Znacznie poważniejszy problem powodowała anatomia człowieka, nie we wszystkim przystosowana do kosmicznych warunków: "Ten tak twardy do zgryzienia orzech spędzał sen z oczu astrotechników, ale nie kłopotał autorów science fiction, bo jako wyniosłe duchy po prostu go omijali". Niebłahy problem rozwiązały dopiero komputerowo sterowane urządzenia, nazwane zmyślnie defekatorami.
Jak zawsze u Lema, tak i "Pokój na Ziemi" zapowiada technologie przyszłości, które wkrótce (oby nie!) mogą się stać rzeczywistością. Pisarza nie opuszcza jednak sceptycyzm, co do metod ich zastosowania, skoro z rozmaitych mniej lub bardziej wytłumaczalnych powodów najprężniej korzysta z nich przemysł militarny. Postępu nauki nie sposób jednak zatrzymać, toteż trudno nie liczyć się z daleko idącą miniaturyzacją uzbrojenia.
Już nie atom, nie wodór, ani siła coraz potężniejszych dział i rakiet mniej lub bardziej dalekiego zasięgu zaczyna odgrywać znaczącą rolę w walkach przeciwstawnych sobie państw czy sojuszy militarnych. Wzorując się na szybko odradzających się populacjach owadów, wychodzących prawie bez uszczerbku z rozmaitych klęsk klimatycznych czy żywiołowych, inżynieria militarna przerzuciła się na produkcję trudnych do wyśledzenia i zatrzymania chmur miliardów mikropów, jak Stanisław Lem nazwał przemieszczające się mikroautomaty, zdolne do przeciskania się przez najdrobniejsze szczeliny, żeby potem połączyć się w cokolwiek je zaprojektowano, na przykład w centaura, jak w powieści, czy też w bardziej skomplikowaną machinę niosącą śmierć i spustoszenie. Ten stan rzeczy przestaje być zresztą powieściową fikcją, a powoli, niemal na naszych oczach, staje się rzeczywistością – zawsze gdy w grę wchodzą "wyższe" względy polityczne, ekonomiczne czy militarne – i wcale nie są to gwiezdne wojny, lecz czysto ziemskie, te czy inne podjazdowe "wojny hybrydowe".
W "Pokoju na Ziemi" autor nawiązuje do swoich wcześniejszych powieści, na przykład w "Niezwyciężonym" chmura mikroautomatów niszczyła zawartość mózgów wszelkich żywych istot. Z kolei w "Pamiętniku znalezionym w wannie" zjadliwa bakteria rozkładała papier, a zatem wszystko, co było na nim zapisane. Jeszcze innym wynalazkiem jest wspomniany w "Pokoju na Ziemi" tak zwany zdalnik, czyli naszpikowany elektroniką automat, perfekcyjnie wykonujący w zastępstwie człowieka, i z bezpiecznego oddalenia, czynności, których on sam wolałby uniknąć (dysponujemy już na przykład zdalnym urządzeniem do rozbrajania ładunków wybuchowych).
Pomijając jednak czysto techniczne rozwiązania spraw związanych z misjami kosmicznymi, nie można zapomnieć, że powieść Lema dostarcza nie tylko sporej dawki emocji spod znaku awanturniczo-przygodowej sensacji, ale także istotnych przemyśleń natury stricte etycznej. Nabyta w podróży na księżycowy poligon ułomność komandora Ijona Tichego sprawiła, że został uznany jako ktoś (coś?) na kształt twardego dysku, na którym znajdują się cenne informacje, lecz na razie nikt nie dobrał do nich właściwego klucza czy kodu dostępu. Przypuszczalnie tylko dlatego bohater powieści nie został unieszkodliwiony przez wrogie siły, wliczając w to, niestety, jego własnych mocodawców.
Gdyby swoją misję zakończył złożeniem pełnego raportu, to jako człowiek nadal posiadający równie bezcenną wiedzę, nie mógłby się swobodnie poruszać po naszej planecie. Szczęściem w nieszczęściu jego zwierzchności nie udało się go w pełni wyzyskać, co go uratowało przed niechybnym unicestwieniem. Nie ma chyba większej niesprawiedliwości na tym najlepszym ze światów, gdy za dobrze wykonane obowiązki zapłatą jest śmierć z rąk dawnych protektorów.
Uciekający przed wrogami jak i przed pryncypałami Ijon Tichy systematycznie dochodził istoty rzeczy, na ile pozwalał mu jego obecny stan kallotomii. Wielopiętrowo nawarstwiona maskarada pozorów czy gra gier, w jaką został uwikłany, swoim zaplątaniem przerastała wszystkie dotąd przeżyte przezeń perypetie. Rzecz w tym jednak, że znacznie większym zagrożeniem były dla niego nie podboje przestrzeni kosmicznej, lecz próba ułożenia sobie w miarę spokojnego życia na Ziemi, co – póki czas – powinno dać nam to i owo do myślenia.