Wojciech Staroń (ur. 09.12.1973) nie rzuca się w oczy, zawsze ustępuje miejsca historii i jej bohaterom. Jego zdjęcia nie łaszą się do widza, nie ma w nich samozachwytu, ani łatwego efekciarstwa. Bo Staroń unika estetycznych naddatków, potrafi poświęcić piękno filmowego kadru, by wydobyć z niego coś więcej niż wizualny ornament.
Nie ma znaczenia, czy oglądamy "Plac Zbawiciela" Krzysztofa i Joanny Krauzów, klaustrofobiczną opowieść o toksycznych międzyludzkich relacjach, dokumentalną "Fabrykę wódki" Jerzego Śladkowskiego, w której Staroń podchodzi z kamerą do samotnej matki marzącej o wyrwaniu się z rosyjskiej prowincji, czy "Argentyńską lekcję" opowiadającą o przyjaźni dwójki dzieci - każdy z tych obrazów broni się prawdą ludzkich emocji, nie efektownymi kadrami. Bo Staroń to profesjonalista zmieniający styl w zależności od realizowanego projektu, ale też twórca wierny ekranowej prawdzie. Żyje w ciągłym biegu. Angażuje się w nowe projekty, reżyseruje, realizuje zdjęcia do fabularnych filmów i dokumentów.
To pan coś ma?
"Wszystko zaczęło się od teatru szkolnego w podstawówce. Już wtedy zrodziła się we mnie fascynacja budowaniem opowieści i pracą zespołową. Teatr skończył się w liceum, a wtedy zaczęła się fotografia, pasja, która mnie pochłonęła. Od razu wiedziałem, ze z nią związane będzie całe moje życie" - mówi Wojciech Staroń w rozmowie z Culture.pl.
Na prestiżowy Wydział Operatorski łódzkiej Filmówki dostał się za pierwszym razem i zaraz później przeżył rozczarowanie. "Byłem przytłoczony zajęciami, które uczyły techniki, ale nie rozwijały mnie jako człowieka. Dla 18-20 latka najważniejsze jest szukanie sensu życia. Liczyłem, że Filmówka pomoże mi znaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytania, a tak nie było. Spotkałem się z chłodną szkołą życia. Najważniejsze było, żeby się utrzymać -przejść na kolejny rok, zrobić dobry film, zaistnieć. Ten wyścig trochę mnie przeraził. Byłem za młody" - przyznaje po latach.
Przełomem było spotkanie z dwoma wybitnymui operatorami: Jerzym Wójcikiem i Witoldem Sobocińskim. Z jednej strony mistrz wystudiowanych kadrów, jeden z największych operatorów swojej epoki, który w dorobku miał tak niezwykłe filmy jak "Matka Joanna od Aniołów" Kawalerowicza czy "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy, z drugiej -Sobociński, którego żywiołowa kamera podążała śladami bohaterów "Wesela" i "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy albo "Sanatorium pod klepsydrą" Wojciecha Jerzego Hasa. "Te spotkania otworzyły mi oczy. Znalazłem swoich mistrzów - przyznaje Staroń. - Dziś widzę, że w sposobie pracy z kamerą bliższy jest mi Sobociński, ale mój sposób myślenia o filmie określił Jerzy Wójcik. To on stworzył filozofię światła (poświęcił jej znakomitą książkę "Labirynt światła" - przyp. BS), która odpowiada na pytanie o sens i cel robienia filmów, pokazuje, co stoi za każdą decyzją podejmowaną na planie filmowym".
To właśnie do Jerzego Wójcika zwrócił się po radę, gdy po zakończeniu studiów chciał z dziewczyną wyjechać na Syberię, by tam zrealizować swój pierwszy dokument. Bał się, że przegapi zawodowe szanse, wypadnie z filmowego rynku, na który nie zdążył jeszcze wejść. Gdy spytał profesora, czy nie straci czegoś przez swój syberyjski wyjazd, Wójcik odpowiedział w swoim stylu: "To pan coś ma?". Staroń wyjechał i nakręcił "Syberyjską lekcję", jeden z najbardziej intymnych polskich dokumentów.
Realizowany na 16 milimetrowej taśmie film, który miał być historią młodej nauczycielki, stał się opowieścią o miłości. W jednej ze scen filmujący Staroń i jego dziewczyna, bohaterka filmu, przykładają ręce do zamarzniętej szyby. Kamera długo przygląda się temu obrazowi, a później zatrzymuje swoje spojrzenie na śladach odbitych rąk. Bo o tym właśnie jest "Syberyjska lekcja" - o miłości, która jest wspólnotą działania, śladem, który zostawia się po sobie. Na Syberii para wzięła ślub, a przy kolejnych filmach pracowała wspólnie - Małgosia była dźwiękowcem, Wojciech - reżyserem i operatorem. Ujęcie połączonych ze sobą dłoni stanowi logo ich producenckiej firmy.
Ciąg na rzeczywistość
Jego żywiołem jest dokumentalna obserwacja. "Już podczas studenckiej wyprawy do Kazachstanu zauważyłem, że bardziej interesuje mnie rzeczywistość i kontakt z innymi ludźmi, niż świat kreacji do którego byłem przyzwyczajony w fotografii i w filmie. Dokument to spotkanie, przeżywanie tych samych zdarzeń, których doświadczają filmowani bohaterowie" - mówi reżyser.
Jego dokumenty są zawsze wyprawą w nieznane, nieoczekiwanym spotkaniem z obcością. Taka była "Syberyjska lekcja", taki był też kolejny jego dokument - "El Misionero" (2000 r.) opowiadający o misjonarzu pracującym na argentyńsko-boliwijskim pograniczu. Przez wiele miesięcy Staroń towarzyszył swojemu bohaterowi, odbywając z nim długie wyprawy w Andach. "Po raz drugi zobaczyłem, że aby robić film, trzeba poczuć coś na własnej skórze. Dopiero wtedy ma się prawo opowiadać. To, gdzie ustawia się kamerę, jak konstruuje się opowieść - to wszystko bardzo wiele mówi o twórcy. Każdy kadr filmowy nosi osobiste piętno"- mówi w rozmowie z Culture.
W Argentynie urodził się Janek - syn reżysera, który po latach został głównym bohaterem jego "Argentyńskiej lekcji" (2011 r.), jednego z najczęściej nagradzanych polskich dokumentów ostatnich dekad. Jego bohaterami byli siedmioletni chłopiec z Polski i kilka lat starsza argentyńska dziewczynka. To ona wprowadzała przerażonego Janka w nowy, nieznany świat. Była przewodniczką i współuczestniczką jego przygód.
Kreśląc obraz argentyńskiej prowincji i opowiadając o dramatycznych losach jej mieszkańców, Staroń opowiedział o intensywności dzieciństwa. W jego filmie kamera odwzorowuje sposób postrzegania rzeczywistości przez młodego bohatera: najpierw przestraszona kryje się przed światem, później wchodzi w niego nieśmiało, by z czasem całkowicie zatopić się w niezwykłej rzeczywistości. Poruszająca opowieść o ludziach stawiających czoło trudom codzienności u Staronia ubrana została w formę entuzjastycznego sprawozdania pełnego kolorów i życia.
Za swój film reżyser otrzymał kilkanaście ważnych nagród: Grand Prix Konkursu Międzynarodowego Krakowskiego Festiwalu Filmowego 2011, Grand Prix MFF w Kantonie, Srebrnego Gołębia na DOK w Lipsku, nagrodę za reżyserię 52. festiwalu dokumentów we Florencji - Festival dei Popoli i prestiżową nowojorską nagrodę Spotlight Award.
Ciężko wypracowana prostota
Dokumentalne spełnienia i podróże przyniosły Staroniowi kolejne zawodowe propozycje. Gdy "Syberyjską lekcję" zaprezentowano we francuskiej telewizji Arte, zachwycony filmem choreograf Régis Obadia zaprosił Staronia, by w jego teatrze tańca reżyserował światło i realizował projekcje wideo wykorzystywane w przedstawieniach. W Paryżu spędził półtora roku. "Nauczyłem się wtedy dostrzegać w tańcu i w ruchu scenicznym coś na wskroś czystego, spoza psychologii czy literatury. Tego samego szukałem w filmie - próby opowiadania czystym obrazem, a nie dialogiem" - mówi w rozmowie z Culture.
"Syberyjska lekcja" przyniosła też inne zawodowe oferty. Krzysztof Krauze po jej obejrzeniu zaproponował młodemu operatorowi współpracę przy swych kolejnych filmach. W 2005 roku Staroń był drugim operatorem "Mojego Nikifora", a rok później odpowiadał za zdjęcia do "Placu Zbawiciela" małżeństwa Krauzów. Wraz z parą reżyserów stworzył jeden z najbardziej dotkliwych współczesnych polskich filmów, obraz trzydziestoletniego małżeństwa przeżywającego kryzys i zarazem realistyczny portret polskiej rzeczywistości. Za swój pełnometrażowy fabularny debiut operatorski w 2006 roku otrzymał główną nagrodę polskiego konkursu festiwalu Camerimage.
Niedługo później trafił na plan światowej superprodukcji. Sławomir Idziak, który był pierwszym operatorem "Harry’ego Pottera i Zakonu Feniksa", zaprosił Staronia do ekipy operatorskiej pracującej przy filmie Davida Yatesa. Dwa dni po telefonie Idziaka, zapakowanym po dach samochodem Staroń pojechał do Anglii, gdzie przez rok pracował w niemalże korporacyjnym reżimie.
Później znowu ruszył w świat, by zrealizować "Argentyńską lekcję". W Ameryce Południowej poznał reżyserkę Paulę Markovitch i wkrótce stanął za kamerą jej filmu. "Nagroda" ("El Premio") z 2011 roku to autobiograficzna historia dzieciństwa spędzonego w latach 70-tych, gdy Argentyną rządził faszystowski reżim. Zbudowana ze wspomnień opowieść o rodzinnej tajemnicy, o zderzeniu dziecięcej niewinności z opresyjnym systemem, uwodziła nastrojem. Zdjęcia Staronia - żywiołowe, a zarazem kryjące w sobie mrok, miały w sobie wielką sensualną siłę.
"To, w jaki sposób Polak prowadzi kamerę, sprawia, że kolejne kadry zaczynają pachnieć: mgłą, morzem, wilgocią" - pisał Jarosław Leszcz w Filmwebie, a klasę Staronia docenili także jurorzy Berlinale, którzy w 2012 roku przyznali mu specjalną nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia za najlepsze osiągnięcie artystyczne w kategorii zdjęcia.
"Zawsze wyznawałem zasadę, że robię tylko te projekty, w które wierzę. Po Berlinie niewiele się zmieniło. Utwierdziłem się w przekonaniu, że ciężko wypracowana prostota opowiadania jest wartością. Dzięki niej mogę nadać opowieściom najwłaściwszy styl, mówić o tym, co jest najważniejsze, a nie ilustrować pięknych obrazów" - mówi.
Bo dla Staronia treść filmowej opowieści i prawda emocji ważniejsza jest o ekranowej urody. Także dlatego zdjęcia do "Papuszy" Krzysztofa i Joanny Krauzów, które realizują wspólnie Wojciech Staroń i Krzysztof Ptak, będą nie kolorowe, lecz czarno-białe. "W czerni i bieli ten świat nabiera surowości i skupia się na tym, co ważne" - przyznaje operator.
W 2013 na ekrany kin trafiła nie tylko "Papusza" Krauzów, o cygańskiej poetce Papuszy (Bronisławie Wajs), ale też dokument "Będziesz legendą człowieku" Marcina Koszałki, którego Staroń był jednym z operatorów.
W kolejnych latach Staroń znowu stawał na planach filmów dokumentalnych realizowanych przez innych reżyserów. W 2014 roku nakręcił z Pawłem Łozińskim "Werkę", krótkometrażowy dokument o kobiecie, która wraz z mężem opiekuje się adoptowaną Werką, kilkuletnią dziewczynką pozbawioną wzroku i słuchu. To on był także operatorem "Amnezji" Jerzego Śladkowskiego z 2015 roku. Film opowiadający o zbrodni kieleckiej – mordzie dokonanym przez Polaków na Żydach w 1946 roku. Dokument Śladkowskiego był jednym z najmocniejszych filmów 55. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.