Po piętnastu latach, jakie minęły od czasu "Wierności", Andrzej Żuławski powrócił do kina, by nakręcić swój – jak się okazało – ostatni film. Wobec niespodziewanej śmierci reżysera "Kosmos" jawi się jako jego epitafium. Epitafium nieoczywiste, tak jak nieoczywiste było całe kino Żuławskiego. "Komos" jest bowiem opowieścią o sztuce jako stwarzaniu i burzeniu świata, o nadawaniu znaczeń i o chaosie, z którego czasem - i tylko na chwilę - rodzą się sensy.
Reżyser "Diabła" przenosi akcję "Komosu" z przedwojennego Zakopanego na współczesną portugalską prowincję. Młody pisarz Witold (niezwykły Jonathan Genet) wraz z przyjacielem Fuchsem (Johan Libereau) wynajmują pokoje w pensjonacie prowadzonym przez egzaltowaną panią Wojtysową (Sabine Azéma) i jej męża-gawędziarza (świetny Jean-François Balmer). To tutaj Witold spotyka dwie kobiety – Catherette (Clémentine Pons) i Lenę (Victória Guerra), która wkrótce stanie się jego obsesją. Gdy w pobliży pensjonatu znajdzie powieszonego na drucie wróbla, rozpocznie śledztwo.
Kreśląc na ekranie mikrokosmos portugalskiego pensjonatu, Żuławski śmiało bawi się z widzem. Zaprasza nas do przestrzeni, w której rządzi chaos. Nic nie ma tutaj sensu, a kolejni bohaterowie wyglądają tak, jakby pochodzili z różnych porządków i różnych sztuk teatralnych. Ekranowy świat Żuławskiego kipi od nadmiaru – literackie cytaty, aluzyjne nawiązania do historii kina, do filozofów, do Sartre’a, Pasoliniego, Bressona i Spielberga, a nawet filmów samego Żuławskiego za nic nie chcą złożyć się w całość. Jedynym sposobem na okiełznanie chaosu jest tutaj sztuka. Co jakiś czas Witold przybiega więc do swojego laptopa, by opisać w powieści swe kolejne doświadczenia. Nie składają się one w prosty opis codzienności, ale w rozgorączkowaną relację artysty, który w natłoku życiowych perypetii próbuje dostrzec sens.
"Kosmos" Żuławskiego jest filmem o sztuce jako próbie oswojenia świata, obłaskawienia demonów i przełamania lęków. Filmowy Witold nieustannie się z nimi konfrontuje. W jednej z pierwszych scen wchodzi do gęstego lasu , choć przyznaje, że boi się jego mroku. Kilka chwil później, mimo lęku przed wodą, z szalem na szyi i parasolem w ręku wchodzi po szyję do oceanu. Z podobnych aktów transgresji rodzą się kolejne rozdziały jego powieści.
"Ja bym w życiu nie nakręcił filmu o sobie" – brzmiały pierwsze słowa wypowiedziane przez Andrzeja Żuławskiego w wywiadzie-rzece, udzielonym Piotrowi Kletowskiemu i Piotrowi Mareckiemu w 2008 roku. Ale oglądany po śmierci reżysera "Kosmos" wydaje się niemal autoportretem artysty – z jego namiętnościami, pasją tworzenia i świadomością ograniczeń narzucanych przez sztukę.