Gąssowski zna ten świat. Potrafi go opowiedzieć. Problem w tym, że w jego filmie prawda obyczajowej obserwacji próbuje zastąpić prawdę życia i prawdę psychologii. Choć otaczający bohaterów świat wydaje się na wskroś realny, oni sami sprawiają wrażenie marionetek stworzonych przez autora filmu tylko po to, by dzięki nim mógł opowiedzieć swoją historię. Dotyczy to zwłaszcza młodej sąsiadki, bo choć charyzmatyczna Chętnicka dwoi się i troi, by obronić swoją postać, reżyser traktuje ją jako element filmowej układanki, a nie żywego człowieka. Jej Marzena zbliża się do ekscentrycznego listonosza, ale widz nie dostaje żadnych informacji o tym, co zaintrygowało ją w nieśmiałym sąsiedzie i skłoniło do nawiązania relacji. Nie sposób więc zrozumieć jej działań i z nią współodczuwać.
Podobnie rzecz ma się z głównym bohaterem. Wróbel, który w początkowych sekwencjach filmu uwodzi swoją skromnością, dobrocią i psychologiczną prawdą, z czasem staje się jedynie pionkiem, którego reżyser przesuwa po planszy, by dotrzeć do celu swojej historii. Oddalając się od psychologii postaci, tracąc zainteresowanie ich motywacjami, reżyser wpycha filmową opowieść na tory przewidywalnej romantycznej baśni o dziwakach skazanych na miłość. I choć Gąssowski bardzo umiejętnie dozuje widzowi informacje dotyczące przeszłości Wróbla, prawda, która niosła i ożywiała jego obraz, z czasem ustępuje miejsca filmowej bajce z banalnymi zwrotami akcji i przewidywalnym happy endem.
Filmowy "Wróbel" karmi się natomiast aktorską energią Jacka Borusińskiego. Ten wybitny artysta kabaretowy (współtwórca kabaretu Mumio) u Gąssowskiego gra "po chichu", unika szarż i wielkich gestów. Doskonale wybiera momenty, gdy zaprzęga do pracy swoje kabaretowe umiejętności (bardzo dobrze, powściągliwie zagrane sceny pijackie), a w scenach z Piotrem Roguckim czy Julią Chętnicką intuicyjnie kontrapunktuje ich ekranową energię.