "Przez tę ziemię przeszedł Pan" Jana Kantego Pawluśkiewicza (muzyka) Leszka Aleksandra Moczulskiego (słowa), reż. Jerzy Fedorowicz, przedstawienie impresaryjne, premiera: 26 marca 2005 – rola
- "Grają naszą piosenkę" Neila Simona, reż. Bogdan Augustyniak, Teatr na Woli im. Tadeusza Łomnickiego Warszawa, premiera: 29 września 2005 – postać: Vernon
- "Wieczór francuski w Buffo", program składany/kabaretowy/rewiowy, reż. Janusz Józefowicz, Teatr Studio Buffo Warszawa, premiera: 16 listopada 2005 – rola
- "Sonata Belzebuba" Stanisława Ignacego Witkiewicza, reż. Krzysztof Jasiński, Krakowski Teatr Scena STU Kraków, premiera: 16 listopada 2009 – muzyka, postać: Belzebub
- "Powrót Wielkiego Szu" Zbigniewa Książka i Jana Nowickiego, reżyseria: Małgorzata Potocka, Teatr Sabat Warszawa, premiera: 5 marca 2010 – muzyka
- "Wędrowanie według Stanisława Wyspiańskiego. Część II Wyzwolenie", reż. Krzysztof Jasiński, Krakowski Teatr Scena STU Kraków, premiera: 20 grudnia 2012 – muzyka
- "Wędrowanie według Stanisława Wyspiańskiego. Część II Wesele", reż. Krzysztof Jasiński, Krakowski Teatr Scena STU Kraków, premiera: 18 grudnia 2013 – muzyka
- "Wędrowanie według Stanisława Wyspiańskiego. Część III Akropolis", reż. Krzysztof Jasiński, Krakowski Teatr Scena STU Kraków, premiera: 11 listopada 2014 – muzyka
- "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego, reż. Krzysztof Jasiński, Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana Warszawa, premiera: 29 stycznia 2015 – muzyka
Nagrody i wyróżnienia
- 1972 – Nagroda za debiut – za piosenkę "Znajdziesz mnie znowu" – 10. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu
- 1974 – I Nagroda na Festiwalu Przebojów w Rostocku
- 1978 – Nagroda dziennikarzy – 18. Międzynarodowy Festiwal Piosenki Sopot
- 1979 – I Nagroda w konkursie premiery – za "Wspomnienie tych dni" – 17. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu
- 1984 – I Nagroda za piosenkę "Lubię wracać tam, gdzie byłem" w konkursie OIRT w Pradze
- 1984 – I Nagroda na festiwalu w Słonecznym Brzegu
- 1991 – Nagroda prezydenta Opola – 28. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu
- 1991 – Nagroda specjalna Polskich Nagrań – 28. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu
- 1991 – Nagroda w konkursie premiery – za "Sobą być" – 28. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu
- 1994 – Nagroda Artystyczna Polskiej Estrady "Prometeusz"
- 2007 – Nagroda Artystyczna Polskiej Estrady "Prometeusz"
- 2011 – Złoty Laur – za "mistrzostwo w sztuce komponowania i śpiewania polskiej piosenki, za talent, miłość do Krakowa i wysoką pozycję w kulturze polskiej"
- 2015 – Nagroda Muzyczna Programu Trzeciego "Mateusz" – w kategorii muzyka rozrywkowa–wydarzenie – wraz z Mitch & Mitch
- 2016 – Fryderyki 2016 – w kategorii album roku pop – za "1976: A Space Odyssey"
- 2016 – Fryderyki 2016 – w kategorii utwór roku – za "Rzuć to wszystko co złe"
Odznaczenia
- 2011 – Srebrny Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis"
- 2011 – Odznaka "Honoris Gratia" – w uznaniu zasług dla Krakowa i jego mieszkańców
- 2017 – "Labor Omnia Vincit" – za wkład w rozwój polskiej muzyki rozrywkowej
Autor: Janusz R. Kowalczyk, maj 2017