Polszczyzna, jak wiadomo, często płata nam figle, toteż jest się nad czym zastanowić, albo i zadziwić. Nie jest to, na szczęście, suchy wykład ex cathedra, tylko rwący potok intrygujących wypowiedzi, urozmaicony przykładami zaczerpniętymi wprost z życia – z codziennej mowy mediów, reklamy, tych czy innych subkultur.
"Jeśli pozwolisz, wróciłbym jeszcze do naszego tytułu. Rozważaliśmy już różne znaczenia i konteksty kiełbasy, co jest zupełnie naturalne, bo to nasz punkt wyjścia i w księgarniach będziemy prawdopodobnie stali w dziale wędliniarskim. Jedno przeoczyliśmy jednak, mianowicie, że »Kiełbasa« to jest bardzo popularny pseudonim dla różnych mafiosów, takich, którzy są oskarżani w słynnych procesach" – mówi Michał Ogórek, na co Jerzy Bralczyk odpowiada: – "Pseudonimy te bywały mięsne i apetyczne: »Kiełbasa«, »Baranina«. A kaszana to jest raczej to, co później".
Stężenie celnych ripost – z obu stron – jest tu zresztą bodaj najwyższe na centymetr kwadratowy druku. Obaj panowie dworują sobie z wszelkich językowych czy znaczeniowych nadużyć. Prof. Bralczyk wspomina na przykład peerelowskie jeszcze hasło "Wieś białostocka gospodarna i kulturalna". "I brzmiało to tak, szczególnie w uszach mieszkańców tamtejszych regionów, że oni nie mogli tego spokojnie słuchać ani wypowiadać, bo od razu wybuchali śmiechem. Bo gospodarność i kulturalność to nie były te główne cechy". "Nie za to ich cenimy" – dorzuca Michał Ogórek.
Pojęcie małych ojczyzn – temat szczegółowo przeanalizowany przez Mariana Pilota w "Nowym mateczniku" (WL, Kraków 2012) – pojawia się także w "Kiełbasie i sznurku". Autorzy opowiadają się za utrzymaniem takich lokalnych enklaw, zwanych w Niemczech Heimatami, z którymi autochton czuje się znacznie silniej związany, niż z abstrakcyjnym pojęciem całego państwa.
To taka macierzysta ziemia w odróżnieniu od ojczyzny, coś takiego małego – mówi Jerzy Bralczyk. […] Przypomniało mi się coś osobliwego, że tylko w polskim języku język ojczysty nazywa się "ojczysty" – od ojca. We wszystkich innych mamy "macierzysty" – Muttersprache, prawda? […] Tak jakby u nas ojciec uczył języka, nie matka.
W tak zwanym wileńskim słowniku Orgelbranda z połowy XIX wieku, Bronisław Ferdynand Trentowski w haśle o Chaosie pisze, że było to bóstwo "pierworodne i maciniec wszech rzeczy". Maciniec! I obaj autorzy smakują to dziś zupełnie zapomniane słowo.
Pozostając przy kwestiach prawidłowego posługiwania się polszczyzną, nawet uczony językoznawca staje przed pytaniami, na które trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Czy nasz język się rozwija? A jeśli tak, to czy prawidłowo? Prof. Bralczyk zapytany o to jednego dnia przez dwóch radiowych reporterów z różnych stacji, dał dwie całkiem różne wypowiedzi.
Dziennikarze zadają takie pytania: jak to jest, czy Polacy dobrze mówią po polsku? Odpowiadam na to zawsze: najlepiej po polsku mówią Polacy. […] Nie ma takich ludzi, którzy by lepiej mówili po polsku niż Polacy.
Język polski wszakże tworzy niekiedy konstrukcje, które przed wypowiadającym się piętrzą logiczne pułapki. Trudno na przykład dyskutować o inteligencji, nie utożsamiając się z tą warstwą społeczną. Nie należy jednak określać samego siebie jako inteligenta, co już w oczach innych całkowicie dyskwalifikuje.
Pokazuje, że to człowiek ograniczony. To tak jak człowiek mówiący, że jest uczciwy, wzbudza daleko idące podejrzenia. Człowiek, który mówi, że ma dobry smak, także go nie przejawia. I jeśli ktoś mówi mi, że jest zbyt dobrze wychowany, żeby coś tam, to od razu widzę, że jest to człowiek źle wychowany – uważa Jerzy Bralczyk.
Kiedyś w Polsce trzeba się było tłumaczyć z tego, że się jest inteligentem. Michał Ogórek przypomina, że jego ojciec we wszelkich ankietach personalnych "asekuracyjnie" określał się (i nie on jeden) jako "inteligencja pracująca". Zdaniem prof. Bralczyka pokazuje to, że jedynym naturalnym sposobem istnienia inteligencji jest właściwie lenistwo. Dolce far niente. "Dlatego wymaga to dookreślenia »pracująca«, gdy chcemy zaznaczyć, że warstwa ta zajmuje się czymś".
W rozumowaniu autorów często da się odczytać tropy przejęte z Gombrowicza. Obaj przyznają się do fascynacji jego dziełem: "trochę mi przeszkadza to, że jest to tak strasznie zaraźliwy pisarz" – wyznaje Jerzy Bralczyk. "Że ta jego fraza jest taka zaraźliwa" – potwierdza Michał Ogórek. Ich książkę też należy zaliczyć do tej grupy – pozytywnie zaraźliwych.
-
Jerzy Bralczyk, Michał Ogórek
"Kiełbasa i sznurek"
rysunki: Jacek Gawłowski
wymiary: 190 x 245 mm
liczba stron: 296
oprawa: zintegrowana
Wydawnictwo Agora SA, Warszawa 2012
ISBN: 978-83-268-0770-1
www.agora.pl