Mirosław Żuławski urodził się 16 stycznia 1913 roku w Nisku, zmarł 17 lutego 1995 roku w Warszawie. Mieszkał z żoną Czesławą z domu Janiakówną (przez najbliższych nazywaną Mirką lub Izabelą) we Lwowie, gdzie też urodził się ich syn Andrzej.
W 1934 roku Mirosław Żuławski zadebiutował wierszami w lwowskich "Sygnałach". W latach 1936–1939 był urzędnikiem administracji państwowej – sekretarzem wojewody lwowskiego.
Całe życie uciekał
Podczas okupacji był karmicielem, a później preparatorem wszy w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami prof. Rudolfa Weigla, co go chroniło przed represjami okupanta.
Wielu znajomych moich rodziców zarabiało u niego karmiąc wszy. Na udzie wszczepiało się taką małą klateczkę, w której wszy piły krew.
[Jacek Kuroń, "Wiara i wina. Do i od komunizmu", Londyn 1989]
Żółta, tekturowa legitymacja "Dienstausweis", zaopatrzona w magiczną formułę "Institut für Fleckfieber und Virusforschung" robiła odpowiednie wrażenie na Niemcach, którzy panicznie bali się tyfusu. Wystarczyło ją okazać, żeby się wycofali.
Instytut prof. Weigla – polskiego uczonego światowej sławy pochodzącego z Moraw (odmówił kategorycznie Niemcom proponowanej mu Reichslisty) – miał strukturę piramidy: podstawę stanowili hodowcy. To oni hodowali z jajeczek wszy, dbali o ich rozwój i czystość klatek, bo wesz nie znosi brudu. Następną część piramidy wypełniali karmiciele, dzielący się na dwie kategorie: tę wyższą, arystokrację karmiącą wszy zakażone już zarazkami Rickettsia prowazekii, oraz plebs, oddający krew wszom zdrowym. Wszami zakażonymi, które poznawało się po tym, że miały w przezroczystych odwłokach bardzo czerwone jelitka, zajmowali się preparatorzy. Pod binokularem wyjmowali na szkiełku za pomocą igły i nożyka cieniutkie jelitka i umieszczali je w pojemniczkach. Preparator musiał osiągnąć normę tysiąca ośmiuset jelitek dziennie. Karmiciel karmił osiem tysięcy wszy między siódmą a ósmą rano. Dlatego ta "praca" była tak cenna dla akowskiej konspiracji: pozostawiała potem cały dzień wolny. Na szczycie piramidy stał sam profesor – wielki kapłan tyfusowej magii. […] Jestem przekonany, że sam profesor był lojalnie informowany przez kierownictwo podziemia, iż przyjmuje i hołubi kwiat walki cywilnej i wojskowej, mimo że u wejścia legitymowało gestapo, a instytutem zarządzał Wehrmacht. Profesor nigdy nie tracił zimnej krwi, widywaliśmy go często, jak dla odprężenia strzelał w poklasztornym ogrodzie z łuku, bo z zamiłowania był łucznikiem. Niemcy wiedzieli, że bez niego cały ten instytut nie wart byłby funta kłaków, myśmy też o tym wiedzieli i nasze uwielbienie dla profesora nie miało granic. Nie wiem, jak oni to robili, ale mimo ściślej kontroli niemieckiej zawsze pewna ilość szczepionek – i to tych najlepszych – docierała do polskich ośrodków opiekuńczych, a nawet do "leśnych".
[Mirosław Żuławski, "Album domowe", Warszawa 1997]
W latach 1941–1944 Mirosław Żuławski był żołnierzem Związku Walki Zbrojnej–Armii Krajowej, redaktorem konspiracyjnego czasopisma "Biuletyn Informacyjny Ziemi Czerwieńskiej", działaczem podziemia kulturalnego. W 1944 roku – szefem Oddziału VI Biura Informacji i Propagandy (BIP) obszaru Lwów KG ZWZ– AK. Pisał i redagował biuletyny informacyjne.
Powierzono mi redagowanie serwisu nasłuchów. Codziennie, wczesnym rankiem, doręczano mi zwitek cieniutkich bibułek, na których odnotowane były nocne nasłuchy radiowe, głównie BBC. Miałem z tego zrobić zwięzły, ale treściwy i możliwie pełny komunikat. Dyktowałem go maszynistce, chodząc od ściany do ściany w pokoiku kontaktowym przy placu Św. Zofii. Potem jechałem tramwajem na moją Kolonię Łyczakowską, gdzie ciągle pracowałem jako księgowy, teraz już nie dla Uprawdomu, lecz dla niemieckiego Treuhändera. Ogromnie mi odpowiadało to konspiracyjne zajęcie – każdego ranka byłem najlepiej poinformowanym o wojennych wydarzeniach człowiekiem, jak okiem sięgnąć. Nawet na Treuhändera, który wymagał od nas, byśmy nawet między sobą rozmawiali tylko po niemiecku, mogłem patrzeć z poczuciem pobłażliwej wyższości, bo cóż on tam wiedział... Nieraz sobie myślę, że przynależność konspiracyjna, bardzo przecież z natury rzeczy niebezpieczna, dawała jakieś tam zwiększone poczucie bezpieczeństwa: człowiek nie był sam, mógł być ostrzegany i informowany; udział w konspiracji przywracał utraconą w klęsce godność – jak kto chce – osobistą, obywatelską, człowieczą, narodową. Za wszystko, co dawałeś – z życiem włącznie – otrzymywałeś najwyższą odpłatę. Dlatego nie ma co się puszyć i nastawiać piersi pod ordery. Jeśli wyszedłeś z tego żywy – to już masz najpiękniejszy kombatancki przywilej. A Lwów, czerwony do niedawna od flag z sierpem i młotem, był teraz czarno-czerwony od swastyk; w jednym i drugim było mu bardzo, ale to bardzo nie do twarzy.
[Mirosław Żuławski, "Album domowe", Warszawa 1997]
Postać troszeczkę conradowska
Po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną Mirosław Żuławski wyjechał ze Lwowa. W latach 1944–1945 był korespondentem wojennym, a następnie zastępcą redaktora naczelnego dziennika "Rzeczpospolita" w Lublinie. Członek PPS (1945–1948), od 1948 roku należał do PZPR.
Brał udział w zdobywaniu Berlina, po czym wrócił do Polski i dał się połknąć PPR. Jako pepeesowiec trafił do polskiej ambasady w Paryżu, był tam sekretarzem. Objął tę funkcję przed Miłoszem, ale w przeciwieństwie do niego nie został na Zachodzie. Kiedy przyszli do niego jacyś ludzie z AK i mówili, że będą tworzyć WiN, i namawiali, żeby się do nich przyłączył, odmówił. Popatrzył tylko na ich broń i powiedział: "Trzeciej wojny światowej z tym pistolecikiem nie wygracie". Ojciec był dziwną mieszaniną postaci troszeczkę conradowskich. Kiedy było bardzo źle w Polsce i mogło być jeszcze gorzej, to ona na przykład zgłaszał się na ochotnika i jechał do Wietnamu w dżunglę na sześć – osiem miesięcy, gdzie był w opałach razem z oddziałami Viet Minhu. I był pierwszym białym człowiekiem, który wszedł do padłej twierdzy Dien Bien Phu po definitywnej klęsce Francuzów. To był dla niego sposób na ucieczkę, bo on przez całe życie uciekał, nie wiadomo w sumie przed czym. Uwierzył w pewnej chwili w komunizm, napisał nawet "Rzekę czerwoną", za którą dostał nagrodę państwową, ale potem chyba przestał wierzyć. Przejrzał na oczy. I mnie się właściwie podoba to, że zamiast jak wielu przejść na drugą stronę i nerwowo pyskować, tylko na inny temat, zakładać KOR, schodzić do podziemia, on po prostu zamilkł. Tak jakby milczeniem przyznawał się do błędu. Ale nie odszedł nigdy z partii.
[Andrzej Żuławski, Renata Kim, "Żuławski. Ostatnie słowo", Warszawa 2011]
W latach 1945–1949 Mirosław Żuławski przebywał jako radca kulturalny na placówce w Paryżu, po czym zastąpił go na tym stanowisku Czesław Miłosz. W latach 1949–1952 Żuławski pracował na placówce w Pradze, goszcząc u siebie poetę w chwili, gdy ten podjął decyzję pozostania na Zachodzie.
Ojciec Miłoszowi powiedział: "Jeżeli zachowamy się, jak ty, egoisto, to co tutaj będzie?". Wiedział, że połowę siebie skreśla, ale też wiedział, że nie ma takiego talentu jak Miłosz.
[Andrzej Żuławski, Renata Kim, "Żuławski. Ostatnie słowo", Warszawa 2011]
Zachowywał się jak książę
Został redaktorem tygodnika "Przegląd Kulturalny" (1952–1955), publikował też w tygodniku "Świat". W latach 1956–1965 znów pracował w Paryżu reprezentując Polskę w UNESCO.
Kiedy Teatr Narodowy gościł w 1956 roku w Paryżu z "Kordianem", Erwin Axer zapamiętał, jak ich przyjmował "attaché culturel naszej ambasady, Mirosław Żuławski, który zachowywał się jak książę" – czytamy w jego wspomnieniach zatytułowanych "Z pamięci".
Od 1971 Mirosław Żuławski był wicedyrektorem Departamentu Zachodnioeuropejskiego MSZ. Lata 1973–1977 spędził jako ambasador PRL na placówce w Dakarze obsługującej kilka afrykańskich krajów: Senegal, Republikę Górnej Wolty, Republikę Mali, a od 1975 także Gambię. W 1978 przeszedł na emeryturę.
Pisał powieści, reportaże oraz pełne humoru i liryzmu gawędziarskie miniatury prozą. W 1947 roku ukazał się zbiór jego historiozoficznych opowiadań "Ostatnia Europa" – zawarł w nich echa doświadczeń wojennych. W powieści "Rzeka czerwona" (1953; nagroda państwowa III stopnia) przybliżył czytelnikowi Wietnamczyków walczących przeciw okupacji francuskiej. Wietnamowi poświęcił także tom reportaży "Drzazgi bambusa" (1956). Z myślą o młodzieży napisał "Opowieść atlantycką" (1954).
Tom opowiadań "Psia gwiazda" (1965) autor poświęcił współczesnej tematyce psychologicznej. Rodzajem kroniki rodzinnej był przepojony refleksją moralną cykl "Opowieści mojej żony" z 1970 roku. Dwa lata później przeniósł je do Teatru Telewizji Adam Hanuszkiewicz, występując w nich wraz z Zofią Kucówną.
Przyszły też wreszcie telewizyjne "Opowieści mojej żony", piętnastoodcinkowy serial wyreżyserowany przez Adama Hanuszkiewicza. W tym gigantycznym monodramie zaprezentowała Kucówna cały wachlarz swoich umiejętności: z wielką finezją wypowiadała tekst, wszystkie bieżące i przeszłe sprawy prześwietlała życzliwością i ciepłem rodzinnym, ujmując tym szeroką widownię tak dalece, że na życzenie widzów przeniesiono "Opowieści" z dość wąskiego wówczas drugiego programu do powszechnie dostępnej jedynki.
[Henryk Bieniewski, "Teatr Telewizji i jego artyści", Warszawa 2009]
Podobną refleksyjną tonacją Mirosław Żuławski przepoił swoje felietony literackie zatytułowane "Pisane nocą" (1973), w których powracał często do podróżniczych wspomnień.
Proza Żuławskiego w przeważającej mierze jest owocem licznych podróży pisarza, stąd częste motywy egzotyczne, sceneria wypraw myśliwskich albo międzynarodowych spotkań. W tym świecie różnych kultur, języków i obyczajów rozgrywają się zwykle sprawy ludzkie, realizują się ambicje zdobywcze lub erotyczne, zbliżenia i rozstania. Żywa dramaturgia tej prozy jak również charakterystyczne motywy fabularne pozwalają kojarzyć ją ze znakomitą nowelistyką Ernesta Hemingwaya.
[W.M. (Włodzimierz Maciąg) w: "Mały słownik pisarzy polskich" cz. II, Warszawa 1981]
Wojna pod mikroskopem
Osobny rozdział twórczych dokonań Mirosława Żuławskiego to twórczość na rzecz filmu. Rozpoczął ją w 1954 roku od współpracy literackiej przy scenariuszu filmu "Autobus odjeżdża 6.20" w reżyserii Jana Rybkowskiego. Niedługo później napisał scenariusz filmowy według własnej prozy "Opowieść atlantycka", który pod tym samym tytułem zekranizowała Wanda Jakubowska w 1954 roku.
Przygodę z filmem kontynuował we współpracy z synem, reżyserem Andrzejem Żuławskim. Podpisał z nim scenariusze telewizyjnych nowel: "Pavoncello" według noweli Stefana Żeromskiego i "Pieśń triumfującej miłości" według prozy Iwana Turgieniewa (oba z 1967 roku). Po nich przyszła kolej na pełnoekranowy debiut syna – "Trzecią część nocy" (1971). W scenariuszu tego filmu wykorzystał własne doświadczenia przy karmieniu wszy w Instytucie prof. Weigla. Andrzej Żuławski wspominał:
Bardzo chciałem się pokłonić rodzicom i Armii Krajowej. W tamtych czasach nam wmawiano, że wojnę wygrała AL z armią Berlinga, a ja chciałem zrobić coś o inteligentach z AK, którzy karmili własną krwią wszy zarażone tyfusem. Ja wiele razy się zastanawiałem, czy w czasie okupacji potrafiłbym się tak zachować. I do dziś nie wiem, dlatego kłaniam się do ziemi tym, co umieli. Zamówiłem nowelę filmową u mego ojca, dlatego, że sam temat wydał mi się niesłychanie frapujący, prawie surrealny. Był to dla mnie temat bliski, bo od dziecka byłem przecież przekonany, że karmienie wszy krwią to rzecz najzupełniej normalna. I dopiero gdy zacząłem robić filmy, zrozumiałem, że wręcz przeciwnie, to było bardzo nienormalne. Ale nie chciałem zrobić filmu o wojnie, w którym jeżdżą czołgi i wybuchają bomby. Chciałem pokazać wojnę jakby pod mikroskopem, która przecież nie przestaje być wojną. I wiedziałem, że mogę to zrobić tylko ja, bo przecież żaden inny reżyser nie miał ojca, który pracował u słynnego profesora Weigla. Temat wydawał mi się frapujący nie tyle od strony moralnej, co raczej dla opowiedzenia pewnego moralitetu.
[Andrzej Żuławski, Renata Kim, "Żuławski. Ostatnie słowo", Warszawa 2011]
Wprawdzie legitymacja Instytutu Weigla była tarczą obronną dla jej posiadaczy, co jednak wiązało się z pewnymi konsekwencjami, wcale nie dając stuprocentowej gwarancji przeżycia.
[…] ci ludzi byli zakażeni jadem wszowym od rana do nocy. Czym się to przejawia? Ano tym, że rano można mieć 41 stopni, w południe 35, a potem znowu 40. Te wahania brały się z tyfusu nie w pełni rozwiniętego, takiego przyczajonego. Mój ojciec dwukrotnie zapadał na tyfus otwarty, gdzie po prostu leżał w delirium i o mały włos nie umarł. Dwa razy!!! Ale w stanie takiej powszedniości oni byli jak ciężko pijani, po prostu pijani jak po spirytusie, jak po wódce. […] Oni nie trzeźwieli nigdy, o czym ojciec mi bardzo wiele opowiadał.
[Andrzej Żuławski w: Piotr Kletowski, Piotr Marzecki, "Żuławski. Przewodnik Krytyki Politycznej", Warszawa 2008]
Grubszy zwierz
Kiedy Andrzej Żuławski dorastał, usłyszał od ojca: "Ja cię naprawdę nie mogę niczego nauczyć prócz czytania książek, strzelania z dubeltówki, pisania na maszynie i szacunku do kobiet". Reżyser wspominał, że najlepiej poszło mu z pisaniem na maszynie, gorzej było z resztą.
Do pasji jego ojca Mirosława Żuławskiego należało myślistwo. Polował w Kole Łowieckim Literatów wraz z Bronisławem Zielińskim, tłumaczem i przyjacielem Hemingwaya, Michałem Sumińskim, autorem telewizyjnego "Zwierzyńca", Jerzym Pomianowskim, tłumaczem Sołżenicyna, Andrzejem Strumiłłą, malarzem, grafikiem i rzeźbiarzem, oraz Kazimierzem Winklerem, autorem tekstów wielu przebojów między innymi "O mnie się nie martw", "Gdy mi ciebie zabraknie" czy "Tych lat nie odda nikt". To właśnie Winkler napisał o Żuławskim fraszkę, którą wyrecytował – ku uciesze zebranych – podczas myśliwskiej biesiady:
Nie bawi się w dyplomację, gdy o kaczki chodzi,
dla bażantów, kuropatw nie zna łaski.
Sztuki życia od niego niech się uczą młodzi.
kto to jest? Proszę chórem! – Mirosław Żuławski.
W książce "Pogłaskać kolanko" – stary łowiecki zwyczaj nakazuje przed wyjściem na polowanie, w celu zapewnienia sobie powodzenia, złapać za damskie kolanko, pamiętając przy tym o zasadzie: "Im grubszy zwierz, tym wyżej bierz" – autor fraszki opisał reakcję jej bohatera.
Wieloletni prezes naszego koła, znakomity pisarz, autor między innymi moich ulubionych książek "Ucieczka do Afryki", "Ostatnia Europa" czy "Opowieści mojej żony", a poza tym dyplomata i podróżnik, skwitował wierszyk wyważonym uśmiechem.
[Kazimierz Winkler, "Pogłaskać kolanko", Warszawa 1993]
Od 1990 do 1995 Mirosław Żuławski był stałym felietonistą magazynu "Twój Styl". Teksty, które tam drukował, ukazały się w wydaniu książkowym pod taką samą nazwą jak tytuł miesięcznikowego cyklu – "Album domowe". Książka została opublikowana w 1997 roku, dwa lata po śmierci autora.
Cytaty
Cywilizacje mają swoje śmierci i groby, jak ludzie.
Człowiek sprawdza się w pożyciu z drugimi i w konflikcie z nimi. Nigdy tylko w pożyciu albo tylko w konflikcie.
Ludziom wydaje się, że są lepsi, kiedy jest im lepiej.
Twórczość
Książki:
- 1943 – "Wierne płomienie", konspiracyjna antologia poezji wojennej pod red. Stefanii Skwarczyńskiej – z wierszami m.in. Mirosława Żuławskiego
- 1944 – "Śpiew wojny", konspiracyjna antologia poezji wojennej z inicjatywy i pod red. Stefanii Skwarczyńskiej i Mirosława Żuławskiego, także z jego wierszami
- 1947 – "Ostatnia Europa. Trzy miniatury", opowiadania
- 1953 – "Rzeka czerwona", powieść
- 1954 – "Portret wroga", powieść dla młodzieży
- 1954 – "Opowieść atlantycka", opowiadania
- 1956 – "Drzazgi bambusa", reportaże z Wietnamu
- 1965 – "Psia gwiazda", opowiadania
- 1970 – "Opowieści mojej żony", opowiadania
- 1973 – "Pisane nocą", felietony
- 1983 – "Ucieczka do Afryki", opowiadania
- 1997 – "Album domowe. Felietony 1990–1995", wspomnienia
Film:
- 1954 – "Autobus odjeżdża 6.20", film fabularny, reż. Jan Rybkowski, współpraca literacka
- 1954 – "Opowieść atlantycka", film fabularny, reż. Wanda Jakubowska, autor, scenariusz
- 1967 – "Pavoncello", film fabularny – telewizyjny, reż. Andrzej Żuławski, scenariusz
- 1967 – "Pieśń triumfującej miłości", film fabularny – telewizyjny, reż. Andrzej Żuławski, scenariusz
- 1971 – "Trzecia część nocy", film fabularny, reż. Andrzej Żuławski, scenariusz
- 1972 – "Opowieści mojej żony", spektakl telewizyjny – 15 odcinków, scenariusz i reż. Adam Hanuszkiewicz, autor
Nagrody:
- 1953 – nagroda państwowa III stopnia
Odznaczenia:
- Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski
- Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski
- Order Krzyża Grunwaldu III klasy
- Krzyż Oficerski Orderu Narodowego Legii Honorowej (Francja)
- Krzyż Komandorski Orderu Narodowego Zasługi (Francja)
- Order Pracy I klasy (Wietnam)
- Order Narodowy Lwa (Senegal)